sobota, 13 lipca 2019

Part 14: Chapter 2 ~ I could do nothing to save you

Maybe you should just fall
Leave the world and lose it all

          W końcu otarła łzy. Nie mogła sobie już dłużej pozwolić na słabość. Wzięła na ręce ciało Lacuny i z trudem podeszła do brzegu urwiska. Przed nią rozpościerała się głęboka przepaść. Wzięła głęboki oddech i puściła ciało dziewczyny, pozwalając mu bezwładnie spaść na samo dno.
          - Przepraszam, że nie umiałam cię uratować – powiedziała i zniknęła.
          Czekało ją wiele pracy. Musiała zadośćuczynić za krzywdy wyrządzone przez Lacunę.
          Lacuna nie była jeszcze martwa. Tkwiła na granicy życia i śmierci. Tonęła gdzieś w mroku, ale była świadoma tego, że opuszczają ją ostatnie siły. Spadała w dół, a gdy jej ciało bezwiednie łupnie o ziemię, jej cierpienie zakończy się na zawsze.
          W jej głowie została już tylko jedna myśl: czy to wszystko było tylko po to?

And if that's what you need

          Wreszcie udało mu się ją znaleźć. Beatrice udało się go zgubić gdzieś pomiędzy odległymi wymiarami, przez co nie zdołał pojawić się szybciej. Pierwsze co zobaczył to ślady walki i ani śladu Lacuny czy strażniczki wymiarów. Przeraził się.
          Wyczuł jednak słabe, tlące się ostatkami sił życie należące do Lacuny. Rzucił się rozpaczliwie w stronę przepaści. Spadała. Miłość jego życia umierała i za moment miała uderzyć o ziemię.
          Tylko cud sprawił, że zdołał tam dotrzeć przed nią, spowalniając jej upadek za pomocą wiatru i łapiąc w ostatniej chwili. Wykrwawiała się w jego ramionach, a on nie mógł nic zrobić. Nie był w stanie jej uratować.
          Przytulił ją mocno. Była taka zimna i wątła. Jeszcze delikatniejsza niż zwykle. Tak strasznie poraniona. Ten widok był dla niego zbyt bolesny, więc zamknął na chwilę oczy i krzyczał. Jego ryk przeszył eter tego zniszczonego świata.
          - Be…Rit...
          - Lacuna! Lacuna, nie umieraj. Nie możesz tego zrobić.
          - Przepraszam…
          Krzyczał i błagał, ale ona już się nie poruszyła. Było już za późno, ale nie mógł pozwolić jej tak łatwo odejść. Pragnął trzymać się ostatniej iskry nadziei, więc zabrał ja do jednego ze światów. Miał tam przyjaciela. Nocturna de facto. Jeśli ktoś mógł uratować Lacunę, to tylko on.
          Odnalazł siedzibę wampirów, nie chciały go wpuścić, tym bardziej widząc na jego rękach ludzką dziewczynę. Jednak gdy powołał się na imię ich lidera, ustąpiły.
          - Musisz mi pomóc! – oznajmił z desperacją w głosie.
          - Co tu się… Czy to?
          - Nie daj jej umrzeć. Błagam.
          - Ona już nie żyje… - padło w odpowiedzi. – Poza tym, czy to nie młoda strażniczka wymiarów.
          - Błagam, zrobię, co tylko zechcesz!
          - Cóż… Jest jeden sposób, jeśli jest w niej, chociaż ostatnie tchnienie życia, być może…
          - To na co czekasz!
          - Ale niczego nie obiecuję – naburmuszył się Nocturn.
          Zmarszczył brwi i wziął dziewczynę na ręce. Zaniósł ją na kanapę i tam położył. Wysunął pazury i jednym z nich szybkim ruchem rozciął skórę na nadgarstku Lacuny. Uśmiechnął się, gdy wypłynęła z niej czerwona ciecz.
          - Co ty wyprawiasz? – przeraził się Berit.
          - Siedź cicho – warknął wampir – i patrz.
          Następnie to samo zrobił ze swoim nadgarstkiem i pozwolił, by kilka kropli jego własnej krwi trafiło prosto w ranę dziewczyny. Obie rany momentalnie zniknęły.
          - Co… Co zrobiłeś? – zapytał z namaszczeniem Berit.
          - To była jedyna możliwość. Jeśli jeszcze nie umarła, jest szansa, że moja krew…
          - Uleczy jej rany? – Zaległa cisza. – Curreau, do licha!
          - Nie, idioto. Nie jestem cudotwórcą – warknął Nocturn. – Jeśli jeszcze nie umarła, może uda mi się ją zmienić w wampira. To jedyny sposób, by ją uratować. Jeśli ma w sobie wolę walki, przeżyje tę przemianę, a wtedy jej ciało samo się uleczy.
          - Ile to potrwa? Dlaczego nic się nie dzieje?
          - Już mówiłem, nie jestem cudotwórcą – warknął Curreau. – Może godzinę, a może dzień, dwa albo tydzień. A może już nigdy się nie obudzi. Może jest za późno i już umarła, a może nawet jest za późno i jej ciało się uleczy, ona utkwi pomiędzy życiem i śmiercią? Mówiłem. Niczego nie mogę obiecać.
          - Ale dałeś mi nadzieję.
          - Kochasz to ludzkie dziewczę? – zapytał z nieukrywaną odrazą Curreau. – Przecież to nasz wróg.
          - Mój już dawno nie. Twój to może… Chociaż myślę, że nawet bliżej jej do twoich przekonań niż moich – wyjaśnił smutno Berit i usiadł na podłodze obok kanapy. - Byłem gotów porzucić dla niej wszystko, ale zdaje się, że wyszło na odwrót.
          - Ty się tak nie rozsiadaj. Chyba nie zamierzasz tu zostać.
          - Jak nie? Będę czuwać tutaj nad nią.
          - Nic jej tutaj nie grozi – warknął Curreau.
          - Jest człowiekiem.
          - Już niedługo. Zresztą mój gatunek nie gustuje w krwi umarlaków. Nie są smaczni, więc i tak nikt jej nie tknie.
          - Nie mów tak o niej!
          - Nie krzycz – skarcił go Nocturn, marszcząc brwi. – Będziesz mi tylko przeszkadzał. Zajmij się sobą, a ja dam ci znać, jeśli coś się zmieni.
          - Ma tutaj zostać?
          - Tu jej będzie najlepiej. Jest ciemno i będzie wśród swoich. Zapewnimy jej jedzenie. Przy takich ranach, na pewno obudzi się bardzo głodna. Jeśli się obudzi.

To finally see

          Berit wpadł do pomieszczenia jak burza, mówiąc:
          - Wzywałeś.
          Spodziewał się najgorszego, widząc minę przyjaciela. Ten spojrzał gdzieś w róg pokoju i wzrok Berita podążył za nim. Tam skulona siedziała Lacuna. Wbijała sobie pazury w ramiona aż do krwi, ale była żywa. Na ile mogła być żywa jako wampir.
          - Nie wiem, czy ma tyle szczęścia, czy tak ogromną chęć do życia – zaczął Curreau, uśmiechając się z satysfakcją. – Szczerze mówiąc, nie dawałem jej szans, a jednak pozytywnie mnie zaskoczyła.
          - Berit… Co się ze mną dzieje? – zapytała wątłym głosem. Musiała bardzo cierpieć. – To boli…
          - Co cię boli?
          - Wszystko.
          - Przemiana jeszcze się nie skończyła – oznajmił Curreau, przechadzając się majestatycznie po pokoju. – Ale teraz gdy już się obudziła, przeżyje. Zostawię was – dodał wreszcie i niespiesznie opuścił pokój.
          - Przepraszam, tylko tak mogłem cię ocalić – odezwał się cicho Berit. – Wiem, że przemiana boli, ale to minie.
          - A więc będę wampirem… Aż w końcu zamienię się w bestię.
          - Nie, nie zamienisz się. Curreau cię nie ugryzł, a ofiarował ci swoją krew. Nocturny rzadko tak robią, ale… Curreau jest moim przyjacielem i dlatego się zgodził.
          - Nie chcę tu być – jęknęła Lacuna.
          - Nie mogę. Tu jesteś najbezpieczniejsza. Curreau się tobą zaopiekuje.
         
I'll be with you through it all

          - Zostawisz mnie tu? – przeraziła się Lacuna i zwinęła się z bólu. – Nie…
          - Nie, nie zostawię cię. Będę przy tobie, aż nie poczujesz się lepiej.
          - Obiecujesz?
          - Obiecuję. Nigdzie się bez ciebie nie ruszam. Zostaniemy tu razem, dopóki nie poczujesz się lepiej.
          - To dobrze. Nie chcę być sama.
          - Nie jesteś sama. Jestem przy tobie - powiedział i usiadł obok niej na podłodze, przytulając ją do siebie. - Nic ci nie będzie. Jesteś silna.


Bring on the pills, roll that dollar bill
Medicating will never heal

            Rana już się zasklepiła, ale i tak bolało jak diabli. Nie powinno tak boleć. Przecież była zdrowa. A jednak wciąż, budziła się po nocach z krzykiem. Ból pulsował po całym jej ciele. Tabletki nie pomagały, choć brała ich coraz więcej i więcej.   
            Jej organizm doskonale radził sobie nawet z nadmiarem leku, w końcu nie była już człowiekiem. Może dlatego tak bardzo cierpiała? Chciała tylko, by to się już skończyło. Ale cierpieniu nie było końca.
            Coraz gorzej sypiała, coraz mniej jadła. Była żywa i martwa jednocześnie. Lub może raczej była wciąż żywa, ale czuła się, jakby umierała każdego dnia. To nie z powodu przemiany w wampira, lecz w ogóle. Rany zadane przez ludzi, których kochamy, czasem są nie do wyleczenia. To co bolało Lacunę to nie ciało, lecz dusza.
             Nie chciała budzić Berita, dlatego po cichu wyślizgnęła się z łóżka. Wciąż było coś, co jeszcze dawało radę jej pomóc. Jeden jedyny środek, choć wcale nie idealny.
             Ubrała się i wyszła z domu.

Self-destruct, spiral down
Until your want becomes your need

            Jeszcze ciągle znajdowała ukojenie w alkoholu. Może i nie pozbywała się bólu, ale była choć trochę znieczulona. Przynajmniej przez chwilę mogła o nim zapomnieć. Piła coraz więcej i częściej. Kolejną noc z rzędu zawitała do jakiegoś obskurnego baru.
            - Jakoś często cię tu widać, panienko – zaśmiał się barman. – Ciężkie życie?
            - Ciężka śmierć – mruknęła Lacuna, bo tak się właśnie czuła. Martwa. – To, co zwykle, poproszę.
            - Niedobrze jest tyle pić w tak młodym wieku.
            - Nie przyszłam tu wysłuchiwać morałów – warknęła Lacuna, z trudem powstrzymując gniew. – Daj mi alkohol i stul pysk.
            - Ej, ej!
            - Już – rozkazała, a jej oczy błysnęły czerwienią.
            - Po co te nerwy – westchnął barman, podsuwając jej szklankę z trunkiem.
            Potem kolejną i kolejną i jeszcze jedną. Jak najszybciej i jak najwięcej, zanim przestanie działać.

Please get up like I know you can
Or forever love the fall

            - Chyba już wystarczy – usłyszała, gdy ktoś zabrał jej z dłoni szklankę.
            Odwróciła się wściekła i syknęła:
            - Chyba już mówiłam, żebyś przestał mi prawić morały. Ach? Berit... – jęknęła, widząc twarz ukochanego. Patrzył na nią smutno. – Przepraszam, myślałam, że to znowu ten durny barman.
            - Chodź, wracamy do domu. 
            - Nigdzie nie idę. - zaprotestowała. 
            - Picie to nie jest odpowiedź.
            W jego oczach widziała troskę.
            - Uśmierza ból.
            - Wiesz, co uśmierzy ból?
            - Niby co?
            - Trening. Staniesz się silniejsza. Ból też minie. Czas leczy rany.
            - Nie te. Nie moje. Nikt ani nic nie jest w stanie mi pomóc - upierała się Lacuna. - A teraz napij się ze mną albo zostaw mnie w spokoju.
            - Dobrze wiesz, że cię nie zostawię. Dlatego wrócimy do domu razem. Wiem, że to boli, ale jesteś silna, dasz radę. Nie potrzebujesz tego wszystkiego, możesz to pokonać. Wstawaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz