sobota, 29 czerwca 2019

Part 13: Chapter 3 ~ Only us and our feelings

But my world is only you

            Od dłuższego czasu widywali się systematycznie. Aurora widziała na początku, że Lu wciąż się waha. Chętnie przychodził na spotkania, ale był bardzo ostrożny i zdystansowany. Najwyraźniej słowa Trice naprawdę utknęły mu w pamięci. Ale w końcu się przekonał.
            Był dla Aurory bardzo dobry. Gdy dowiedział się prawdy o niej, był bardzo zdziwiony, choć to pomogło mu zrozumieć, jak się zorientowała, że jest demonem. Wiele opowiedział jej o Infernum, w którym nigdy nie była. Opowiedział o wojnach domowych i problemach z buntowniczą frakcją, której niedobitkowie wciąż kręcili się po rożnych światach.
            Jak się okazało, to właśnie ta frakcja składała się z demonów i wampirów atakujących ludzi. Pozostałe żyły pokojowo w Infernum pod władaniem swojego króla. Jednak opozycja rosła w sile, wymykając się spod kontroli. Pomimo prowizorycznego pokoju po wojnie domowej, zagrożenie wciąż było realne.
            Lu z chęcią pomagał Aurorze w wypełnianiu obowiązków strażniczki. Uczestniczył w walkach i wspierał ją. Nawet Trice przywykła do jego obecności, choć nadal nie darzyła go zbytnią sympatią.
            Mimo to Aurora była szczęśliwa. Naprawdę lubiła Lu, a fakt, że jej siostra tolerowała jego obecność, uznawała za dobry początek. Miała nadzieję, że z czasem przekona ją, że nie każdy demon jest zły. Darzyła Lu ogromnym zaufaniem, do tego jak najbardziej zasłużonym. Wielokrotnie udowodnił jej, że ma szczere intencje i zależy mu na dobru zarówno mieszkańców Infernum jak i ludzi.
            — Chodź – powiedział Lu, uśmiechając się do niej czarująco. Ujął jej dłoń w swoją i poprowadził.
            — Dokąd? – zapytała zaciekawiona, ale położył palec wskazujący na jej ustach.
            Szli w milczeniu obrzeżami miasta, cały czas trzymając się za ręce. Za miastem ciągnął się las. Jednak jeszcze przed nim stał niewielki domek z ogródkiem. Typowy jednorodzinny dom o białej elewacji i czerwonym dachu. Bardzo prosty, ale urokliwy. I to w jego stronę się kierowali.
            — Jak ci się podoba? – zapytał Lu. – Ładnie tu nie?
            — Bardzo przyjemna okolica – zgodziła się Aurora.
            Słońce grzało przyjemnie, a z traw dochodziło granie cykad. Lato w pełni. I oni. Tylko we dwoje, trzymający się za ręce. Czego mogła chcieć więcej?
            — Wiesz, że dziś mija rok, od naszego pierwszego spotkania? – zapytał nagle Lu. – Okrągły rok.
            — Faktycznie! Przepraszam, zupełnie zapomniałam. Czas tak szybko leci.
            — Kocham cię – oznajmił Lu i ucałował ją w czoło, a ona przymknęła na chwilę oczy, rozkoszując się chwilą. – Ten domek… Kupiłem go dla ciebie… Znaczy… Dla nas – poprawił się.
            — Czy to znaczy to, co ja myślę, że znaczy? – zapytała Aurora.
            — Chyba tak – odparł Lu i delikatnie ścisnął jej dłoń. – Co na to powiesz? – Aurora, pokiwała głową, uśmiechając się. Z trudem powstrzymywała łzy szczęścia. – Jeśli chcesz, możemy wejść do środka. To jest już nasz dom. — W środku było jeszcze piękniej. Każde pomieszczenie było umeblowane i czyściutkie. – Wystroiłem je tak, jak mi się wydawało, ale jeśli coś ci się nie podoba, możemy to zmienić.

And if we're sinners then it feels like heaven to me

            Puściła jego dłoń i z poważną miną zwróciła się do niego. Po chwili jednak uśmiechnęła się szeroko i rzuciła mu się na szyję.
            — Jest cudnie.
            Objął ją w talii i przytulił. Mogła poczuć, jak bardzo ją kocha. Ona też go kochała. Nie miała pojęcia, kiedy to się stało, kiedy się zakochała. Jednak nie walczyła z tym uczuciem. Oddała mu się całkowicie i teraz była naprawdę szczęśliwa. 
            — Tak się cieszę – wyszeptała i pocałowała Lu.
            Odwzajemnił ten gest i przyciągnął ją do siebie mocno, napierając na nią całym swoim ciałem. Trwali tak przez dłuższą chwilę, dopóki nie zabrakło im powietrza. Mimo to nie odsunęli się od siebie. Napawali się ciepłem ciał. Dłonie Lu zaczęły błądzić po plecach Aurory, a potem coraz niżej.
            — Kocham cię – wyszeptał. – Tak bardzo cię kocham, chcę, żebyś była moja już na zawsze.
            — Zawsze to bardzo długo – roześmiała się Aurora. – Ale z tobą nie obawiam się nawet wieczności.
            Złapał ją w talii i uniósł, sadzając na stoliku. Rozpiął kilka guzików jej bluzki i uśmiechnął się z zadowoleniem. Tym bardziej, że blondynka nie pozostawała mu dłużna. Już po chwili zrzucali z siebie także resztę ubrań.

You showed me feelings I've never felt before

            Leżeli razem w łóżku. Zgrzani, ale szczęśliwi. Cały czas do siebie przytuleni.
            — Tak bardzo się cieszę, że jesteś przy mnie – powiedziała Nena. – Nie umiem sobie już wyobrazić życia bez ciebie.
            — Ja też cię kocham.
            — Ale niestety pora wstawać i brać się do roboty – westchnęła, próbując się podnieść.
            Daemon jej na to nie pozwolił, wtulając się w jej piersi.
            — Jeszcze chwilę.
            — Zachowujesz się jak dziecko – mruknęła, ale uśmiechnęła, się, gładząc go po włosach.
            — Dzieci nie potrafią tego, co ja potrafię w nocy – zażartował demon, a Nena mimowolnie zarumieniła się na wspomnienie tego, co robili jeszcze chwilę temu. – Jesteś taka urocza.
            — A ty złośliwy.
            — Ale za to mnie kochasz.
            — No nie wiem, chyba muszę się nad tym porządnie zastanowić – mruknęła Nena, wyślizgując się z objęć. Przyzwyczaiła się i nie zwracała już uwagi na to, że Daemon praktycznie pożera ją wzrokiem, podczas gdy ona jakby nigdy nic ubierała się i szykowała do spotkania z kolejnym dniem. – No już, wstawaj, bo nie będzie śniadania.
            — Będziesz robić śniadanie?
            — Nie zapominaj, że mamy pod opieką Merit. Chcę jej zapewnić kochającą rodzinę. Śniadanie jest obligatoryjne.
            — Nie będę narzekał na to, że ktoś szykuje mi śniadanie.
            — A kto powiedział, że dla ciebie też zrobię? – Nena wyglądała na autentycznie zdziwioną. – I jeszcze może do łóżka?
            — A nie?
            — Nie – mruknęła i roześmiała się. – Oczywiście, że dla ciebie też zrobię, ale jemy w kuchni. Nie ma kruszenia w łożku.

We're making enemies, knocking on the devil's door

            Znowu go spotkała. Pierwsze kilka razy wierzyła jeszcze, że to był przypadek, ale ten zdarzał się zbyt często. Nie przeszkadzało jej to jednak po pierwszej wspólnej walce. Pomimo wcześniejszych kłótni, bo poznali się w dość specyficznych okolicznościach, dogadywali się całkiem nieźle.
            — To znowu ty – mruknęła, patrząc na demona spod przymrużonych powiek.
            — Co poradzę, że wchodzisz na moje terytorium? – zapytał, wzruszając ramionami. – Zaczynam mieć wrażenie, że zwyczajnie się stęskniłaś.
            — Chciałbyś.
            — A ty nie?
            — Co?
            — Nic. Kolejne zadanie?
            — Tak. Jak zawsze ta sama robota – wyjaśniła Lacuna. – A ty co tym razem musisz odzyskać?
            — Dumę.
            — Ok… Co się stało?
            — Właśnie też się zastanawiam – mruknął Berit, marszcząc brwi. – Co się stało…
            — Nie wiem jak ty, ale ja się śpieszę. Chciałabym zdążyć przed obiadem, inaczej Trice znowu będzie zrzędzić.
            — Trice?
            — Siostra mojej mentorki.
            — Tamta w brązowych włosach? – zaciekawił się Berit. – Aż tak daje w kość?
            — Jest w porządku, ale czasem za bardzo się przejmuje.
            — Może martwi się o ciebie?
            — Pewnie masz rację, ale to trochę wkurza – westchnęła Lacuna, wywracając oczami. — Na Aurorę też ciągle warczy za to, że spotyka się z demonem.
            — Spotyka? – zdziwił się Berit. – W sensie, że… Jak?
            — No normalnie. Spotyka się. Wiesz, co to znaczy spotykać się z kimś?
            — W sensie, że są razem?
            — Brawo, geniuszu.
            — I tej jej siostrze się to nie podoba?
            — No – mruknęła Lacuna. – Znaczy, no… Lu jest mega w porządku, pomaga nam, więc Trice już nie chwyta za broń, jak go widzi, ale i tak zawsze suszy Aurorze głowę o to wszystko.
            — A ty?
            — Co ja?
            — Co o tym myślisz? – zaciekawił się Berit. – Nie przeszkadza ci to?
            — Hm… Trochę. Znaczy, na początku mi przeszkadzało – wyznała niechętnie Lacuna. – Ale Lu pokazał, że nie wszystkie demony są złe, więc w sumie to już nie wiem. To wampirów nienawidzę najbardziej.
            — Myślałem, że nienawidzisz wszystkich mieszkańców Infernum.
            — Nie, głównie mam żal do Nocturnów, ale gdy zaczęłam walczyć, rozszerzyłam to jakoś na demony. A teraz już sama nie wiem. – Lacuna westchnęła po raz kolejny. – Wiem, że to wszystko było dawno i być może wśród wampirów też są wyjątki, które są dobre, ale jakoś tak… Nie umiem.
            — Dlaczego?
            — No tak, nigdy o tym nie słyszałeś. Bo i kiedy – roześmiała się Lacuna, lecz był to niewesoły śmiech. Usiadła na pobliskim kamieniu i przez chwilę milczała pogrążona w myślach. – Wiesz, co oznacza moje imię?
            — Lacuna? Nie.
            — Pustą przestrzeń, brak czegoś. Wybrałam to imię, gdy zaczęłam naukę u Aurory – oznajmiła z powagą Lacuna. – Wtedy tym właśnie byłam. Pustą przestrzenią, powłoką, niczym więcej. Wszystko straciłam. Moi rodzice zginęli z rąk Nocturnów. Mnie zostawiły sobie na koniec. A może dobrze bawiły się, widząc moje przerażenie? – zastanowiła się. – Ale dzięki temu Aurora zdążyła mnie ocalić. Dla moich rodziców i innych ludzi było już za późno. To dlatego Aurora mnie przygarnęła. Być może czuła się winna.
            — Przykro mi.
            — Naprawdę?
            — Nie wiedziałem, że przeszłaś przez coś takiego.
            — To prawda, że raczej nigdy ci nie powiedziałam. Teraz już wiesz.
            — Chciałbym, żebyś nie nienawidziła demonów. Infernum jest bardzo podobne do twojego świata. Tylko tyle, że jest w innym wymiarze.
            — Może kiedyś uda mi się je zobaczyć.
            — Mógłbym cię tam zabrać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz