There's no hate, there's
no love
Only dark skies that hang
above
Za oknem widać było
nadciągające chmury burzowe. Niosły ze sobą kolejną falę niepokoju, który
ostatnio już i tak dominował w życiu Neny. Podniosła się z krzesła i odeszła od
biurka. Oparła się o parapet i przez chwilę obserwowała ciemniejące niebo.
Coś
ją tknęło. Pobiegła na dach, wyczuwając kłopoty. Jednak ostatnie zmartwienia
zdawały się przyćmiewać jej zmysły. Dopiero na zewnątrz, gdy otulił ją silny,
chłodny wiatr, dostrzegła coś w oddali.
-
Demony!
Rzuciła
się z powrotem do środka, by zaalarmować wszystkich. Normalnie pewnie
spróbowałaby zająć się tym sama, ale demony i tak były już zbyt blisko, by
miała to załatwić po cichu. Zresztą już nie musiała, odkąd poznali o niej
prawdę.
Rosie,
która usłyszała jej krzyk wyszła z birua:
-
Uruchomić alarm – rozkazała od razu. – Przygotować się natychmiast to wymarszu!
I call your name as I walk alone
Stojąc
pośród przyjaciół czuła się dużo pewniej, choć wciąż nieco obawiała się walki.
Walki, w której nie będzie musiała się ukrywać. Przynajmniej teoretycznie.
Jednak co innego było opowiedzieć im, o tym, kim jest, a co innego pokazać im.
Grupa
demonów była spora, ale na szczęście nie było wśród nich nikogo pokroju Dagona.
Przynajmniej żaden, którego Nena by rozpoznała. Nie był to więc atak za planowany
przez Frakcję. A zaledwie samowolka kilku demonów. Może zwiad.
Tym
razem Pułk drugi został oddelegowany do ochrony muru. Nena nie miała stuprocentowej
pewności, że to nie część planu Frakcji. Sutton wiedząc o tym, wolał zachować
ostrożność. W tym czasie Pułk drugi miał rozprawić się z demonami. To miała być
szansa dla Rosie, żeby sprawdzić się w swojej nowej roli także na polu bitwy.
-
Nena – odezwała się do niej Rosie, zrównując z nią tempo jazdy. – Pamiętaj, że
nie walczysz sama. Już nie.
Nena
uśmiechnęła się. Ashton bez problemu odgadła jej myśli. Miała rację.
-
Wiem – odparła z uśmiechem. – Wiem.
Chwilę
później zmuszone były zeskoczyć z koni i rzucić się w wir walki. Tym razem Nena
nie kłopotała się wyciąganiem miecza. Słabsze demony postanowiła zostawić swoim
towarzyszom. Sama zaś przybrała formę wampira.
Walczyła
pazurami, którymi cięła powietrze raz za razem. Wiedziała, że każdy stara się
skraść, choć jedno spojrzenie w jej stronę. Zdawali się oczarowani tym widokiem.
Nie przerażeni.
Starała
się jednak wstrzymać od krwawej walki, jak podczas starcia z Curreau. Była
jednak w stanie złapać w dłoń miecz jednego z demonów i skruszyć ostrze. Tylko
po to, by w kolejnej chwili uderzyć jednym z potężniejszych zaklęć.
Kolejne
demony ruszyły w jej stronę. Wtedy uwolniła falę czarnej energii, która
zamieniła je w pył. Jednak starczyło jej odwagi tylko, by użyć tego kilka razy.
Potem powróciła do miecza. Do czasu, gdy Luca został otoczony przez kilka
demonów.
Nie
miała innego wyjścia. Skoczyła w ich stronę. Wypchnęła przyjaciela z zasięgu
ataku i użyła mroku raz jeszcze. O raz za dużo. Wiedziała. Znała doskonale swój
limit, ale nie zamierzała pozwolić nikomu zginąć.
Powietrze
zawirowało, a wszystko wokół na moment poczerniało. Przestraszyła się.
Zapomniała przez moment, że może to powstrzymać, jeśli nie spanikuje.
-
Daemon! – krzyknęła przerażona.
Ale on
się nie zjawił. Ta myśl uderzyła ją z ogromną siłą. Sprawiła, że Nena w
mgnieniu oka odzyskała zimną krew. Pomyślała o swoich bliskich. Uspokoiła się,
a wraz z nią i ciemność.
Send a signal to guide me home
Z
obecną potęgą Neny wygranie tego starcia nie było trudne. Demony nie miały szans.
To sprawiało, że Nena zaczęła się zastanawiać, jaki był cel tego ataku. I
dlaczego nie uciekły, widząc, że nie są w stanie wygrać? Coś musiało być na
rzeczy, ale nie zdołała znaleźć logicznego wyjaśnienia.
Nagle zobaczyła wśród ludzi ze
swojego pułku znajomą twarz. Oczywiście nie było o to trudno wśród własnych
towarzyszy broni. Jednak to nie członka pułku ujrzała, lecz Daemona. A
przynajmniej tak jej się zdawało.
Ruszyła nawet w tamtą stronę,
rozglądając się gorączkowo. Widziała go tylko przez krótką chwilę, ale to nie
była jej wyobraźnia. Nie mogła. Był tam. Stał wśród pozostałych, patrząc w jej
stronę. Czy to dlatego, że go wcześniej zawołała?
Ktoś położył dłoń na jej ramieniu.
Spojrzała z nadzieją w tamtą stronę, tylko po to, by ujrzeć zmartwioną twarz
Aidana. Wpatrywał się w nią, szukając czegoś, choć nie wiedziała czego. Może
obłędu? Tak. To całkiem możliwe. Może sprawiała wrażenie obłąkanej.
- Wszystko w porządku?
- Tak – powiedziała niepewnie, ale
za chwilę powtórzyła: - Tak. Wszystko gra. Po prostu zdawało mi się, że…
- Coś cię niepokoi. Jeśli będziesz
chciała porozmawiać…
- Dziękuję, Aidan – odparła Nena i
uśmiechnęła się pokrzepiająco. – Nic się nie dzieje, ale doceniam myśl.
Light the night up, you're my dark star
And now you're falling away
Merit nie wróciła
jeszcze ze szkoły. Tiril wraz z Silat i Farcufem też nie było. Zresztą Nena
sama poprosiła ich, by rozeznali się w aktywności Klanu Nocy. Postanowiła
wykorzystać ten czas, żeby przygotować wszystko do obiadu.
Zdziwiła
się, gdy usłyszała, że ktoś wszedł do domu. Może Merit skończyła wcześniej?
Jednak gdy spojrzała w stronę wejścia, zobaczyła Daemona. Na moment odwrócił
wzrok, ale podszedł bliżej.
-
Nena – odezwał się. – Wiesz…
-
Przepraszam – ubiegła go. – Za wtedy. Nie miałam racji. Nie powinnam była się
złościć.
-
Nie. Nie szkodzi. Ja też powiedziałem za wiele – przyznał Daemon.
Przytuliła
się do niego, a on ucałował ją w czoło.
-
Właśnie robię obiad. Zostaniesz?
-
Nie. Przyszedłem tylko na chwilę. Wezmę prysznic, przebiorę się i wychodzę.
- Ach…
Aha. No dobrze. Uważaj na siebie.
But I found in you what was lost in me
In a world so cold and empty
But I found in you what was lost in me
In a world so cold and empty
Patrzyła
jak Daemon znika na schodach na górę. Przygotowując obiad słuchała szumu wody,
który dało się słychać z łazienki. Z jej ust uciekło kolejne westchnienie. Ożywiła
się jednak, gdy usłyszała kroki. Z nadzieją wpatrywała się w wejście do kuchni.
- To
ja wychodzę – mruknął Daemon, podchodząc. Ucałował ją raz jeszcze w czubek
głowy i rzucił na odchodne: - Pa.
I
tyle go widziała.
Pogodzili
się. Pogodzili się. To najważniejsze. Już nie byli skłóceni. Wszystko było
dobrze… Nie było. Wciąż miała to samo nieprzyjemne uczucie. Wciąż było coś nie
tak. Ale może to był pierwszy krok?
Może
tak musiało być. Pogodzili się. A z czasem wszystko wróci do normy. Chyba że
nie wróci. Co wtedy?
I could lie awake just to watch you breath
Wrócił.
Nena nie posiadała się z radości, widząc, że Daemon wrócił tym razem na noc.
Gdy wyszła z łazienki, leżał już w łóżku. Popatrzyła na niego, nie mogąc
powstrzymać uśmiechu, który pojawił się samoistnie na jej twarzy.
- Nie
słyszałam, kiedy wróciłeś – powiedziała. – Ale cieszę się, że jesteś.
-
Dosłownie przed chwilą – padło w odpowiedzi.
-
Jakieś wieści?
- Nic
nadzwyczajnego, ale też z drugiej strony Frakcja wciąż nie wykonała ruchu.
-
Dzisiaj demony zaatakowały. Z jakiegoś powodu nie zdecydowały się na odwrót
mimo porażki – oznajmiła Nena, siadając na brzegu łóżka. – Mam wrażenie, że coś
sprawdzali.
-
Może. A może ci się wydaje. Jesteś ostatnio trochę przewrażliwiona.
Nie
podobało jej się to.
-
Może masz rację – przytaknęła.
Nie
chciała się już kłócić.
-
Wygląda na to, że mamy jeszcze trochę czasu.
-
Tak, ale nie wiem ile.
-
Dałbym miesiąc – stwierdził beznamiętnie Daemon. – To musi nam wystarczyć na
przygotowanie wszystkich światów do odparcia ataków. Nie zdziwiłbym się, gdyby
Frakcja uderzyła z pierwszym dniem zimy. Noce są już wtedy dłuższe.
-
Tak. Warto mieć to na uwadze – powiedziała Nena i zapytała: - Zgasić światło?
- Tak, możesz.
Tak też zrobiła, po
czym położyła się obok Daemona. Nie odwrócił się jednak w jej stronę, aby mogła
się przytulić jak kiedyś. Leżeli oboje na plecach, wpatrując się w sufit.
Jednak gdy dłuższą chwilę słyszała miarowy oddech ukochanego, pomyślała, że
śpi.
Przewróciła
się na bok i oparła głowę na ręce, żeby móc zobaczyć jego twarz. W pokoju było
ciemno, ale przez okno wpadało światło księżyca. Zresztą czym było dla wampira
widzenie w ciemności?
Doskonale
widziała tą przystojną twarz mężczyzny, w którym się zakochała. Tylko czy on
wciąż ją kochał? Nie wiedziała.
-
Kocham cię – wyszeptała. Nic się jednak nie wydarzyło. Nie otworzył oczu. Nie
obudził się. – Tylko czy ty mnie jeszcze kochasz? Czuję się taka samotna, gdy
nie ma cię przy mnie. Ale to nic… Martwię się o ciebie. Chciałbym być dla
ciebie wsparciem, takim jakim ty byłeś dla mnie. Ale ty nawet nie chcesz ze mną
porozmawiać.
In the dead of night you went dark on me
Obudziła się w
środku nocy. Nawet nie pamiętała, kiedy zasnęła. Pamiętała jeszcze, że mówiła
cicho do śpiącego Daemona. A potem… A potem już nic. Cały ten niepokój musiał
odejść, gdy leżała obok ukochanego i najwyraźniej zmógł ją sen.
Przejechała
dłonią po łóżku i ze smutkiem odkryła, że Daemona nie ma już obok. Podniosła
się do siadu i rozejrzała dokoła, ale w pokoju także go nie było. Znów została
sama. Nie został z nią nawet do rana.
Wiedziała,
że go nie znajdzie. Mimo to narzuciła szlafrok na ramiona i wyszła z pokoju.
Przeszła korytarzem do schodów, a potem w dół. Obeszła kuchnię, salon i biuro z
komputerami. Na nic.
Wyszła
nawet do ogrodu. Boso. Zupełnie zapominając o wszystkim. Nic się nie liczyło.
Jednak w ogrodzie też go nie było. Odszedł. Czy na zawsze? A może jednak wróci
za kilka dni i znowu będzie się zachowywał, jakby nigdy nic.
Długo
jeszcze stała na zewnątrz, wpatrując się w księżyc. Pomimo tego, że był niemal
w pełni, zdawał się nie świecić wcale tak jasno. To była nieprzyjemna i ciemna
noc. Ponura, choć wcale nie było na niebie chmur.
W końcu
Nena wróciła do domu. W salonie zastała Tiril. Kobieta o nic nie zapytała. Chwyciła
Nenę za rękę i pociągnęła do kuchni. Usadziła ją przy stolę i podała kubek
herbaty. Napar był ciepły i słodki. Najpewniej z miodem. Rozgrzewał przyjemnie.
You led my way, then disappeared
How could you just walk away and leave me here
Light the night up, you're my dark star
And now you're falling away
The sinking ship that I could
not let go
- Dziękuję –
powiedziała wreszcie Nena, czując się trochę lepiej, ale tylko trochę. – Pewnie
myślisz, że jestem głupia.
-
Dlaczego? – przeraziła się Tiril. – Skąd ci to w ogóle przyszło do głowy?
- Bo
ciągle za nim gonię. Ciągle próbuję wyciągnąć do niego rękę. Ciągle zastanawiam
się, czy on mnie jeszcze kocha. Choć w głębi serca znam odpowiedź.
- Nie
– odparła Tiril, kręcąc głową. – Wcale nie uważam, że jesteś głupia. Na twoim
miejscu pewnie zrobiłabym to samo – dodała, siadając obok ze swoją herbatą. – Właściwie
to cię nawet podziwiam. I jednocześnie jestem wściekła na Daemona. Znam go już
tak długo… Prawie całe życie. I nawet ja nie potrafię zrozumieć, co się z nim
dzieje.
- Trzeba
mu po prostu spuścić łomot – wtrąciła się Silat, schodząc do nich do kuchni. –
Słyszałam, że ktoś się kręci po domu i domyśliłam się, że – urwała, nie kończąc
myśli.
Nie
było takiej potrzeby.
- I
dobrze myślałaś – odparła Silat, marszcząc brwi. – Nena chodziła boso po ogrodzie
w tym zimnie.
-
Obudziłam się w nocy i zobaczyłam, że go nie ma. Chyba w pełni się jeszcze nie
obudziłam. Nie myślałam po prostu.
- Nie,
żebyśmy mogły cię winić.
- Ja
już naprawdę nie wiem, co się dzieje. Nie mam siły – wyznała Nena, zalewając
się łzami. – Jeszcze do niedawna wszystko było świetnie. I nagle, jak obuchem w
łeb. Dosłownie z dnia na dzień wszystko się zmieniło.
- A
to kretyn, żeby doprowadzać dziewczynę do płaczu.
Silat
usiadła przy stole. Popatrzyła krytycznie na kubki z herbatą i wstała.
Wyciągnęła z szafki butelkę wina, a potem trzy kieliszki i polała.
- To
też ją rozgrzeje – stwierdziła Silat w odpowiedzi na pytające spojrzenie Tiril.
– No co?
-
Nic. Nic. W sumie nam wszystkim dobrze to zrobi. A ty dziewczyno mów. Wygadaj
się.
- Nie
chcę – jęknęła Nena. – Nie mogę ciągle się nad sobą użalać. Sama zaczynam mieć
siebie dość.
- Nie
powinnaś. Masz prawo żalić się nad sobą tak długo, jak jest ci to potrzebne. A
my zawsze wysłuchamy.
-
Cieszę się, mając u swojego boku takich wspaniałych przyjaciół – stwierdziła Nena
i uśmiechnęła się przez łzy. – Ale was też nigdy bym nie poznała, gdyby nie
Daemon.
- To
że byliśmy najpierw jego przyjaciółmi, nie sprawia, że jesteśmy twoimi w
mniejszym stopniu. Farcuf na pewno też by to potwierdził, gdyby nie chrapał teraz
w naszej sypialni.
-
Niczego nieświadomy Far…
- I
tak wydaje mi się, że faktycznie rozmawiał z Daemonem – mruknęła Nena i popiła
wina. Nie odstawiła jednak kieliszka, tylko wypiła duszkiem jego zawartość. –
Inaczej Daemon nie wróciłby do domu nawet na trochę i nie próbował się
pogodzić.
-
Próbował się pogodzić? – powtórzyła z nadzieją Tiril.
-
Tak. Nawet się pogodziliśmy. W sumie. Ale i tak nic się nie zmieniło.
Zachowywał się tak samo jak ostatnie dni. Tylko tyle, że się niby pogodziliśmy
po ostatniej kłótni.
You led my way, then disappeared
How could you just walk away and leave me here
- Co
jest z nim do cholery – warknęła Silat. – No daje słowo, że mu wpierdolę, jak
go następnym razem zobaczę.
- Nie…
-
Mówię poważnie.
-
Sil, przestań – skarciła ją Tiril. – To naprawdę nie jest teraz potrzebne.
-
Może właśnie to pomogłoby mu się ogarnąć. Jak nie prośbą to groźbą.
Tiril
westchnęła i uzupełniła wino w kieliszku Neny. Była gotowa upić dziewczynę,
jeśli to mogło dać jej jakiekolwiek ukojenie. Może Silat miała trochę racji.
- Nie
mogłabym. Nie umiem się na niego gniewać – stwierdziła Nena i pociągnęła kolejne
kilka łyków napoju. – Zmienił moje życie na lepsze. Po prostu boję się go
stracić. Odkąd jesteśmy razem wszystko szło dobrze. Myślałam, że będziemy razem
już zawsze.
- Cóż…
Nic nie trwa wiecznie – mruknęła pod nosem Tiril. – Wy ludzie wiecie o tym
najlepiej.
-
Tak. To było naiwne z mojej strony, sądząc, że możemy spędzić razem szczęśliwie
resztę życia. Powinnam była wiedzieć, że to tak nie działa.
- No,
ale nie wiesz jeszcze, czy on cię nie kocha. Przecież do niedawna był tobą
jeszcze taki oczarowany – mówiła Tiril. – Nie chce mi się wierzyć, że to tak po
prostu minęło. On cię naprawdę kochał.
-
Więc o co chodzi?
- Nie
wiem…
Light the night up, you're my dark star
And now you're falling away
Na stole stały już
dwie puste butelki. Trzecia też została opróżniona do połowy. Noc trwała w
najlepsze.
- I
miałam nawet wrażenie, że go widziałam przez chwilę. Jakby przyszedł,
odpowiadając na moje wezwanie – wymamrotała Nena. – A może mi się naprawdę
tylko zdawało? Sama już nie wiem.
- Hm.
Dziwne.
-
Nawet bardzo dziwne.
- Pomyślałabym,
że znudziło mu się pomaganie ludziom, ale przecież cały czas stara się pomóc w
przygotowaniach do wojny z Frakcją.
- No
tak.
-
Więc skoro nie ma żadnego problemu, ani nie znudził się ludźmi, no to znudził
się mną. Innego rozwiązania nie widzę.
Powoli
zaczynało świtać. Do tego czasu kobiety przeniosły się do salonu na kanapę i
tam kontynuowały suto zakrapianą alkoholem rozmowę. Gdy nadszedł ranek, Nena
wreszcie zasnęła, z głową na kolanach Silat. Ta gładziła ją po włosach.
Dało
się słyszeć kroki. Kobiety spojrzały po sobie. Tiril uspokoiła przyjaciółkę i podeszła
do Merit, która właśnie zeszła na dół na śniadanie. Popatrzyła na nie i zmarszczywszy
brwi, zapytała:
- Nie
spałyście całą noc?
Tiril
skinęła głową.
-
Rozmawiałyśmy. Nena nie mogła spać, dlatego musimy być cicho.
- Ok.
Wezmę coś do jedzenia i pójdę do siebie.
- No
dobrze. Zaraz ci coś przygotuje. Na co masz ochotę?
- Wystarczy
mi kawałek chleba – oznajmiła pospiesznie Merit. – Wyglądasz na bardzo
zmęczoną. Zresztą Silat także.
- Cóż…
-
Dziękuję, że zajmujecie się moją starszą siostrą. Mi nic by nie powiedziała.
- Nena
chce cię chronić. Stara się tobą opiekować.
-
Tyko czemu nawet wtedy, gdy ledwo radzi sobie ze swoim życiem – westchnęła Merit.
-
Stara się być silna, bo zawsze musiała taka być. Nauczyła się radzić sobie
samej i dlatego nie pozwala sobie pomóc. Jest na to zbyt dumna.
- No
nic. Pozostawiam ją pod waszą opieką. Obiad zjem na mieście, więc odpocznijcie
i nie przejmujcie się mną.
-
Dobrze. Dzielna z ciebie dziewczyna.
-
Przynajmniej tyle mogę zrobić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz