czwartek, 9 maja 2019

Part 19: Chapter 3 ~ Good news

Today I’m gonna love my enemies
Reach out to somebody who needs me

           Nic nie mogło jej powstrzymać przed wyjściem z domu. Nawet Alwari, który próbował ją nawet zanieść z powrotem do pokoju. Wystarczyło jedno gniewnie spojrzenie Ingri, żeby go usadzić. Toteż powłócząc nogami poszedł za nią, upewniając się, że się bardziej nie nadwyręży.
           Pierwszym przystankiem był dom Henocka. Tylko z jego pomocą Ingri mogła przekonać Radę. A gdy już ta banda zdziadziałych kanalii zrozumie swój błąd, trzeba będzie jeszcze przekonać ludzi. Niemniej Ingri zamierzała naprawić to, co się stało.
           - Ingri, co tu robisz? – zmartwił się Henock. – Powinnaś odpoczywać. Nie jesteś jeszcze…
           - Przyszłam, gdy tylko usłyszałam, co się stało – oznajmiła. Rzuciła też złowrogie spojrzenie Alwariemu, który tylko spuścił głowę. – Musimy coś z tym zrobić. Nena jest jedną z nas.
           - Wiem. Mnie również smuci obecna sytuacja. Jednak ludzie…
           - Rozumiem, że są w szoku, ale na pewno można ich przekonać. Nie wierzę, że Nena mogłaby nas skrzywdzić.
           - Ja również w to nie wierzę. To dobre dziecko, choć rozumiem też reakcję pozostałych. To był dla nas wszystkich spory szok.
           - Musimy przekonać Radę. Jeśli nam się uda, będzie nam łatwiej przekonać ludzi.
           - Obawiam się, że to nie takie łatwe, moja droga – oznajmił ze smutkiem Henock. – Próbowałem wielokrotnie podejmować tematu, ale większość jest przeciwna.
           - W takim razie znajdę dowód na to, że Nena jest po naszej stronie.
           - Nie wiem, ale nie zostawię tego tak.
           - Jest grupka osób, także wojowników, która tak jak my wierzy w Nenę. Być może…

Make a change, make the world a better place
’Cause tomorrow could be one day too late

           Pochylała się nad grządką marchewki. Wyrywała z niej chwasty, które już zdążyły się pojawić w ciągu kilku dni. Otarła grzbietem dłoni czoło i westchnęła. Nagle usłyszała głos swojej siostry, która wywieszała nieopodal pranie:
           - Lizell! Askan idzie!
           - Co?
           - To chyba on. Kto inny mógłby to być.
           Podniosła się i popatrzyła w kierunku wskazywanym przez siostrę, Majvi. Młodszą o całe trzy lata, niewysoką szatynkę. Faktycznie wyglądało na to, że ktoś zbliża się od strony lasu, który świetnie było widać ze wzgórza, na którym znajdowała się wioska.
           - Faktycznie.
           - Nie mówił, że przyjdzie dopiero za kilka dni?
           Lizell wzruszyła ramionami, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Zamiast tego ruszyła ukochanemu naprzeciw. Im mniejsza odległość ich dzieliła, tym bardziej uśmiechnięta była Lizell. Z zadowoleniem obserwowała majestatycznego, szczupłego mężczyznę o długich, blond włosach, bladej cerze i czerwonych oczach. Był taki przystojny – myślała za każdym razem.
           - Askan, coś się stało? Nie sądziłam, że przyjdziesz tak szybko.
           - Tak, coś się stało – przytaknął z poważną miną. Przytulił ją mocno i ucałował w policzek. – Zabierz mnie do szefa wioski – poprosił.
           - Coś poważnego? – zapytała Lizell, łapiąc go za rękę i prowadząc do wioski. - Zbliża się atak?
           - Nie. Nie sądzę, abyście mieli zostać zaatakowani w najbliższym czasie – odparł Askan. – Wieści są dobre, choć niemniej poważne.
           - Co? Co takiego?
           - Ale bądź cicho – zastrzegł mężczyzna i gdy dziewczyna pokiwała entuzjastycznie głową, oznajmił: - Curreau de Vil nie żyje.
           - Coooo? Naprawdę? Żartujesz.
           - Nie. Mówię poważnie. Dlatego uznałem, że szef wioski powinien o tym wiedzieć. Mam też kilka innych informacji.
           - To wspaniale. Kto go pokonał?
           - Właśnie to jest druga rzecz – szepnął Askan, gdy przekraczali mury. Skinął uprzejmie głową do strażników. Wiedział, że wciąż nie jest tam zbyt mile widziany. W wiosce miał swoich przeciwników. Nie wszyscy wierzyli w jego dobre intencje, choć z grubsza został zaakceptowany. Spory udział miała w tym Lizell i zawsze był jej za to wdzięczny. – Długo nie byłem pewien, ale gdzieś na zachodzie przetrwała jeszcze jedna wioska, która ma po swojej stronie potężną wojowniczkę.
           - To super. Na pewno warto będzie nawiązać z nimi kontakt.
           Weszli do jednego z domów. Tak się składało, że był to dom Lizell. Jej ojciec był szefem wioski. Długo sprzeciwiał się jej romansowi z Nocturnem, który przecież ocalił jej życie. Sądził, że to podstęp. Dwa lata walczyła o zrozumienie w wiosce, zanim uznano Askana za sprzymierzeńca i pozwolono jej się z nim spotykać.
           Teraz jednak od ponad roku robili to legalnie. Na ile mogli, biorąc pod uwagę, że Askan musiał uważać, żeby go nie złapano. Od dawna przekazywał informacje o nadchodzących atakach oraz działaniach Curreau. Chroniąc w ten sposób wioskę, wreszcie zaskarbił sobie względną sympatię mieszkańców.
           - Tato, tato! – zawołała Lizell. – Askan przyszedł! Ma wieści!
           W drzwiach do kuchni pojawił się starszy jegomość. Pomimo sędziwego wieku i siwych włosów, był w dobrej formie. Stał dumnie wyprostowany i uważnym spojrzeniem zmierzył wampira.
           - Witaj, Askanie.
           - Witaj, Khalidzie. Mam dobre wieści dla wioski – oznajmił Nocturn i uśmiechnął się lekko. – Czy chcesz wezwać swoich doradców?
           - Nie. Później sam im wszystko przekażę – odparł Khalid, siadając przy stole i zaprosił gestem dłoni Askana. Lizell dosiadła się tak czy inaczej. – Co to za wieści? Sądząc po minie Lizell, to coś naprawdę dobrego.
           Askan skinął głową.
           - Curreau został pokonany.
           - Wielki Curreau? – zdziwił się Khalid. – Spodziewałbym się śmierci twojego dowódcy albo któregoś innego, ale nie wielkiego przywódcy Klanu Nocy. Co się stało?
           - Długo nie byłem pewien, czy plotki są prawdziwe, ale wygląda na to, że na zachodzie jest jeszcze jedna wioska, która przetrwała – zaczął Askan. – Jak wiesz, Klan Nocy ma kilka siedzib. Każda z nich ma swojego dowódcę, podlegającego Curreau. – Khalid skinął głową. Znał hierarchię Klanu Nocy. Aksan zapoznał go z nią już dawno temu. – Curreau rezydował właśnie na zachodzie i rzadko pojawiał się tutaj. Ostatnio jednak w głównej siedzibie zebrali się wszyscy dowódcy, w tym nasz. Gdy powrócił z zachodu, obwieścił, że Curreu został pokonany przez wojowniczkę z innej wioski. Najwyraźniej wojował z nią już od dawna, ale tego typu informacje nie wychodzą z głównej siedziby.
           - Inna wioska? To wspaniale!
           - Jest daleko, ale istnieje. To już pewne. Nie wiem, kim jest wojowniczka, która pokonała Curreau. Wieść niesie, że została zmieniona w wampira i dlatego posiada ogromną siłę, którą zdołała mu dorównać.
           - Więc mają sprzymierzeńca wśród twojego gatunku tak jak my – powiedział z zadowoleniem Khalid. – Nic dziwnego, że zdołali przetrwać tak długo.
           - Tak. Na to wychodzi. Teraz, gdy Curreau nie żyje, nie sądzę, aby miał nastąpić w najbliższym czasie jakiś atak, ale nie traćcie czujności – ostrzegł Askan, marszcząc brwi. – Wciąż pozostają dowódcy regionów, choć na razie czekają na nowego przywódcę wyznaczonego przez zwierzchników Frakcji.
           - A gdzie dokładnie jest ta wioska?
           - Północny zachód. Nie wiem dokładnie. Spróbuję się jeszcze dowiedzieć, ale to nie będzie łatwe. Mogę zaznaczyć ci na mapie przybliżoną lokalizację głównej siedziby. Wioska leży na północ od niej. Myślę, że jakiś dzień drogi.
           - Dobrze. Jeśli w ciągu kilku dni nie dasz nam innej informacji, pokierujemy się tym, co powiedziałeś. Warto byłoby nawiązać kontakt.
           - Też tak uważam. Współpraca na pewno zaowocuje.
           - To wspaniale. Jeśli jest jeszcze jedna wioska, może jest ich więcej – odezwała się wreszcie Lizell, która dotychczas siedziała cicho. – Jestem bardzo ciekawa tej wojowniczki, o której mówiłeś.
           - Wiem tylko, że nazywa się Nena.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz