When, when the fire's at my feet again
And the vultures all start circling
Wioska została otoczona przez Klan Nocy. Nena już
dawno nie widziała tak wielu Nocurnów w jednym miejscu. Przynajmniej od czasu
poprzedniego starcia Klanem, który przegrał wtedy z chwilą, gdy Nena zmusiła
Curreau do odwrotu.
Ludzie byli bezpieczni.
Całą wioskę i podlegające jej tereny otaczała bariera, o której mieszkańcy
oczywiście nie mieli pojęcia. Chroniła ich jednak nawet, a zwłaszcza pod
nieobecność Neny, która w przypadku ataku na barierę wiedziała też, że coś się
dzieje.
Gdy zjawiła się wraz z
Daemonem na miejscu, wojownicy byli już gotowi do wymarszu. Nie mieli innego
wyjścia. Z barierą czy bez, jeśli Klan Nocy na dobre odciąłby wioskę od świata
zewnętrznego. Nie byłoby możliwości polowania, więc z czasem zabrakłoby mięsa.
Skończyłoby się drewno. W końcu odcięty zostałby też dopływ wody.
- Nena! – uradowała się
Ingri, podchodząc do przyjaciół. Zaraz za nią spieszył Alwari. – Dobrze, że
jesteście. Martwiłam się.
- Przecież wiesz, że nie
zostawilibyśmy was samych w takiej chwili.
- Wiem, jednak twoja
obecność dodaje nam wszystkim odwagi.
- Jestem z wami i jak zawsze
będę walczyć z wami ramię w ramię.
- Czy to dobry pomysł? –
zapytał cicho Daemon.
- Wyglądasz na zmęczoną,
Nena – zauważył Alwari.
- To nic. Wyśpię się, gdy
już pokonamy Klan Nocy.
- Jak zawsze pewna
zwycięstwa – usłyszeli w oddali głos Henocka.
- Oczywiście – odparła z
uśmiechem Nena. – Ruszamy na rozkaz Ingri.
They're whispering, "You're out of time”
But still I rise
Jeśli ktoś miał szansę
pokonać Curreau, to była to Nena i nikt nie miał co do tego wątpliwości.
Zresztą i on sam nie był zbytnio zainteresowany z nikim innym. Gdy tylko Daemon
ruszył na niego, został powstrzymany przez elitarną grupę pod bezpośrednimi
rozkazami Curreau.
Pozostali wojownicy również
nie mieli czasu się nudzić. Nocturny jakby oczyściły drogę dla Neny, która skierowała
się prosto w stronę Curreau. Czekał na nią. Najpewniej wiedział już o jej
zmianie w wampira i chciał się przekonać o jej sile. Może nawet miał jakiś
plan.
Czego natomiast nie miał
prawa wiedzieć, to o płynącej w jej żyłach krwi demonów, o której do niedawna
sama nie miała pojęcia. Użyła jej tylko w walce z demonami, lecz wieści na
pewno nie dotarły tak daleko. Chwała konfliktom między demonami i Nocturnami,
które nienawidziły się od zarania dziejów.
Jednak Nena nie zamierzała
tak szybko odkrywać wszystkich kart. Właściwie to nie zamierzała żadnych kart
odkrywać. Curreau wiedział o zmianie, ale jej przyjaciele nie. I tak miało
pozostać. Ani Nena ani nękani przez Nocturny ludzie nie byli gotowi na taką
rewelację.
O istnieniu demonów nie
wspominając. Tylko Ingri znała prawdę lub raczej jej część. Może nawet
podejrzewała, że to nie wszystko, ale to wciąż nie to samo, co zobaczyć Nenę w
walce, gdy używa tych mocy. Nie były zresztą jeszcze bezpieczne.
Przywołała zatem swój
miecz. Przez chwilę wymieniała z Curreau ciosy. To była dopiero rozgrzewka.
Najpierw musiała odciągnąć go poza obszar bitwy, by zniknąć ludziom z zasięgu
wzroku, nim użyje magii.
Jednak Curreau jakby przeczuwając
podstęp, nie dał się zwieść, jak poprzednim razem. Nena od dłuższej chwili
starała się go jakoś zepchnąć do defensywy, ale na darmo. Była zbyt zmęczona, a
też nie ma się co oszukiwać, przyzwyczaiła się do swoich nowych mocy i ich
używania. Pozbawiona ich była dużo słabsza.
- W ten sposób nie wygrasz –
powiedział do niej Curreau, gdy znów zwarli się w walce na miecze. – Nikogo nie
zdołasz ocalić.
This is no mistake, no accident
When you think the final nail is in
Nic
sobie nie robiła z prowokacji Curreau. Do czasu. Dopóki nie usłyszała krzyku
Ingri. Spojrzała w tamtą stronę i zobaczyła, że dziewczyna jest poważnie ranna.
Alwari próbował wywalczyć sobie do niej drogę, ale Klan Nocy był zbyt silny.
- Masz
czas martwić się o innych? – usłyszała, a przed jej twarzą śmignęły pazury.
Tylko
cudem ich uniknęła, choć skupiona była na monitorowaniu energii życiowej
przyjaciół. A ta słabła. Nena nie musiała się rozglądać, by wiedzieć, że
przegrywają.
Nawet
Daemon miał problemy, bo Nocturny miały przewagę liczebną, kiedy on nie mógł
użyć całej swojej mocy. Czekał jednak na zgodę Neny, która wciąż się wahała.
Don't be surprised
I will still rise
Nie miała wyboru i choć
obawiała się skutków swojej decyzji, jeszcze bardziej obawiała się stracić
przyjaciół. Kolejny atak miecza zablokowała, łapiąc ostrze dłonią. Tego Curreau
się nie spodziewał. Przez chwilę się zawahał i Nena wreszcie zdołała zranić bo
swoim mieczem.
- Nie tak źle, ale to wciąż
za mało – roześmiał się wampir.
Wtedy oczy Neny zabłysły
czerwienią. Curreau wyglądał na zadowolonego, zafascynowanego wręcz. Przynajmniej
dopóki pazury Neny omal nie dosięgnęły jego gardła. A i wtedy zaraz z drugiej nadszedł
miecz. Curreau odskoczył, prosto w kolejną pułapkę. Tym razem było to zaklęcie.
To samo zresztą, którego Nena użyła na nim podczas poprzedniej walki.
Nawet ranny wciąż się
uśmiechał. Najwyraźniej wciąż miał asa w rękawie. No tak. Poprzednio Nena z trudem
zmusiła go do odwrotu, używając bardzo ciężkich zaklęć. Zmiana w wampira wyrównywała
jej szanse, ale najwyraźniej wcale nie była kluczem do zwycięstwa.
Nagle do niej dotarło.
Curreau odciągał jej uwagę, podczas gdy reszta jego podwładnych zdobywała
przewagę w bitwie, otaczali pojedynczych wojowników, żeby ich wykończyć.
Energia życiowa Ingri słabła z powodu utraty krwi. Zresztą nie tylko jej.
Nie pomna na swój wygląd,
Nena ruszyła im na ratunek. W mgnieniu oka znalazła się przy Ingri, siłą i
pazurami przebijając się przez ścianę Nocturnów. Zabrała ją do wnętrza bariery,
na obrzeżach pól uprawnych. To samo zrobiła z kilka innymi wojownikami.
Nie od razu zrozumiała ich
przerażenie, ale było już za późno. Już ją widzieli, a najważniejszym było
uratować ich życia i wygrać bitwę.
I must stay conscious
Through the madness and chaos
- Przypominasz mi kogoś – oznajmił z satysfakcją
Curreau, po raz kolejny wchodząc Nenie w drogę. – Jesteś zupełnie jak Lacuna.
Bezwzględna w walce. Spragniona krwi.
- Nie jestem jak ona! –
ofuknęła go Nena, a powietrze wokół niej zawirowało niebezpiecznie. Po okolicy
rozeszła się ogromna fala energii i nawet Curreau wyglądał na zdziwionego.
Zwłaszcza gdy ciało dziewczyny zaczęła otaczać ciemność. – Nie jestem jak
Lacuna.
Czuła trawiący ją od środka
gniew. Mogła mu się poddać i zmieść Klan Nocy z powierzchni ziemi, ale
straciłaby kontrolę. Za wszelką cenę próbowała się, więc powstrzymać.
Popatrzyła w stronę Daemona, który był jej kotwicą. Jej ostoją. Azylem od
całego zła.
So I call on my angels
On
zjawił się u jej boku, porzucając wszystko. Wyrósł obok niej jak spod ziemi i
chwycił jej dłoń. Nie, nie powstrzymywał jej mocy. Po prostu był przy Nenie. To
dało jej pewność i siłę, by poskromić swoją moc.
Przerażone
nową potęgą Nocturny i tak zaczęły się wycofywać. Nawet Curreau stracił rezon,
cofając się o kilka kroków. Wciąż bacznie obserwował Nenę, mówiąc:
- Jak
zdobyłaś tę moc?
- Ja
jej nie zdobyłam – odparła Nena. – Ja się z nią urodziłam.
-
Nie, to niemożliwe.
-
Jestem pół demonem. Moja moc obudziła się nie dawno, ale pomoże mi zniszczyć
ciebie i twój klan, jeśli jeszcze raz zbliżysz się do wioski.
Była
pewna, że Curreau przestraszy się i wycofa. Stało się jednak na odwrót. Nocturn
rzucił się w jej stronę w akcie desperacji. Być może liczył, że teraz gdy się
uspokoiła, zdoła ją zaskoczyć i pokonać. Jednak refleks Neny, która wciąż była
w formie wampira, był o wiele lepszy.
Jednym
cięciem pazurów rozszarpała mu gardło, tym samym pokonując generała wrogich
sił. Przerażone Nocturny zaczęły zwyczajnie uciekać. Nie była to nawet
dezercja, skoro właśnie straciły swojego przywódcę.
Oh, ye of so little faith
Don't doubt it, don't doubt it
Nena cofnęła się o kilka kroków, patrząc z przerażenie
to na swoje dłonie, to na martwe ciało Curreau. Wygrała, więc powinna się
cieszyć. Z jakiegoś powodu jednak czuła strach. Nie z powodu tego, co zrobiła.
Nie. To była tylko obrona. To co ją przestraszyło to działania Curreau.
Na swój sposób Nenie zawsze
się wydawało, że przez długie jeszcze lata będą tak walczyć. Nie przeszkadzało
jej to, tak długo jak dawała radę ochronić wioskę. Nie zależało jej na tym, by
wygrać na dobre. Po prostu się przyzwyczaiła. I nagle. Wszystko się zmieniło.
Szybko się jednak
otrząsnęła. Nie było czasu na takie refleksje. Powróciła do swojej ludzkiej formy
i skierowała się do wioski, by pomóc rannym. Kilka osób było w stanie
krytycznym. Nie zamierzała ich stracić.
Jednak gdy zbliżyła się do
bramy wioski, stojący tam wojownicy skierowali ku niej swoją broń. Nena przez
chwilę patrzyła na nich, nie rozumiejąc sytuacji.
- Ruszcie się –
powiedziała. – Muszę pomóc rannym.
- Nie zbliżaj się –
usłyszała. – Zdrajczyni.
- Co? Chcę wam pomóc do
cholery.
- Jesteś Nocturnem, tak jak
Klan Nocy. Jak długo zamierzałaś nas oszukiwać?
Przed nią stał Alwari. Na
jego twarzy widoczne było rozczarowanie i ból. I wcale nie były spowodowane
ranami czy troską o Ingri.
- Nie mamy na to czasu,
później wszystko wam wyjaśnię – mruknęła Nena, próbując przejść. Zatrzymała się
dopiero, gdy omal nie nadziała się na miecz. – Alwari…
- Nie mogę cię wpuścić do
wioski.
- Przepraszam, że wam nie
powiedziałam, ale właśnie takiej sytuacji próbowałam uniknąć.
- A może zwyczajnie jesteś
szpiegiem Curreau?
- Właśnie go zabiłam.
- Może to wszystko było na
niby. Skąd mamy wiedzieć?
- Co to za magia? Używałaś
mocy, których nigdy nam nie pokazałaś.
- Dajcie spokój – jęknęła Nena.
- Odejdź – powiedział Alwari.
Przy bramie zbierało się
coraz więcej ludzi. Sądząc po ich minach, wieści z pola bitwy zdążyły się już
rozejść. Henock próbował interweniować, lecz nikt go nie słuchał.
- Czy wy postradaliście
zmysły? – ryknął Daemon. – Nena was cały czas chroniła!
- Nie odzywaj się demonie!
Wszystko słyszeliśmy.
- Daj spokój – wyszeptała Nena,
powstrzymując go gestem dłoni. Raz jeszcze zwróciła się do mieszkańców wioski:
- Pozwólcie mi się zająć rannymi. Wtedy odejdę.
- Nie. Nie wpuszczamy wampirów
do wioski. Odejdź, zanim stracimy cierpliwość.
Nic nie mogła zrobić.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz