czwartek, 18 kwietnia 2019

Part 12: Chapter 3 ~ Horrible truth

Everyday by myself I'm breaking down
I don't wanna fight alone anymore

            Włożyła w to wiele pracy i wysiłku, ale nowa siedziba była prawie gotowa. Nigdy nie sądziła, że kiedyś stworzy własną kryjówkę. Jeszcze nie tak dawno wierzyła, że po wsze czasy korzystać będzie z tej należącej do jej mentorki. Jednak wiele się od tego czasu zmieniło. Teraz miała, z kim walczyć. Nie była już sama i zrozumiała, że nie chciała być.
            Teraz był przy niej Daemon oraz jego przyjaciele, którzy mieli się stać także jej przyjaciółmi. Z ogromną dokładnością stworzyła cały półwymiar. Nałożyła na niego wszystkie zaklęcia ochronne, jakie tylko zdołała znaleźć, więc był on praktycznie nie do sforsowania, ani nawet do odnalezienia, jeśli nie miało się pozwolenia na wstęp.
            Kolejne zaklęcie nadało przywileje wejścia tym kilku osobom, dla których stworzyła to miejsce. A była to ogromna willa z ogrodem. Tak właśnie działała magia w pełnej krasie, choć kosztowało to Nenę wiele czasu i energii.
            Przeróżne zaklęcia i obliczenia były potrzebne, ale udało jej się stworzyć prawdziwą, godną podziwu bazę. Na piętrze były sypialnie i część szpitalna, która mogła się przydać. Salon był na poddaszu, a jadalnia i kuchnia na parterze w jednej części domu. W drugiej znajdowało się centrum dowodzenia, ze starymi komputerami wspomaganymi magią, dzięki czemu zdolne były namierzać energię wampirów, demonów oraz Cieni. 
            Oczywiście Nena nie była pewna, w jakim stopniu ten system się sprawdzi i, czy w ogóle. Był to dopiero prototyp bazujący na pół-wymiarze luster i wielu zaklęciach, które poznała podczas nauki u Beatrice oraz jej wyobraźni.
            Cały projekt przerósł wszelkie oczekiwania, nawet te najśmielsze, więc nie miała już odwagi łudzić się, że wszystko od razu zadziała, jak trzeba. Sam fakt, że mieli swoją kryjówkę, miejsce do życia był wystarczająco satysfakcjonujący.
            W końcu mogła zaprezentować przyjaciołom to miejsce. Zrobiła to z radością, a zarazem pewną obawą, czy może nie przesadziła. A może wcale im się nie spodoba?
            – Macie już stałe pozwolenie na wejście do pół-wymiaru, więc nie powinno być problemów – oznajmiła, patrząc niepewnie na pozostałych. – Jest wszystko, co mogłoby się przydać, ale jeśli macie jakieś pomysły, mówcie śmiało.
            – Aha…
            – I… Jak? – zapytała. – Podoba wam się?
            – Żartujesz sobie?– zapytała ponuro Silat. – To jest…
            – Niesmowite! – wykrzyknął nagle Facuf. – Ludzka magia jest zajebista. Naprawdę sama to zrobiłaś.
            – No tak? – odparła niepewnie Nena. – Choć to nie tyle, co ludzka magia, a po prostu magia. Wykorzystałam wszystko, czego nauczyła mnie mentorka…
            – To jest świetne. Niesamowite – gorączkowała się Tiril. – I naprawdę możemy tutaj zostać?
            – Tak. Po stworzyłam to miejsce.
            – Super – przytaknęła Silat.
            – Jestem z ciebie dumny – powiedział Daemon, uśmiechając się ciepło i ucałował dziewczynę w czoło. – Jesteś wspaniała.

Bring me out
From the prison of my own pride


            To był ciężki tydzień, choć nie cięższy niż pozostałe. I tak obecność Daemona w oddziale bardzo jej pomagała. Czuła się dużo spokojniej i pewniej nawet w napiętych sytuacjach. Razem czuwali nad bezpieczeństwem świata.
            Wreszcie mogła wrócić do domu, by zobaczyć się z Henrym i Merit. Daemon obiecał zająć się resztą pracy i dołączyć do niej później. Wyjątkowo nie protestowała, a nawet postanowiła skorzystać z okazji. Chciała sprawdzić, jak Merit radzi sobie w szkole i czy nie sprawia Henry’emu zbyt wiele problemów.
            Gdy weszła do domu, jej ojciec siedział sam w kuchni, pijąc herbatę. Wyglądał na głęboko zamyślonego, ale gdy spojrzał na nią, jego twarz rozjaśnił uśmiech.
            – Witaj w domu – powiedział, a ona podeszła i uściskała go.
            – Wróciłam – oznajmiła z nieukrywaną ulgą. – Gdzie Merit?
            – Nie wróciła jeszcze. Mówiła, że po lekcjach idzie do koleżanki.
            – Ma koleżanki – uradowała się Nena.
            – Oczywiście. Merit to dobra i wesoła dziewczyna. Nic w tym dziwnego, że szybko znalazła przyjaciół.
            – To prawda – przytaknęła Nena, po czym dodała: – Nic nie poradzę, że się martwię.
            – Musisz pozwolić jej się wykazać – stwierdził spokojnie Henry. – Oczywiście nie mówię, że powinna wstąpić do akademii. Właściwie… Jestem nawet trochę przeciwny.
            – Nadal nie odpuściła? – Mężczyzna pokiwał przecząco głową. – To niedobrze… Nie chcę, żeby walczyła. Z wielu powodów.
            – Wiem, moja droga, ale też w pewnym sensie ją rozumiem.
            – Najgorzej, że ja też. Ale w przeciwieństwie do niej wiem, jak to wygląda naprawdę.
            – Obawiam się, że możesz nie mieć wyjścia. Merit jest bardzo uparta i zdaje się, że równie bardzo też jej zależy – wyjaśnił Henry. – Tym jednak będziemy martwić się, jak już wróci. Na razie może napijesz się herbaty?
            – Nie, dziękuję tato. Zamiast tego… Chciałam ci coś powiedzieć.
            – A cóż to takiego, że robisz taką minę?
            – Ktoś przyjdzie tutaj wieczorem - rzekła z powagą Nena, dłonią memłając skrawek rękawa.
            – Mężczyzna?
            – Tak.
            – I rozumiem, że to nie pułkownik?
            – Nie.
            – Rozumiem – westchnął Henry. – Dba o ciebie?
            – Bardzo.
            – Kochasz go?
            – Tak.
            – W takim razie z przyjemnością przyjmę go w swoim domu – oznajmił Henry i wyszczerzył pożółkłe. – Jak ma na imię?
            – Daemon.
            – Merit wspominała coś o nim.
            – Tak, bardzo mi pomógł wtedy, gdy Merit zniknęła. I nie tylko wtedy zresztą.
            – Rozumiem.
            – O nic więcej nie zapytasz? – strapiła się Nena.
            – Ufam ci, moja droga.
            – Dziękuję, tato. Nie masz pojęcia, jak wiele to dla mnie znaczy.
            Merit wróciła do domu dopiero późnym popołudniem. Daemona nadal nie było, co wskazywało, że miał więcej pracy, niż sądziła. A może to Foster dorzucił mu kilka zadań z czystej złośliwości. Nie wiedziała. W tej chwili miała ważniejsze sprawy na głowie, bo Merit zaraz po zobaczeniu Neny oznajmiła:
            – W najbliższym naborze wstępuję do akademii.
            – Nie – odparła Nena równie poważnym i kategorycznym tonem.
            – Dlaczego? Nie możesz mi zabronić. Ja też chcę coś zrobić.
            – Ależ mogę ci zabronić. Jesteś na to za młoda.
            – Nie jestem za młoda. Młodsi ode mnie wstępują do akademii – zaprotestowała Meirt, łapiąc się pod boki. – Poradzę sobie.
            – Tu nie chodzi o to, czy sobie poradzisz – warknęła Nena, nie ruszając się ze swojego miejsca przy stole. – Nie masz o niczym pojęcia. Jak wygląda pole bitwy…
            – To się dowiem.
            – Nie ma mowy – oznajmiła Nena, marszcząc brwi. – Pole bitwy to miejsce, którego się unika. Nie czeka cię tam nic tylko śmierć i cierpienie.
            – Ktoś musi walczyć. Lubię ten świat, to miejsce. Nie chcę, żeby demony wygrały.
            – I nie wygrają, ale o to zatroszczę się ja. Ty masz się trzymać z daleka od bitwy – powtórzyła Nena i spojrzała błagalnie na Henry’ego. Po jego minie widziała jednak, że nie będzie w stanie pomóc. Na pewno przerabiał to z Merit nie raz, lecz bezskutecznie. – Myślisz, że tego chcieliby dla ciebie twoi rodzice? Woleliby, żebyś żyła szczęśliwym i spokojnym życiem, a nie walczyła.
            – Chcę walczyć, by móc bronić takich jak ja. Żeby nikt inny nie musiał już tracić swoich bliskich.
            – Od tego jestem ja – zauważyła Nena, starając się nie okazywać emocji.
            Zwłaszcza tych negatywnych.
            – To świetnie ci poszło – wycedziła Merit. – Mojego taty jakoś nie umiałaś ochronić!
            – Dlatego przysięgłam, że nie pozwolę, by coś stało się tobie! – Teraz już nie tylko Merit krzyczała. Trzeba było przyznać, że trafiła w czuły punkt, bo Nena do dziś wypominała sobie śmierć Benjamina Leistada i nie tylko jego. – Skoro tak bardzo chcesz, spróbuj dostać się do akademii. Ale gwarantuję ci, że użyję swojego autorytetu, by cię tam nigdy nie przyjęli.
            – Jesteś beznadziejna! – wrzasnęła Merit ze łzami w oczach. Jednak nie to zaniepokoiło Nenę, choć nie chciała doprowadzać dziewczyny do płaczu. Przerażająca była ciemność, która kryła się za tymi łzami i nad którą Merit zaczynała tracić kontrolę. – Nienawidzę cię!
            Silny podmuch wiatry uderzył w Nenę i Henry’ego, przy okazji demolując trochę kuchnie. To był dopiero początek. Wyraźnie było widać, że Merit z tym walczy, ale nie może. Nena też zupełnie zapomniała o tym, co działo się w świecie, z którego pochodziła dziewczyna.
            Wstępnie zapieczętowała tę moc i od tego czasu był spokój. Nie sądziła, że jej zaklęcie zostanie tak szybko przełamane, więc praktycznie zapomniała o całym zajściu. Teraz jednak Merit zaczęła otaczać ciemność.
            – Tato, idź do pokoju! – krzyknęła Nena, zasłaniając go. – Szybko!
            – Co się dzieje? – zmartwił się mężczyzna.
            – Nie teraz. Idź już!
            Ale on się nie ruszył.
            – Merit to moja córka. Nie będę uciekał.
            – To niebezpieczne – warknęła Nena, rzucając mu złowrogie spojrzenie. – Idź!
            – Nie będę uciekał jak tchórz, gdy moje dzieci mnie potrzebują – oznajmił i zrobił krok do przodu.
            – Nie! – przeraziła się Nena, chwytając go za ubrania. – Nie podchodź.
            – Musimy coś zrobić.
            – Ja się tym zajmę.
            Nie była zbytnio przekonana, czy da radę poskromić moc Merit. Nie radziła sobie nawet ze swoją… Nie miała jednak wyboru. Ktoś musiał to zrobić i tylko ona w tej chwili była w stanie tego dokonać. Dla Henry’ego podejście do dziewczyny oznaczałoby niechybną śmierć.
            Po prostu musiała ją uspokoić, tak jak wtedy w łazience, gdy straciła kontrolę w obliczu swoich koleżanek. Wiatr robił się coraz silniejszy i na jej skórze zaczęły się pojawiać pierwsze draśnięcia. Mimo to zrobiła krok do przodu i kolejny.
            – Nie! – krzyknęła Merit. – Nie podchodź do mnie! Nienawidzę cię!
            – Już dobrze – powiedziała Nena. – Wiem, że to nie prawda. Kocham cię, Merit. Już dobrze – mówiła powoli i spokojnie, zbliżając się coraz bardziej do dziewczyny. W końcu wyciągnęła do niej ręce i zatopiła się w otaczającej ją ciemności. – Już dobrze. Wiem, że wcale tak nie myślisz. Wiem, że jest ci ciężko. Jesteś silna. Poradzisz sobie. Możesz nad tym zapanować.
            Gdy wszystko się uspokoiło, upadły na podłogę. Merit płakała w ramionach Neny i nie wiadomo, czy z poczucia winy, czy bardziej z przerażenia. A może jedno i drugie?
            – Nic wam nie jest? – zapytał zaniepokojony Henry. – Neno, ty…
            – Ciiii – mruknęła. – Nic się nie stało.
            Wtedy drzwi do domu otworzyły się i ktoś wszedł do środka.
            – Chyba się spóźniłem… Co tu się stało?
            – Mała kłótnia rodzinna – odparł spokojnie Henry, przyglądając się uważnie Daemonowi i zmarszczył brwi. – Ty jesteś… Co robisz w moim domu?
            – Tato, mówiłam ci, że Daemon przyjdzie.
            – Czy zdajesz sobie sprawę… – zaczął mężczyzna, ale Nena nie dała mu dokończyć.
            – Tato, proszę. Poczekaj. Wszystko ci wyjaśnię.
            – Powinienem wyjść? – strapił się demon. – Chyba nie jestem tu mile widziany.
            – Nie. Obawiam się, że mamy większy problem – oznajmiła Nena, patrząc na niego wymownie. – Merit straciła kontrolę. Obawiam się, że blokada jej mocy już nie działa.
            – To niedobrze.
            Nena z zadowoleniem zauważyła, że Merit zasnęła w jej ramionach. Na razie chciała pozwolić dziewczynie spać, ale obawiała się zostawić ojca samego z Daemonem. Toteż to do niego zwróciła się z prośbą:
            – Daemon, zaniesiesz ją na górę do pokoju? Niech na razie śpi. Musi być wyczerpana.
            – Nie zbliżaj się do mojej córki – zagroził Henry i sam podszedł do Neny. – Ja ją wezmę.
            – Nie możesz dźwigać – zaoponowała, ale spojrzenie ojca mówiło, że tym razem nie da rady go przekonać. – Tylko uważaj... – Gdy tylko zniknął za drzwiami z Merit na rękach, zwróciła się do Daemona: – Czy to możliwe, że się zorientował?
            – Na to wygląda…
            – Chyba muszę mu wszystko wyjaśnić.
            – To może wcale nie być taki zły pomysł – przyznał demon. – Nie mam wątpliwości, że bardzo mu na was obydwu zależy. Chce was chronić, więc nie sądzę, by miał źle zareagować, jeśli pozna prawdę.
            – Prawdę… – westchnęła Nena. – Całą prawdę?
            – Jestem pewien, że zrozumie.
            – O mnie mówicie? – usłyszeli i Henry wszedł do kuchni z marsową miną.
            – Tak, tato. Chyba muszę ci o czymś powiedzieć.
            – Czyli wyjaśnisz mi, co w naszym domu robi demon? – zapytał mężczyzna, parząc na nich gniewnie. – Czy ktoś wie?
            – Generał Sutton zna prawdziwą tożsamość Daemona i wyraził zgodę – przytaknęła Nena, posępniejąc. – Wiem, jak ogromną nienawiścią darzysz demony. I wierz mi, że do niedawna byłam taka sama. Ale okazało się, że za to nie wszystkie demony są złe. Daemon wiele razy bardzo mi pomógł, był przy mnie, gdy go potrzebowałam…
            – Tak, lubią od czasu do czasu zaskarbić sobie sympatię ludzi. Nie myl też wdzięczności z miłością.
            – Widzę, że tak cię nie przekonam – westchnęła ze smutkiem Nena. – Pamiętasz nasze pierwsze spotkanie? To było jakieś cztery lata temu… Byłam tutaj nowa i nie miałam nikogo, więc mnie przygarnąłeś. Sądziłeś, że jestem jedną z sierot, które przybyły do miasta, by zaciągnąć się do armii, w poszukiwaniu „lepszego” życia. I już zawsze będę ci wdzięczna, za to, co dla mnie zrobiłeś. Obawiam się jednak, że cię okłamywałam. Widzisz… – zawahała się. – Jestem trochę inna niż wszyscy. Nie jestem sierotą z innego miasta. Jestem dziewczyną z innego świata. Jestem uczennicą wiedźmy wymiarów, ich strażniczką. Moim zadaniem jest pojawiać się w światach takich jak ten. Takich, które mnie potrzebują, by walczyć z demonami, dajmy na to. Dzięki tobie było mi dużo łatwiej się zaaklimatyzować i zrozumieć tutejsze obyczaje. Każdy ze światów, który odwiedziłam, różni się od pozostałych i bez twojej pomocy byłoby mi bardzo trudno.
            – Rozumiem.
            – Wiem, że to wiele i ciężko uwierzyć w historię o innych światach i…
            – Nie – stwierdził Henry. – Wierzę ci. Od początku wydawałaś mi się w jakiś sposób wyjątkowa i teraz rozumiem, skąd się to wzięło. Otacza cię zupełnie inna aura niż pozostałych ludzi. Widzisz, ja też ci czegoś nie powiedziałem – zaśmiał się, choć szybko spoważniał. – Kuleję z powodu rany, którą zadał mi demon, to prawda. Jednak wcale nie zadał mi jej, podczas ataku na moją rodzinę. Gdy moja żona i córka umierały, nie było mnie przy nich. Byłem na polu bitwy, bo sam byłem kiedyś żołnierzem. Od zawsze potrafiłem z łatwością dostrzegać różnicę między ludźmi i demonami, więc przydawałem się w armii. Ale był jeden demon… Jeden, któremu zaufałem. Sądziłem, że jest moim przyjacielem, bo uratował mi życie. Twierdził, że jest wyrzutkiem ze swojego klanu, a ja mu uwierzyłem. Nikomu nie powiedziałem, kim jest i wpuściłem go nie tylko do miasta, ale i do domu. Żył z nami, był częścią rodziny, jak brat. Zabił je któregoś razu, gdy byłem na misji. Zabił moją żonę i córkę, a potem omal nie dopadł i mnie. Czasem żałuję, że mu się nie udało…
            – Boże… – jęknęła Nena. – Dlaczego mi nie powiedziałeś?
            – Nie chciałem. Mam teraz nową rodzinę, o którą chcę dbać, bo wtedy zawiodłem. A ty… Z jakiegoś powodu się wyróżniałaś i zacząłem wierzyć, że możesz nam naprawdę pomóc. Byłaś nadzieją.
            – Pomogę. Ale musisz mi zaufać. A ja… ufam Daemonowi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz