Our lives are stories,
waiting to be told
waiting to be told
Siedziała na lekcjach, choć było jej to nie w
smak. A jednak mimo tego, że wciąż nie pogodziła się z mentorką, dalej
stosowała się do jej poleceń. Panował spokój, więc nie nadużywała swojej mocy.
Grzecznie siedziała na lekcji. No nie zupełnie grzecznie, bo tym razem też
pisała opowiadanie.
Nie było to jednak to samo, co
zwykle, a bardziej jakieś romantyczne sceny z bohaterami z opowieści, o której zawsze
pisała. Nie wszystko umiała powiedzieć Daemonowi wprost. Na przykład tego, że
chciała, żeby częściej gładził ją po włosach. To było bardzo miłe.
Drobne rzeczy, a jednak było jej
głupio wypowiedzieć je na głos. W końcu była wojowniczką, strażniczką wymiarów.
I czasem zapominała, że jest też zwykłą dziewczyną i ma prawo mieć przyziemne
pragnienia. Nieważne ile razy sobie to tłumaczyła, nie mogła. Pozostało jej
jedynie pisać. Tym bardziej że miała ochotę spędzić więcej czasu z Daemonem.
Wiedziała, że to minie wraz z
początkową fazą związku. Nie mogła jednak nic poradzić na to, że wszystkie
myśli krążyły wokół niego.
— Psst, Daga…
Dagmara spojrzała na przyjaciółkę,
która teraz szturchała ją w bok.
— Co?
— Widziałaś?
— Co?
— Nie gadać — usłyszały nauczyciela,
który wciąż jednak stał przodem do tablicy.
— Za oknem — szepnęła Estera.
Zamarła, rzuciwszy okiem we wskazanym kierunku.
— Czy to nie Damian?
— Tak, to on — przytaknęła,
uśmiechając się.
— Co się tak uśmiechasz? — zapytała
podejrzliwie dziewczyna. — Wy coś teges?
Dagmara wzruszyła ramionami, na co
Estera rzuciła jej krzywe spojrzenie.
— Może trochę…
— I dlatego przyszedł po ciebie do
szkoły.
— Nie prosiłam go o to…
— Chyba nie zapomniałaś, że miałyśmy
iść razem na kawę. Obiecałaś - powiedziała z nutą żalu Estera.
— Nie, nie zapomniałam — odparła
spokojnie Dagmara i spuściła głowę pod naporem surowego spojrzenia nauczyciela.
Dopiero po chwili dodała: — Nie martw się, odprawię go.
In search of silver linings,
we discovered gold
— Daemon… Ekhm… Damian! Eee... Co tutaj
robisz? — zapytała Dagmara, wychodząc z budynku. — Mówiłam ci przecież, że…
— Chciałem cię zobaczyć —
powiedział, nie zwracając uwagi na Esterę.
— Ech…
— Ekhem! Przepraszam, że
przeszkadzam — wtrąciła się dziewczyna.
— Przepraszam, nie zauważyłem cię — strapił
się Daemon, spoglądając na nią. Wyglądał na lekko speszonego. —
Poznaliśmy się bodajże w kawiarni, nie?
— Tak. Dało się kapnąć… Nie
widziałeś świata poza Dagą.
— Dagą? — powtórzył Daemon. — A tak,
to prawda — przytaknął, szczerząc radośnie zęby i wziął ją w ramiona. — To
dlatego, że ją kocham.
— Chyba mocno pominęłaś kilka faktów
— stwierdziła Estera, patrząc groźnie na przyjaciółkę. — Mówiłaś, że tylko
odrobinę ze sobą kręcicie.
— Gwoli ścisłości powiedziałam, że
my tylko trochę ten teges.
— To to samo! — oburzyła się Estera.
— No… Sorka, lekcja to trochę nie
był czas ani miejsce na takie rozmowy — westchnęła Dagmara i wyślizgnęła się z
objęć demona. — Damian i ja jesteśmy…
— Kochankami — wypalił.
Estera zaczerwieniła się, a Dagmara
przejechała dłonią po twarzy.
— Parą — poprawiła go. — W
dzisiejszych czasach kochankowie to tacy, co się spotykają potajemnie. Na
przykład w tajemnicy przed mężem lub żoną.
— Żoną — zamyślił się Daemon. — Bądź
zatem moją żoną.
— Co?
— Weź ty się przymknij — jęknęła
Dagmara i chwyciła przyjaciółkę za ramię. — Chodź. A ty nie idź za nami i
przemyśl swoje zachowanie.
Gdy już zniknęły mu z zasięgu
wzroku, Estera roześmiała się w głos.
— Fajny jest.
— Wiem…
— Widzę, że to naprawdę coś. Kiedy
tak się do siebie zbliżyliście?
— Sama się zastanawiam.
And judgement taught us
that our hearts were wrong
Przyzwała miecz i rzuciła się w kierunku
napastników. Musiała zmierzyć się z kilkoma demonami i choć nie był to już
pierwszy raz, trochę się obawiała. Mimo wszystko wciąż dopiero się
uczyła. A dotychczasowe walki z demonami toczyły się pod czujnym okiem jej
mentorki.
Aurora zaczęła ją przyuczać już
jakiś czas po incydencie z rytuałem. Oczywiście najpierw surowo ją ukarała,
głównie salwą śmiechu i przypominaniem jej tej porażki na każdym kroku. Lacuna zniosła
to dzielnie i teraz sama mogła stawić czoła demonom.
Wykonała obliczenia, a że była
naprawdę zdolna, robiła to szybko i bezbłędnie. Potężne zaklęcie uderzyło
pierwszego z nich, choć nie zabiło. Wystarczyło już tylko pchnięcie mieczem.
Z kolejnym nie poszło już tak samo
łatwo. Zaatakował potężnym ciosem, który w porę zablokowała. Stanęła z nim oko w oko w zwartej walce. Dopiero wtedy popatrzyła na jego twarz i zamarła.
Omal nie wypuściła broni z rąk, gdy go rozpoznała.
— To ty… — Demon spojrzał na nią
zdezorientowany. Jednak z każdą chwilą, gdy zaczynało do niego docierać, co się
dzieje, zdziwienie ustępowało miejsca przerażeniu. Odskoczył. — Ty… — Hej! Gdzie
uciekasz! — krzyknęła za nim Lacuna, widząc, że chce się wycofać.
Nie mogła prosić o większe
szczęście jak spotkanie z tamtym demonem. On był jednym z nielicznych świadków
jej kompletnej porażki. Oczywiście wątpiła, żeby miał tę historię rozpowiadać w
Infernum. Po tym, co mu zrobiła, na pewno wolał milczeć, ale ona i tak
zamierzała się go pozbyć.
Demon przypomniawszy sobie „tortury”,
jak to określał przed samym sobą podczas pobytu w kryjówce Aurory, wzdrygnął
się. Musiał pozbyć się tej dziewuchy, ale nie teraz. Nie przy reszcie. Jeśli ta
smarkula się wygada, będzie miał przechlapane.
— Odwrót — zarządził.
— Dlaczego? — zapytał jeden z
demonów.
— To strażniczka wymiarów — warknął.
— Zachrzaniaj z powrotem.
— Nie rządzisz tu, nie jesteś
starszy.
— Ale silniejszy. Powiedziałem
odwrót.
— Uciekasz? — zapytała Lacuna,
udając rozczarowaną. A może i odrobinę była. Darzyła demona pewnego rodzaju
sympatią po tym, co przeszli. Oczywiście nadal zamierzała go zabić, bo wiedział
coś, czego nie powinien. Nie zmieniało to jednak faktu, że świetnie się bawiła,
maltretując go wtedy w oczekiwaniu, aż Aurora odkręci to, co ona sama
schrzaniła. — Nie chcesz ze mną walczyć?
— Odwal się — burknął demon. —
Furiatka.
— Jak mnie nazwałeś? — oburzyła się Lacuna,
marszcząc brwi.
— Jesteś nienormalna — ciągnął dalej
demon. — Masz nierówno pod sufitem. Dziewczyno, jesteś zagrożeniem dla swojego
gatunku! I mojego przy okazji też.
Tuż obok jego twarzy śmignęła kula
ognia. Dopiero wtedy spostrzegł wyraz twarzy Lacuny i zamilkł. Najwyraźniej
bardzo ją rozeźlił, bo aż poczerwieniała ze złości.
— Wracajcie! — krzyknął tylko w
stronę swoich towarzyszy. — Już was tu nie ma!
Skoro już musiał z nią walczyć,
wolał to zrobić bez świadków.
— Berit! — krzyknął za nim jeden z
demonów, zanim zniknął.
— Berit? — podchwyciła Lacuna,
szczerząc zęby w złośliwym uśmieszku. —Tak masz na imię?
— Ta… Jakiś problem?
— Strasznie dziewczyńskie masz to
imię.
— O co ci chodzi co? — zawył demon. —
Uparłaś się na mnie?
— To ty mnie zacząłeś obrażać! —
ofuknęła go Lacuna, zadając kolejny cios.
Znów dłuższą chwilę wymieniali
ataki, próbując zyskać przewagę nad drugim.
— To ty się na mnie uparłaś!
Dlaczego musiało paść akurat na mnie! Najpierw mnie opętałaś, a potem jeszcze
torturowałaś tymi mazidłami!
— To są kosmetyki! — zaoponowała Lacuna.
Nagle Berit zaczął się śmiać. Przez
chwilę brzmiało to trochę histerycznie, jakby całkowicie ześwirował. W końcu
jednak przerodziło się to w szczery śmiech rozbawienia, co zbiło dziewczynę z
tropu.
— Co ja robię ze swoim życiem —
westchnął Berit, składając broń. — Chrzanić to.
But they're the ones
that we'll look down upon
Wracała właśnie z zakupów. Nie była to jakaś
wielka wyprawa. Musiała kupić kilka podstawowych rzeczy jak mleko do kawy,
chleb, jakieś owoce. Wszystko bez problemu zmieściło się w materiałowej torbie,
którą przewiesiła przez ramię, maszerując z wolna w stronę domu.
Nie używała magii. Lubiła tę
normalną stronę życia, gdzie choć przez chwilę była zwykłym człowiekiem. Zresztą
w przeciwieństwie do młodszej siostry nie była zwolenniczką nadużywania magii.
Nie używała jej na co dzień.
Zresztą co poradzić. Trice była od
niej dobrych kilka lat młodsza. Patrzyła na świat trochę inaczej. I miała do
tego prawo. Zabawne było jednak, że chociaż sama nadużywała magii, często
beształa za to Lacunę i wytykała jej drobne błędy. Ale nadal miała więcej
praktyki i była pełnoprawną strażniczką wymiarów tak jak Aurora. Prawdopodobnie
to sprawiało, że również czuła się odpowiedzialna za Lacunę.
Uśmiechnęła się pod nosem do swoich
myśli. W pewnym sensie miała wrażenie, że Trice i Lacuna są do siebie podobne. Przynajmniej
w pewnym stopniu. Aurora na dużo rzeczy patrzyła z dystansem. Nie lubiła
kategoryzacji i wrzucania wszystkich do jednego worka. Wierzyła, że nie
wszystkie demony i wampiry są te. Wielu z nim sama pomogła, gdy prosiły o schronienie w
ludzkim świecie.
Chciały żyć w spokoju i w zgodzie z
ludźmi, skłonne iść na wiele poświęceń, by ukryć swoją prawdziwą naturę. I
Aurora nie widziała w tym nic złego. Pomimo sprzeciwów rodziny pomagała ich.
Tylko robiła to w tajemnicy. Po części ze względu na Lacunę, która po tym, co
przeszła, była bardzo wrogo nastawiona do istot z Infernum. Jednak robiła tak
już wcześniej, także ze względu na siostrę, która żyła ściśle według zasad
wytyczonych przez ich rodziców.
Weszła na teren parku i przystanęła
na moment. Odchyliła głowę, patrząc na bezchmurne niebo. To był naprawdę piękny
dzień. Żałowała tylko, że ani Lacuna, ani Trice nie potrafiły się tym cieszyć.
Wszędzie widziały tylko zło i zagrożenie, nie dostrzegając tego, co na świecie
najpiękniejsze.
I to nie tak, że Aurora czuła się
wyjątkowa lub lepsza od tej dwójki. Zwyczajnie się martwiła. Miała to w
naturze. Westchnęła po raz kolejny i ruszyła dalej, rozkoszując się ciepłem i
śpiewem ptaków.
Nieopodal dostrzegła młodego
mężczyznę leżącego na ławce. W pierwszej chwili pomyślała, że to jakiś
bezdomny. Jednak był dużo lepiej ubrany. Zwyczajnie relaksował się, wygrzewając
na słońcu. Być może przysnął. I w pierwszej chwili chciała iść dalej, żeby mu
nie przeszkadzać.
Nie wiedziała jednak, jak długo już
tam leżał. A jak wiadomo, spanie na słońcu to łatwy sposób na udar. Postanowiła
go obudzić i upewnić się, że wszystko w porządku.
Podeszła do ławki i nachyliła się.
Już miała wyciągnąć rękę, żeby nim potrząsnąć, kiedy otworzył oczy. Ich
spojrzenia się spotkały, ale żadne się nie poruszyło.
— Długo będziesz tak sterczeć? —
zapytał w końcu.
Wyprostowała się i obdarzyła go
promiennym uśmiechem.
— Myślałam, że coś ci się stało —
odparła spokojnie. — Niemądrze jest spać na słońcu.
— Jestem przyzwyczajony do ciepła.
Nie lubię marznąć.
— Jesteś z innego kraju?
— …Tak — zawahał się. Podniósł się
do pozycji siedzącej i dodał: — I to bardzo ciepłego. W porównaniu z nim tutaj
jest strasznie zimno.
— Naprawdę? — zdziwiła się Aurora,
siadając obok na ławce. — A jest taka ładna pogoda.
Mężczyzna westchnął. Nie mogła nic
poradzić na to, że trochę się na niego gapiła. Nie był najprzystojniejszym
mężczyzną, jakiego widziała, ale… Było w nim coś… Jakaś charyzma, która
przykuwała uwagę. Po prostu miał w sobie to coś. Poza tym lubiła mężczyzn o
niebieskich oczach. Tym bardziej brunetów.
— Co?
— Nic. Po prostu pomyślałam… Czemu
nie wrócisz do domu, skoro tutaj ci zimno?
— Czekam na kogoś — odparł.
— Jesteś umówiony? — strapiła się
Aurora, wstając pospiesznie. — W takim razie nie będę przeszkadzać…
Najważniejsze, że nie potrzebujesz żadnej pomocy.
— Poczekaj — mruknął nieznajomy. —
Nie jestem umówiony.
— Ale właśnie powiedziałeś, że na kogoś
czekasz.
— Bo czekam — wyjaśnił. — Po prostu
wiem, że kiedyś się tu zjawi.
— Kobieta?
— Tak.
— Jesteś stalkerem? — przeraziła się
Aurora i teraz popatrzyła na mężczyznę podejrzliwie.
— Nie. Choć pewnie tak byś mnie
nazwała... — wymamrotał pod nosem.
— To tak czy nie?
— To już i tak bez znaczenia. Wracam
do siebie — oznajmił niespodziewanie i wsadziwszy dłonie w kieszenie, ruszył do
wyjścia z parku.
— A nie miałeś czekać, aż ją
spotkasz? — rzuciła za nim, ale nie dostała odpowiedzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz