czwartek, 23 maja 2019

Part 13: Chapter 1 ~ Unexpected encounter


Our lives are stories, 
waiting to be told

            Siedziała na lekcjach, choć było jej to nie w smak. A jednak mimo tego, że wciąż nie pogodziła się z mentorką, dalej stosowała się do jej poleceń. Panował spokój, więc nie nadużywała swojej mocy. Grzecznie siedziała na lekcji. No nie zupełnie grzecznie, bo tym razem też pisała opowiadanie.
            Nie było to jednak to samo, co zwykle, a bardziej jakieś romantyczne sceny z bohaterami z opowieści, o której zawsze pisała. Nie wszystko umiała powiedzieć Daemonowi wprost. Na przykład tego, że chciała, żeby częściej gładził ją po włosach. To było bardzo miłe.
            Drobne rzeczy, a jednak było jej głupio wypowiedzieć je na głos. W końcu była wojowniczką, strażniczką wymiarów. I czasem zapominała, że jest też zwykłą dziewczyną i ma prawo mieć przyziemne pragnienia. Nieważne ile razy sobie to tłumaczyła, nie mogła. Pozostało jej jedynie pisać. Tym bardziej że miała ochotę spędzić więcej czasu z Daemonem.
            Wiedziała, że to minie wraz z początkową fazą związku. Nie mogła jednak nic poradzić na to, że wszystkie myśli krążyły wokół niego.
            — Psst, Daga…
            Dagmara spojrzała na przyjaciółkę, która teraz szturchała ją w bok.
            — Co?
            — Widziałaś?
            — Co?
            — Nie gadać — usłyszały nauczyciela, który wciąż jednak stał przodem do tablicy.
            — Za oknem — szepnęła Estera. Zamarła, rzuciwszy okiem we wskazanym kierunku.  — Czy to nie Damian?
            — Tak, to on — przytaknęła, uśmiechając się.
            — Co się tak uśmiechasz? — zapytała podejrzliwie dziewczyna. — Wy coś teges?
            Dagmara wzruszyła ramionami, na co Estera rzuciła jej krzywe spojrzenie.
            — Może trochę…
            — I dlatego przyszedł po ciebie do szkoły.
            — Nie prosiłam go o to…
            — Chyba nie zapomniałaś, że miałyśmy iść razem na kawę. Obiecałaś - powiedziała z nutą żalu Estera.
            — Nie, nie zapomniałam — odparła spokojnie Dagmara i spuściła głowę pod naporem surowego spojrzenia nauczyciela. Dopiero po chwili dodała: — Nie martw się, odprawię go.

In search of silver linings, 

we discovered gold

            — Daemon… Ekhm… Damian! Eee... Co tutaj robisz? — zapytała Dagmara, wychodząc z budynku.  — Mówiłam ci przecież, że…
            — Chciałem cię zobaczyć — powiedział, nie zwracając uwagi na Esterę.
            — Ech…
            — Ekhem! Przepraszam, że przeszkadzam — wtrąciła się dziewczyna.
            — Przepraszam, nie zauważyłem cię — strapił się Daemon, spoglądając na nią. Wyglądał na lekko speszonego. — Poznaliśmy się bodajże w kawiarni, nie?
            — Tak. Dało się kapnąć… Nie widziałeś świata poza Dagą.
            — Dagą? — powtórzył Daemon. — A tak, to prawda — przytaknął, szczerząc radośnie zęby i wziął ją w ramiona. — To dlatego, że ją kocham.
            — Chyba mocno pominęłaś kilka faktów — stwierdziła Estera, patrząc groźnie na przyjaciółkę. — Mówiłaś, że tylko odrobinę ze sobą kręcicie.
            — Gwoli ścisłości powiedziałam, że my tylko trochę ten teges.
            — To to samo! — oburzyła się Estera.
            — No… Sorka, lekcja to trochę nie był czas ani miejsce na takie rozmowy — westchnęła Dagmara i wyślizgnęła się z objęć demona. — Damian i ja jesteśmy…
            — Kochankami — wypalił.
            Estera zaczerwieniła się, a Dagmara przejechała dłonią po twarzy.
            — Parą — poprawiła go. — W dzisiejszych czasach kochankowie to tacy, co się spotykają potajemnie. Na przykład w tajemnicy przed mężem lub żoną.
            — Żoną — zamyślił się Daemon. — Bądź zatem moją żoną.
            — Co?
            — Weź ty się przymknij — jęknęła Dagmara i chwyciła przyjaciółkę za ramię. — Chodź. A ty nie idź za nami i przemyśl swoje zachowanie.
            Gdy już zniknęły mu z zasięgu wzroku, Estera roześmiała się w głos.
            — Fajny jest.
            — Wiem…
            — Widzę, że to naprawdę coś. Kiedy tak się do siebie zbliżyliście?
            — Sama się zastanawiam.

And judgement taught us 

that our hearts were wrong

            Przyzwała miecz i rzuciła się w kierunku napastników. Musiała zmierzyć się z kilkoma demonami i choć nie był to już pierwszy raz, trochę się obawiała. Mimo wszystko wciąż dopiero się uczyła. A dotychczasowe walki z demonami toczyły się pod czujnym okiem jej mentorki.
            Aurora zaczęła ją przyuczać już jakiś czas po incydencie z rytuałem. Oczywiście najpierw surowo ją ukarała, głównie salwą śmiechu i przypominaniem jej tej porażki na każdym kroku. Lacuna zniosła to dzielnie i teraz sama mogła stawić czoła demonom.
            Wykonała obliczenia, a że była naprawdę zdolna, robiła to szybko i bezbłędnie. Potężne zaklęcie uderzyło pierwszego z nich, choć nie zabiło. Wystarczyło już tylko pchnięcie mieczem.
            Z kolejnym nie poszło już tak samo łatwo. Zaatakował potężnym ciosem, który w porę zablokowała. Stanęła z nim oko w oko w zwartej walce. Dopiero wtedy popatrzyła na jego twarz i zamarła. Omal nie wypuściła broni z rąk, gdy go rozpoznała.
            — To ty… — Demon spojrzał na nią zdezorientowany. Jednak z każdą chwilą, gdy zaczynało do niego docierać, co się dzieje, zdziwienie ustępowało miejsca przerażeniu. Odskoczył. — Ty…                    — Hej! Gdzie uciekasz! — krzyknęła za nim Lacuna, widząc, że chce się wycofać.
            Nie mogła prosić o większe szczęście jak spotkanie z tamtym demonem. On był jednym z nielicznych świadków jej kompletnej porażki. Oczywiście wątpiła, żeby miał tę historię rozpowiadać w Infernum. Po tym, co mu zrobiła, na pewno wolał milczeć, ale ona i tak zamierzała się go pozbyć.
            Demon przypomniawszy sobie „tortury”, jak to określał przed samym sobą podczas pobytu w kryjówce Aurory, wzdrygnął się. Musiał pozbyć się tej dziewuchy, ale nie teraz. Nie przy reszcie. Jeśli ta smarkula się wygada, będzie miał przechlapane.
            — Odwrót — zarządził.
            — Dlaczego? — zapytał jeden z demonów.
            — To strażniczka wymiarów — warknął. — Zachrzaniaj z powrotem.
            — Nie rządzisz tu, nie jesteś starszy.
            — Ale silniejszy. Powiedziałem odwrót.
            — Uciekasz? — zapytała Lacuna, udając rozczarowaną. A może i odrobinę była. Darzyła demona pewnego rodzaju sympatią po tym, co przeszli. Oczywiście nadal zamierzała go zabić, bo wiedział coś, czego nie powinien. Nie zmieniało to jednak faktu, że świetnie się bawiła, maltretując go wtedy w oczekiwaniu, aż Aurora odkręci to, co ona sama schrzaniła. — Nie chcesz ze mną walczyć?
            — Odwal się — burknął demon. — Furiatka.
            — Jak mnie nazwałeś? — oburzyła się Lacuna, marszcząc brwi.
            — Jesteś nienormalna — ciągnął dalej demon. — Masz nierówno pod sufitem. Dziewczyno, jesteś zagrożeniem dla swojego gatunku! I mojego przy okazji też.
            Tuż obok jego twarzy śmignęła kula ognia. Dopiero wtedy spostrzegł wyraz twarzy Lacuny i zamilkł. Najwyraźniej bardzo ją rozeźlił, bo aż poczerwieniała ze złości.
            — Wracajcie! — krzyknął tylko w stronę swoich towarzyszy. — Już was tu nie ma!
            Skoro już musiał z nią walczyć, wolał to zrobić bez świadków.
            — Berit! — krzyknął za nim jeden z demonów, zanim zniknął.
            — Berit? — podchwyciła Lacuna, szczerząc zęby w złośliwym uśmieszku. —Tak masz na imię?
            — Ta… Jakiś problem?
            — Strasznie dziewczyńskie masz to imię.
            — O co ci chodzi co? — zawył demon. — Uparłaś się na mnie?
            — To ty mnie zacząłeś obrażać! — ofuknęła go Lacuna, zadając kolejny cios.
            Znów dłuższą chwilę wymieniali ataki, próbując zyskać przewagę nad drugim.
            — To ty się na mnie uparłaś! Dlaczego musiało paść akurat na mnie! Najpierw mnie opętałaś, a potem jeszcze torturowałaś tymi mazidłami!
            — To są kosmetyki! — zaoponowała Lacuna.
            Nagle Berit zaczął się śmiać. Przez chwilę brzmiało to trochę histerycznie, jakby całkowicie ześwirował. W końcu jednak przerodziło się to w szczery śmiech rozbawienia, co zbiło dziewczynę z tropu.
            — Co ja robię ze swoim życiem — westchnął Berit, składając broń. — Chrzanić to.

But they're the ones

that we'll look down upon

            Wracała właśnie z zakupów. Nie była to jakaś wielka wyprawa. Musiała kupić kilka podstawowych rzeczy jak mleko do kawy, chleb, jakieś owoce. Wszystko bez problemu zmieściło się w materiałowej torbie, którą przewiesiła przez ramię, maszerując z wolna w stronę domu.
            Nie używała magii. Lubiła tę normalną stronę życia, gdzie choć przez chwilę była zwykłym człowiekiem. Zresztą w przeciwieństwie do młodszej siostry nie była zwolenniczką nadużywania magii. Nie używała jej na co dzień.
            Zresztą co poradzić. Trice była od niej dobrych kilka lat młodsza. Patrzyła na świat trochę inaczej. I miała do tego prawo. Zabawne było jednak, że chociaż sama nadużywała magii, często beształa za to Lacunę i wytykała jej drobne błędy. Ale nadal miała więcej praktyki i była pełnoprawną strażniczką wymiarów tak jak Aurora. Prawdopodobnie to sprawiało, że również czuła się odpowiedzialna za Lacunę.
            Uśmiechnęła się pod nosem do swoich myśli. W pewnym sensie miała wrażenie, że Trice i Lacuna są do siebie podobne. Przynajmniej w pewnym stopniu. Aurora na dużo rzeczy patrzyła z dystansem. Nie lubiła kategoryzacji i wrzucania wszystkich do jednego worka. Wierzyła, że nie wszystkie demony i wampiry są te. Wielu z nim sama pomogła, gdy prosiły o schronienie w ludzkim świecie.
            Chciały żyć w spokoju i w zgodzie z ludźmi, skłonne iść na wiele poświęceń, by ukryć swoją prawdziwą naturę. I Aurora nie widziała w tym nic złego. Pomimo sprzeciwów rodziny pomagała ich. Tylko robiła to w tajemnicy. Po części ze względu na Lacunę, która po tym, co przeszła, była bardzo wrogo nastawiona do istot z Infernum. Jednak robiła tak już wcześniej, także ze względu na siostrę, która żyła ściśle według zasad wytyczonych przez ich rodziców.
            Weszła na teren parku i przystanęła na moment. Odchyliła głowę, patrząc na bezchmurne niebo. To był naprawdę piękny dzień. Żałowała tylko, że ani Lacuna, ani Trice nie potrafiły się tym cieszyć. Wszędzie widziały tylko zło i zagrożenie, nie dostrzegając tego, co na świecie najpiękniejsze.
            I to nie tak, że Aurora czuła się wyjątkowa lub lepsza od tej dwójki. Zwyczajnie się martwiła. Miała to w naturze. Westchnęła po raz kolejny i ruszyła dalej, rozkoszując się ciepłem i śpiewem ptaków.
            Nieopodal dostrzegła młodego mężczyznę leżącego na ławce. W pierwszej chwili pomyślała, że to jakiś bezdomny. Jednak był dużo lepiej ubrany. Zwyczajnie relaksował się, wygrzewając na słońcu. Być może przysnął. I w pierwszej chwili chciała iść dalej, żeby mu nie przeszkadzać.
            Nie wiedziała jednak, jak długo już tam leżał. A jak wiadomo, spanie na słońcu to łatwy sposób na udar. Postanowiła go obudzić i upewnić się, że wszystko w porządku.
            Podeszła do ławki i nachyliła się. Już miała wyciągnąć rękę, żeby nim potrząsnąć, kiedy otworzył oczy. Ich spojrzenia się spotkały, ale żadne się nie poruszyło.
            — Długo będziesz tak sterczeć? — zapytał w końcu.
            Wyprostowała się i obdarzyła go promiennym uśmiechem.
            — Myślałam, że coś ci się stało — odparła spokojnie. — Niemądrze jest spać na słońcu.
            — Jestem przyzwyczajony do ciepła. Nie lubię marznąć.
            — Jesteś z innego kraju?
            — …Tak — zawahał się. Podniósł się do pozycji siedzącej i dodał: — I to bardzo ciepłego. W porównaniu z nim tutaj jest strasznie zimno.
            — Naprawdę? — zdziwiła się Aurora, siadając obok na ławce. — A jest taka ładna pogoda.
            Mężczyzna westchnął. Nie mogła nic poradzić na to, że trochę się na niego gapiła. Nie był najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego widziała, ale… Było w nim coś… Jakaś charyzma, która przykuwała uwagę. Po prostu miał w sobie to coś. Poza tym lubiła mężczyzn o niebieskich oczach. Tym bardziej brunetów.
            — Co?
            — Nic. Po prostu pomyślałam… Czemu nie wrócisz do domu, skoro tutaj ci zimno?
            — Czekam na kogoś — odparł.
            — Jesteś umówiony? — strapiła się Aurora, wstając pospiesznie. — W takim razie nie będę przeszkadzać… Najważniejsze, że nie potrzebujesz żadnej pomocy.
            — Poczekaj — mruknął nieznajomy. — Nie jestem umówiony.
            — Ale właśnie powiedziałeś, że na kogoś czekasz.
            — Bo czekam — wyjaśnił. — Po prostu wiem, że kiedyś się tu zjawi.
            — Kobieta?
            — Tak.
            — Jesteś stalkerem? — przeraziła się Aurora i teraz popatrzyła na mężczyznę podejrzliwie.
            — Nie. Choć pewnie tak byś mnie nazwała... — wymamrotał pod nosem.
            — To tak czy nie?
            — To już i tak bez znaczenia. Wracam do siebie — oznajmił niespodziewanie i wsadziwszy dłonie w kieszenie, ruszył do wyjścia z parku.
            — A nie miałeś czekać, aż ją spotkasz? — rzuciła za nim, ale nie dostała odpowiedzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz