czwartek, 23 maja 2019

Part 12: Chapter 6 ~ The empty space

             Lacuna – tak brzmiało jej imię, choć nie od zawsze. Wcześniej nazywała się Alicja, ale te czasy wydawały jej się dziwnie mgliste i odległe. Odkąd rozpoczęła nowe życie, wybrała sobie także nowe imię. Lacuna oznaczało dosłownie tyle, co pusta przestrzeń, dziura po czymś, czego brakowało. To miało przypominać jej o pustce, którą nosiła w sercu już od kilku lat.
            Wszystko rozpoczęło się jedno z tych nielicznych, spokojnych popołudni. Rzadko miała okazję całkowicie oddać się nauce, a warto dodać, że robiła to, kiedy tylko mogła. Kiedy tylko nie walczyła przeciw hordom Noxów. Ale nigdy nie narzekała na swój los. Chroniła świat i ludzi. Robiła coś pożytecznego i wreszcie miała w tym świecie swoje miejsce. Miała dach nad głową.

Bring me out

            Wszystko to dzięki jej mentorce. Aurora sama była wciąż młodą kobietą, młodą wiedźmą i strażniczką wymiarów o dobrym sercu i miłym usposobieniu. Całym sercem kochała to, co robi i bez chwili wahania niosła pomoc bliźnim.
            Pewnego dnia wparowała do kryjówki wampirów, na których trop wpadła jakiś czas temu. Nie wyglądało to jak standardowa walka, a bardziej łowy. Wiedziała, że robią to specjalnie. Zostawiali wskazówki, wymykając jej się od dłuższego czasu. Ile ludzi już zabili? Nie chciała wiedzieć.
            Tym razem ich znalazła. Ale nie tylko wampiry. Zwłoki ludzi i nawet dwóch demonów, które najwyraźniej połakomiły się na pyszny kąsek, jakim była dusza o czystej i silnej energii, którą i Aurora wyczuwała już z daleka.
            Musiała się śpieszyć, bo nieczęsto spotyka się ludzi z tak ogromnym potencjałem. Zresztą niezależnie od tego i tak zależało jej na uratowaniu ofiary wampirów. Wparowała do baraku pełnego Nocturnów i stworzonych przez nie wampirów, ale nie musiała się bać.
            Po wielu latach walk i nauki magii była pewna swojej wygranej i nie musiała nawet wykonywać żadnych obliczeń, by urzeczywistnić czar. Wampiry rzuciły się nią, a ich oczy lśniły szkarłatem. Aurora wykonała tylko jakiś gest i część posadzki pokryła się lodem, nie tylko czyniąc poruszanie się niebezpiecznym, a wręcz unieruchamiając wrogów.
            Ta sztuczka być może nie zadziałałaby na demony, tym bardziej te pochodzące z Klanu Ognia, ale wampiry… Cóż… Lód nie był sprzymierzeńcem dla ich zimnych, martwych ciał. Zwłaszcza dla tych, które były tak blisko przemienienia się w Strzygi – najniższą formę życia wampirów. Tych, które niegdyś były ludźmi ugryzionymi przez Nocturny, a ich ciała i dusze obumierały owładnięte szaleństwem z powodu straszliwego głodu.
            Było to dla Aurory bardzo przykre zjawisko. To byli kiedyś ludzie. Teraz jednak całkowicie zatracili swoje człowieczeństwo. Nie było dla nich ratunku. Jedyne, co mogła zrobić to zakończyć ich cierpienie – zabić.
            Zrobiło to szybko i jak miała nadzieję, bezboleśnie. Przynajmniej w granicach możliwości. Nie było to trudne i poczuła do siebie żal, że tak długo nie potrafiła ich dopaść, pozwalając na śmierć wielu niewinnych ludzi.

Come and find me in the dark now

            Musiała jeszcze znaleźć więźnia. Dzięki silnej energii, jaką emanowała jej dusza, udało jej się to uczynić w mgnieniu oka. Zobaczyła leżącą w rogu umorusaną od krwi dziewczynkę, ale żywą. Była trochę podrapana i posiniaczona, ale nie miała śladów po ugryzieniu. Najwyraźniej zostawili ją sobie na koniec.
            Dziewczyna nie mogła mieć więcej niż 15 lat. Być może zemdlała ze strachu i zmęczenia. Toteż Aurora postanowiła na jakiś czas zabrać ją do siebie i zająć się nią, dopóki ta nie odzyska przytomności. Dowie się, gdzie mieszka i wymaże jej wspomnienia o tym strasznym przeżyciu.
            Dopiero dwa dni później, gdy dziewczyna wreszcie się obudziła, okazało się, że ten pomysł nie wypali. Czternastolatka nie miała, dokąd wracać. Wampiry, które ją zabrały, zabiły jej rodziców i teraz została zupełnie sama. Jako że nie miała też żadnych krewnych, trafiłaby do domu dziecka.
            To wtedy Aurora postanowiła, że ją przygarnie i pomimo niepokoju ze strony jej młodszej siostry, uczyniła z dziewczyny swoją uczennicę. Zaproponowała też, by ta wybrała sobie nowe imię, bo zaczyna też nowe życie. Dziewczyna wybrała imię Lacuna, które miało jej do końca życia przypominać o tym, co straciła. I mimo przekonywań ze strony mentorki, nie zgodziła się, by wymazać jej wspomnień o ataku wampirów.

Everyday by myself I'm breaking down
I don't wanna fight alone anymore


            Była już wystarczająco silna, by móc walczyć też z wampirami i demonami, ale jakoś nie miała okazji. Mentorka wolała sama zajmować się niebezpieczniejszymi wrogami, dbając o swoją podopieczną. Nie znaczyło to jednak, że nie dawała uczennicy szansy do rozwoju. Trenowały przecież codziennie i jako że Lacuna miała spory potencjał, a do tego była zdolna, przekroczyła wszelkie oczekiwania Aurory.
            Być może nie dorównywała jej jeszcze mocną, ale zapowiadała się na wspaniałą strażniczkę wymiarów. Taką, która w przyszłości będzie nawet silniejsza od swojej mentorki.
            Zachęcona zasłyszanymi ostatnimi czasy pochwałami, Lacuna postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Szukała sposobu na to, by znaleźć sobie silniejszego niż dotychczas przeciwnika. I nie chodziło jej o mentorkę. Lacuna chciała walczyć z prawdziwymi wrogami, a nie ciągle tylko Cienie. One nie były żadnym wyzwaniem.
            Oczywiście zdawała sobie sprawę z tego jak istotne było pozbywanie się ich. Dla niej nie stanowiły zagrożenia, ale dla zwykłych ludzi jak najbardziej. A rozmnażały się tempie błyskawicznym, niczym pantofelki – przez podział.
            Przypomniała sobie pewną księgę magii leżącą na najwyższej półce w gabinecie swojej mentorki. A że tego dnia jej nie było, bo wraz ze swoją młodszą siostrą – również wiedźmą – udała się dokądś, Lacuna miała całą kryjówkę do swojej dyspozycji.
            Używając prostej magii z łatwością zdołała położyć ręce na zakurzonej, starej księdze i usiadła z nią przy biurku Aurory. Pamiętała, że było tam coś o przyzywaniu demonów. Gdyby udało jej się takiego sprowadzić i pokonać…
            Ten plan bardzo jej się spodobał. Nie wszystko rozumiała, jako że księga była napisana bardzo starym stylem niewyraźną kreską, dodatkową zalaną czymś, czego pochodzenia Lacuna poznać nie chciała. Nie była w stanie rozczytać w ogóle dwóch ostatnich akapitów, ale jednego była pewna. Dzięki jednemu z rytuałów uda jej się przyzwać demona.
            Zebrała wszystkie potrzebne jej rzeczy i wydostała się z kryjówki. Na zewnątrz użyła jednego z prostszych zaklęć, których uczyła się już na samym początku. Pomagało ono stworzyć sztuczny pół–wymiar pochłaniający zniszczenia. Po jego usunięciu teren powracał do pierwotnego stanu, a co ważniejsze, nikt nie mógł go zobaczyć ani do niego wejść bez jej pozwolenia. Nie mogła przecież ściągnąć na ludzi zagrożenia, jakim był demon.

Bring me out
From the prison of my own pride

            Rzadko odprawiała rytuały, zazwyczaj uczyła się magii bojowej, ale doskonale wiedziała, co robić. Mentorka nauczyła ją wszystkiego, co mogła. I teraz Lacuna mogła to wreszcie w pełni wykorzystać.
            Wzięła głęboki oddech i narysowała odpowiedni krąg, identyczny do tego podanego w księdze. Następnie rozłożyła wokół niego świece, a w środku wszystkie podane składniki. Stanęła twarzą w stronę północy i zaczęła recytować inkantację:
            – Ad astra, ad fondes... Adsum, concilioet labore ex animo hic at nunc resurgam! Audeamus, coniunctis viribus de profundis...Compos mentis
Consummantum est!
            Przez chwilę nic się nie działo, więc Lacuna zwątpiła. Z drugiej strony jej ciało ogarnęło dziwne mrowienie. Czuła, jak przepływa przez nią magia, więc rytuał musiał zadziałać. Trwała w gotowości, by w każdej chwili móc zmierzyć się z demonem.
            Nagle zrobiło się ciemno, a ona nie mogła się ruszyć. Przez myśl przeszło jej, że to moc demona. Czyżby miała tak łatwo zginąć. A wszystko przez jej własną głupotę?
            A potem wszystko wróciło do normy. Jej ciało było trochę ociężałe, ale nic się nie wydarzyło. Nie było żadnego demona. Nic. Jedyną dziwną rzeczą, jaką zauważyła to fakt, że teraz stała w kręgu, a nie obok niego, ale najwidoczniej musiała się jednak poruszać i w tej ciemności zwyczajnie nie zauważyła.
            Nagle usłyszała głos:
            – Kim jesteś?
            I ten głos z jakiegoś powodu rozbrzmiewał w jej głowie. Męski głos. Dopiero teraz wyczuła energię demona i spróbowała przyzwać swój miecz. Ten się jednak nie pojawił. Zamiast tego zobaczyła szpony wyrastające z jej ręki i aż krzyknęła.
            – Przestań się drzeć i mów, kim jesteś.
            – Nie będziesz mi rozkazywać – odpowiedziała, marszcząc brwi, ale głos, który wydobywał się z jej gardła, był nienaturalnie niski i szorstki.
            Zupełnie obcy.
            – Żartujesz sobie ze mnie? Mów, kim jesteś i jak to zrobiłaś?!
            – Zrobiłam, co? – zdziwiła się lekko Lacuna. – Masz na myśli to, jak cię przyzwałam? To bardzo proste… – W żołądku poczuła ucisk niepokoju, gdy wypluwając z siebie kolejne słowa, nie rozpoznawała własnego głosu. – Pokaż się, demonie!
            – No chyba sobie kpisz!  – ryknął w odpowiedzi. – Nie… – dodał po chwili, jakby zdał sobie z czegoś sprawę. – Nie… Nie. Nie! Ty nawet nie masz pojęcia, co narobiłaś, smarkulo!
            – Wyrażaj się – syknęła. – Jestem Lacuna, strażniczka wymiarów.
            – Strażniczka – prychnął kpiąco demon. – To ciebie powinni pilnować.
            – Pokaż się wreszcie i stań ze mną do walki!
            Nagle odwróciła się wbrew swojej woli i popatrzyła na coś leżącego na ziemi obok magicznego kręgu. Tym czymś była ona sama. Jej własne ciało. Teraz pozbawione duszy, która przeniosła się do innego znajdującego się w pobliżu ciała, tego, które należało do demona.
            – Nie… – jęknęła przerażona. – Co się stało.
            – Ty mi to powiedz!  – zdenerwował się demon. – Dopiero zacząłem służbę, a tu coś takiego! Przez ciebie będę pośmiewiskiem w całym piekle!
            – Rytuał… Coś poszło nie tak…
            – „Coś poszło nie tak” – przedrzeźniał ją demon. – Wiesz, chociaż jak to naprawić? Powiedz, że tak.
            – Ja… Nie mam… Pojęcia…

My God
I need a hope I can't deny

            Lacuna zamarła. Zupełnie nie wiedziała, co począć. Tyle dobrego, że posiadłszy ciało demona, miała nad nim kontrolę i nie mógł wyrządzić szkód. Z drugiej strony ciężko było jej się poruszać, więc podejrzewała, że z magią będzie podobnie.
            W pierwszej chwili spanikowała. Demonowi, który to wyczuł chyba się to udzieliło, bo zaczął kląć pod nosem we wszystkich językach, jakie znał. Przynajmniej tak zgadywała, że to były przekleństwa.
            – No już! Rusz głową!
            – Nie krzycz na mnie! To nam w niczym nie pomoże.
            – Nic nam już nie pomoże – jęknął demon, rozkładając ręce. Poczochrał rękami krótkie włosy, mierzwiąc je przy tym. – Już po mnie!
            – Czekaj! – krzyknęła Lacuna. – Spokojnie. Zaraz coś wymyślę. Przestań się tak rzucać. Rób, co mówię. Znaczy… Nic nie rób – poprawiła się. – Pozwól mi kontrolować to ciało.
            – I co? Co zrobisz? Zatańczysz? Zaśpiewasz?
            – Zamknij się! – krzyknęła Lacuna, podnosząc poziom magii i poczuła przeszywający ją prąd. Wzięła głęboki oddech. – To się źle skończy dla nas obojga, jeśli będziesz mnie denerwował, usmażę nas magią…
            – Ale się boję – burknął demon, choć w rzeczywistości przestał się szamotać.
            Lacuna wzięła jeszcze jeden głęboki oddech i chwiejnym krokiem podeszła do swojego ciała. Wyszeptała jakieś zaklęcie, niwelując działanie sztucznego pół–wymiaru i wzięła swoje ciało na ręce. O dziwo było to łatwiejsze niż sądziła.

In the end I'm realizing 
I was never meant to fight on my own

            – Zabierzemy mnie i zaczekamy pod kryjówką na moją mentorkę. Skontaktuję się z nią, żeby jak najszybciej wróciła. Nie próbuj niczego głupiego.
            – Głupiego… To wszystko już jest wystarczająco głupie.
            Lacuna podniosła z ziemi uschnięty liść i trzymając go w dłoniach szeptała kolejną inkantację, ładując go magią.
            – Auroro, potrzebuję pomocy. Strasznie schrzaniłam – jęknęła.
            Z kolejnym ciężkim westchnieniem usiadła na krawężniku pod rozłożystym dębem, nieopodal sztucznego wymiaru, w którym znajdowała się ich kryjówka. Z bólem w sercu myślała o czekających ją konsekwencjach i rozczarowaniu mentorki.
            W końcu trzymała w ramionach swoje własne ciało. Teraz w dużych dłoniach demona zdawało się takie drobne, choć była kilka centymetrów wyższa od swoich rówieśniczek. Niebieskie, niewidzące oczy patrzyły tępo w przestrzeń. W końcu nie wytrzymała i zamknęła lekko powieki. Wtedy jej ciało nie wyglądało tak martwo, a jedynie jakby spała.
            Długie, brązowe włosy poruszały się na wietrze, łaskocząc jej twarz. Przez chwilę nawet miała wrażenie, że to czuje i podrapała się po policzku. Poczuła ból i zdziwiona popatrzyła na zakończone pazurami palce.
            – Obcinasz czasem paznokcie? – zapytała mimowolnie.
            – Zamykasz kiedyś jadaczkę? – usłyszała w odpowiedzi.
            Zerwał się silny wiatr. I kilka metrów dalej Lacuna dostrzegła Aurorę i jej siostrę. Obie kobiety popatrzyły na trzymającego w ramionach Lacunę demona i spoważniały. Aurora spodziewała się kłopotów po rozpaczliwiej wiadomości uczennicy, ale bardziej w postaci przypalonego kociołka z wywarem albo jakiegoś bałaganu. Ale to…
            Czyżby jakiś demon znalazł ich kryjówkę pod jej nieobecność i zaatakował? Kobieta czuła, jak coś się w niej gotuje. Zacisnęła dłonie w pięści i podeszła o kilka kroków bliżej.
            – Co jej zrobiłeś – wycedziła.
            – Nic mi nie zrobił – jęknęła Lacuna, ale wnet uświadomiła sobie, że przecież przemawia głosem demona. – To nie jego wina, tylko moja…
            Aurora popatrzyła na nią wyraźnie skonsternowana. Wyczuwała wciąż energię uczennicy, więc ta żyła. A sposób, w jaki mówił do niej demon wydawał się dziwnie znajomy. Jednak cała sytuacja była tak absurdalna, że przez chwilę nie wiedziała, jak zareagować.
            – No właśnie. To jej wina.
            – Ma rozdwojenie jaźni? – zapytała cicho młodsza siostra Aurory, na co ta krzyknęła:
            – Już rozumiem.
            – To ja – powiedziała Lacuna, spuszczając wzrok. – Jestem w ciele demona…
            Spodziewała się bury i to takiej porządnej. Zamiast tego usłyszała chichot, który chwilę później przerodził się w radosną salwę śmiechu. Nie była pewna jak to rozumieć i sądząc po minie siostry Aurory, nie tylko ona.
            – Z nią wszystko teges? – zapytał demon.
            – Jesteś cała, Lacuna? – odezwała się Aurora, gdy już udało jej się uspokoić. – To… Powiesz mi jak do tego doszło?
            – Chciałam przyzwać demona, żeby go pokonać. Odprawiłam rytuał z twojej książki… I nie wiem, co się stało, ale… Stało się to.
            – Gratuluję uczennicy – mruknął demon, ale Aurora zupełnie go zignorowała.
            – Masz księgę przy sobie?
            – Leży tutaj – odpowiedziała Lacuna, wskazując na tomiszcze obok niej.
            Aurora od razu rozpoznała książkę i zmarszczyła brwi.
            – Mam dobra i złą wiadomość. To się da odkręcić – oznajmiła.
            – A ta zła?
            – To trochę potrwa.
            – Dobrze, rozumiem – odparła potulnie Lacuna.
            – Wejdziemy do domu, nie mogę pozwolić, żebyś tu sterczała, ale niczego nie dotykaj. Nie chcę, żeby demon miał dostęp do jakichkolwiek magicznych przedmiotów, czy książek – wyjaśniła z powagą Aurora, po czym uśmiechnęła się. – Rozchmurz się, dziecko. To nie taka znowu tragedia.
            – Ja… Przepraszam. Byłam taka głupia.
            – Wszyscy uczymy się na błędach. Ja też robiłam różne głupstwa.
            – Ale na pewno nie takie jak to.
            – Nie. Takie nie – przyznała Aurora, a Lacuna aż jęknęła. – Nawet gorsze. Nie, Beti?
            – To prawda – przytaknęła jej młodsza siostra.
            Z pomocą Aurory, Lacunie udało się dostać do domu. Swoje ciało położyła na łóżku, a sama usiadła obok na podłodze. Była zdziwiona, że demon się dotychczas nie odzywał. Jednak w chwili, gdy o tym pomyślała, otworzył ponownie buzię:
            – Musimy siedzieć na podłodze? Przecież masz krzesła.
            – Cicho bądź.
            – Lacuna, zajmij się czymś na razie. Porysuj, poucz się na poniedziałek albo coś. Tylko nie dotykaj niczego niebezpiecznego! – krzyknęła do niej z gabinetu Aurora, rozbijając się od dłuższej chwili po szafkach.
            – Dobrze!
            – Na Lorda Lucyfera… Co to za pokój. Wszystko różowe. I ty się nazywasz wojowniczką? Strażniczką wymiarów? Gdzie kucyki pony? – biadolił demon, coraz bardziej ją irytując.
            – Cicho, bo zrobię ci makijaż.
            – Jasne.
            – Nie blefuję. Wolisz różową czy czerwoną szminkę? – zapytała wyciągając coś z torebki.
            – Przestań! Nie rób tego! – krzyczał demon, ale nie było tam nikogo, kto by mu pomógł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz