Lacuna – tak brzmiało jej imię, choć nie od zawsze. Wcześniej
nazywała się Alicja, ale te czasy wydawały jej się dziwnie mgliste i odległe.
Odkąd rozpoczęła nowe życie, wybrała sobie także nowe imię. Lacuna oznaczało
dosłownie tyle, co pusta przestrzeń, dziura po czymś, czego brakowało. To miało
przypominać jej o pustce, którą nosiła w sercu już od kilku lat.
Wszystko rozpoczęło się jedno z tych nielicznych, spokojnych popołudni. Rzadko
miała okazję całkowicie oddać się nauce, a warto dodać, że robiła to, kiedy
tylko mogła. Kiedy tylko nie walczyła przeciw hordom Noxów. Ale nigdy nie
narzekała na swój los. Chroniła świat i ludzi. Robiła coś pożytecznego i wreszcie
miała w tym świecie swoje miejsce. Miała dach nad głową.
Bring me out
Wszystko to dzięki jej mentorce. Aurora sama była wciąż młodą kobietą, młodą
wiedźmą i strażniczką wymiarów o dobrym sercu i miłym usposobieniu. Całym
sercem kochała to, co robi i bez chwili wahania niosła pomoc bliźnim.
Pewnego dnia wparowała do kryjówki wampirów, na których trop wpadła jakiś czas
temu. Nie wyglądało to jak standardowa walka, a bardziej łowy. Wiedziała, że
robią to specjalnie. Zostawiali wskazówki, wymykając jej się od dłuższego
czasu. Ile ludzi już zabili? Nie chciała wiedzieć.
Tym razem ich znalazła. Ale nie tylko wampiry. Zwłoki ludzi i nawet dwóch
demonów, które najwyraźniej połakomiły się na pyszny kąsek, jakim była dusza o
czystej i silnej energii, którą i Aurora wyczuwała już z daleka.
Musiała się śpieszyć, bo nieczęsto spotyka się ludzi z tak ogromnym
potencjałem. Zresztą niezależnie od tego i tak zależało jej na uratowaniu
ofiary wampirów. Wparowała do baraku pełnego Nocturnów i stworzonych przez nie
wampirów, ale nie musiała się bać.
Po wielu latach walk i nauki magii była pewna swojej wygranej i nie musiała
nawet wykonywać żadnych obliczeń, by urzeczywistnić czar. Wampiry rzuciły się
nią, a ich oczy lśniły szkarłatem. Aurora wykonała tylko jakiś gest i część
posadzki pokryła się lodem, nie tylko czyniąc poruszanie się niebezpiecznym, a
wręcz unieruchamiając wrogów.
Ta sztuczka być może nie zadziałałaby na demony, tym bardziej te pochodzące z
Klanu Ognia, ale wampiry… Cóż… Lód nie był sprzymierzeńcem dla ich zimnych,
martwych ciał. Zwłaszcza dla tych, które były tak blisko przemienienia się w
Strzygi – najniższą formę życia wampirów. Tych, które niegdyś były ludźmi
ugryzionymi przez Nocturny, a ich ciała i dusze obumierały owładnięte
szaleństwem z powodu straszliwego głodu.
Było to dla Aurory bardzo przykre zjawisko. To byli kiedyś ludzie. Teraz jednak
całkowicie zatracili swoje człowieczeństwo. Nie było dla nich ratunku. Jedyne,
co mogła zrobić to zakończyć ich cierpienie – zabić.
Zrobiło to szybko i jak miała nadzieję, bezboleśnie. Przynajmniej w granicach
możliwości. Nie było to trudne i poczuła do siebie żal, że tak długo nie
potrafiła ich dopaść, pozwalając na śmierć wielu niewinnych ludzi.
Come and
find me in the dark now
Musiała jeszcze znaleźć więźnia. Dzięki silnej energii, jaką emanowała
jej dusza, udało jej się to uczynić w mgnieniu oka. Zobaczyła leżącą w rogu
umorusaną od krwi dziewczynkę, ale żywą. Była trochę podrapana i posiniaczona,
ale nie miała śladów po ugryzieniu. Najwyraźniej zostawili ją sobie na koniec.
Dziewczyna nie mogła mieć więcej niż 15 lat. Być może zemdlała ze strachu i
zmęczenia. Toteż Aurora postanowiła na jakiś czas zabrać ją do siebie i zająć
się nią, dopóki ta nie odzyska przytomności. Dowie się, gdzie mieszka i wymaże
jej wspomnienia o tym strasznym przeżyciu.
Dopiero dwa dni później, gdy dziewczyna wreszcie się obudziła, okazało się, że
ten pomysł nie wypali. Czternastolatka nie miała, dokąd wracać. Wampiry, które
ją zabrały, zabiły jej rodziców i teraz została zupełnie sama. Jako że nie
miała też żadnych krewnych, trafiłaby do domu dziecka.
To wtedy Aurora postanowiła, że ją przygarnie i pomimo niepokoju ze strony jej
młodszej siostry, uczyniła z dziewczyny swoją uczennicę. Zaproponowała też, by
ta wybrała sobie nowe imię, bo zaczyna też nowe życie. Dziewczyna wybrała imię
Lacuna, które miało jej do końca życia przypominać o tym, co straciła. I mimo
przekonywań ze strony mentorki, nie zgodziła się, by wymazać jej wspomnień o
ataku wampirów.
Everyday by myself I'm breaking down
I don't wanna fight alone anymore
I don't wanna fight alone anymore
Była już wystarczająco silna, by móc walczyć też z wampirami i demonami, ale
jakoś nie miała okazji. Mentorka wolała sama zajmować się niebezpieczniejszymi
wrogami, dbając o swoją podopieczną. Nie znaczyło to jednak, że nie dawała
uczennicy szansy do rozwoju. Trenowały przecież codziennie i jako że Lacuna
miała spory potencjał, a do tego była zdolna, przekroczyła wszelkie oczekiwania
Aurory.
Być może nie dorównywała jej jeszcze mocną, ale zapowiadała się na wspaniałą
strażniczkę wymiarów. Taką, która w przyszłości będzie nawet silniejsza od
swojej mentorki.
Zachęcona zasłyszanymi ostatnimi czasy pochwałami, Lacuna postanowiła wziąć
sprawy w swoje ręce. Szukała sposobu na to, by znaleźć sobie silniejszego niż
dotychczas przeciwnika. I nie chodziło jej o mentorkę. Lacuna chciała walczyć z
prawdziwymi wrogami, a nie ciągle tylko Cienie. One nie były żadnym wyzwaniem.
Oczywiście zdawała sobie sprawę z tego jak istotne było pozbywanie się ich. Dla
niej nie stanowiły zagrożenia, ale dla zwykłych ludzi jak najbardziej. A
rozmnażały się tempie błyskawicznym, niczym pantofelki – przez podział.
Przypomniała sobie pewną księgę magii leżącą na najwyższej półce w gabinecie
swojej mentorki. A że tego dnia jej nie było, bo wraz ze swoją młodszą siostrą
– również wiedźmą – udała się dokądś, Lacuna miała całą kryjówkę do swojej
dyspozycji.
Używając prostej magii z łatwością zdołała położyć ręce na zakurzonej, starej
księdze i usiadła z nią przy biurku Aurory. Pamiętała, że było tam coś o
przyzywaniu demonów. Gdyby udało jej się takiego sprowadzić i pokonać…
Ten plan bardzo jej się spodobał. Nie wszystko rozumiała, jako że księga była
napisana bardzo starym stylem niewyraźną kreską, dodatkową zalaną czymś, czego
pochodzenia Lacuna poznać nie chciała. Nie była w stanie rozczytać w ogóle
dwóch ostatnich akapitów, ale jednego była pewna. Dzięki jednemu z rytuałów uda
jej się przyzwać demona.
Zebrała wszystkie potrzebne jej rzeczy i wydostała się z kryjówki. Na zewnątrz
użyła jednego z prostszych zaklęć, których uczyła się już na samym początku.
Pomagało ono stworzyć sztuczny pół–wymiar pochłaniający zniszczenia. Po jego
usunięciu teren powracał do pierwotnego stanu, a co ważniejsze, nikt nie mógł
go zobaczyć ani do niego wejść bez jej pozwolenia. Nie mogła przecież ściągnąć
na ludzi zagrożenia, jakim był demon.
Bring me
out
From the prison of my own pride
From the prison of my own pride
Rzadko odprawiała rytuały, zazwyczaj uczyła się magii bojowej, ale
doskonale wiedziała, co robić. Mentorka nauczyła ją wszystkiego, co mogła. I
teraz Lacuna mogła to wreszcie w pełni wykorzystać.
Wzięła głęboki oddech i narysowała odpowiedni krąg, identyczny do tego podanego
w księdze. Następnie rozłożyła wokół niego świece, a w środku wszystkie podane
składniki. Stanęła twarzą w stronę północy i zaczęła recytować inkantację:
– Ad astra, ad fondes... Adsum, concilioet labore ex animo hic at nunc
resurgam! Audeamus, coniunctis viribus de profundis...Compos mentis
Consummantum est!
Przez chwilę nic się nie działo, więc Lacuna zwątpiła. Z drugiej strony jej
ciało ogarnęło dziwne mrowienie. Czuła, jak przepływa przez nią magia, więc
rytuał musiał zadziałać. Trwała w gotowości, by w każdej chwili móc zmierzyć
się z demonem.
Nagle zrobiło się ciemno, a ona nie mogła się ruszyć. Przez myśl przeszło jej,
że to moc demona. Czyżby miała tak łatwo zginąć. A wszystko przez jej własną
głupotę?
A potem wszystko wróciło do normy. Jej ciało było trochę ociężałe, ale nic się
nie wydarzyło. Nie było żadnego demona. Nic. Jedyną dziwną rzeczą, jaką
zauważyła to fakt, że teraz stała w kręgu, a nie obok niego, ale najwidoczniej
musiała się jednak poruszać i w tej ciemności zwyczajnie nie zauważyła.
Nagle usłyszała głos:
– Kim jesteś?
I ten głos z jakiegoś powodu rozbrzmiewał w jej głowie. Męski głos. Dopiero
teraz wyczuła energię demona i spróbowała przyzwać swój miecz. Ten się jednak
nie pojawił. Zamiast tego zobaczyła szpony wyrastające z jej ręki i aż
krzyknęła.
– Przestań się
drzeć i mów, kim jesteś.
– Nie będziesz mi rozkazywać – odpowiedziała, marszcząc brwi, ale głos, który
wydobywał się z jej gardła, był nienaturalnie niski i szorstki.
Zupełnie obcy.
– Żartujesz sobie
ze mnie? Mów, kim jesteś i jak to zrobiłaś?!
– Zrobiłam, co? – zdziwiła się lekko Lacuna. – Masz na myśli to, jak cię
przyzwałam? To bardzo proste… – W żołądku poczuła ucisk niepokoju, gdy
wypluwając z siebie kolejne słowa, nie rozpoznawała własnego głosu. – Pokaż
się, demonie!
– No chyba sobie
kpisz! – ryknął w odpowiedzi. – Nie… – dodał po
chwili, jakby zdał sobie z czegoś sprawę. – Nie… Nie. Nie! Ty
nawet nie masz pojęcia, co narobiłaś, smarkulo!
– Wyrażaj się – syknęła. – Jestem Lacuna, strażniczka wymiarów.
– Strażniczka –
prychnął kpiąco demon. – To ciebie powinni pilnować.
– Pokaż się wreszcie i stań ze mną do walki!
Nagle odwróciła się wbrew swojej woli i popatrzyła na coś leżącego na ziemi
obok magicznego kręgu. Tym czymś była ona sama. Jej własne ciało. Teraz
pozbawione duszy, która przeniosła się do innego znajdującego się w pobliżu
ciała, tego, które należało do demona.
– Nie… – jęknęła przerażona. – Co się stało.
– Ty mi to powiedz!
– zdenerwował się demon. – Dopiero zacząłem
służbę, a tu coś takiego! Przez ciebie będę pośmiewiskiem w całym piekle!
– Rytuał… Coś poszło nie tak…
– „Coś poszło nie tak” –
przedrzeźniał ją demon. – Wiesz, chociaż jak to
naprawić? Powiedz, że tak.
– Ja… Nie mam… Pojęcia…
My God
I need a hope I can't deny
Lacuna zamarła. Zupełnie nie wiedziała, co począć. Tyle dobrego, że posiadłszy
ciało demona, miała nad nim kontrolę i nie mógł wyrządzić szkód. Z drugiej
strony ciężko było jej się poruszać, więc podejrzewała, że z magią będzie
podobnie.
W pierwszej chwili spanikowała. Demonowi, który to wyczuł chyba się to
udzieliło, bo zaczął kląć pod nosem we wszystkich językach, jakie znał.
Przynajmniej tak zgadywała, że to były przekleństwa.
– No już! Rusz
głową!
– Nie krzycz na mnie! To nam w niczym nie pomoże.
– Nic nam już nie pomoże – jęknął demon, rozkładając ręce. Poczochrał rękami
krótkie włosy, mierzwiąc je przy tym. – Już po mnie!
– Czekaj! – krzyknęła Lacuna. – Spokojnie. Zaraz coś wymyślę. Przestań się tak
rzucać. Rób, co mówię. Znaczy… Nic nie rób – poprawiła się. – Pozwól mi
kontrolować to ciało.
– I co? Co
zrobisz? Zatańczysz? Zaśpiewasz?
– Zamknij się! – krzyknęła Lacuna, podnosząc poziom magii i poczuła
przeszywający ją prąd. Wzięła głęboki oddech. – To się źle skończy dla nas
obojga, jeśli będziesz mnie denerwował, usmażę nas magią…
– Ale się boję – burknął
demon, choć w rzeczywistości przestał się szamotać.
Lacuna wzięła jeszcze jeden głęboki oddech i chwiejnym krokiem podeszła do
swojego ciała. Wyszeptała jakieś zaklęcie, niwelując działanie sztucznego pół–wymiaru
i wzięła swoje ciało na ręce. O dziwo było to łatwiejsze niż sądziła.
In the end I'm realizing
I was never meant to fight on my own
– Zabierzemy mnie i zaczekamy pod kryjówką na moją mentorkę. Skontaktuję się z
nią, żeby jak najszybciej wróciła. Nie próbuj niczego głupiego.
– Głupiego… To
wszystko już jest wystarczająco głupie.
Lacuna podniosła z ziemi uschnięty liść i trzymając go w dłoniach szeptała
kolejną inkantację, ładując go magią.
– Auroro, potrzebuję pomocy. Strasznie schrzaniłam – jęknęła.
Z kolejnym ciężkim westchnieniem usiadła na krawężniku pod rozłożystym dębem,
nieopodal sztucznego wymiaru, w którym znajdowała się ich kryjówka. Z bólem w
sercu myślała o czekających ją konsekwencjach i rozczarowaniu mentorki.
W końcu trzymała w ramionach swoje własne ciało. Teraz w dużych dłoniach demona
zdawało się takie drobne, choć była kilka centymetrów wyższa od swoich
rówieśniczek. Niebieskie, niewidzące oczy patrzyły tępo w przestrzeń. W końcu
nie wytrzymała i zamknęła lekko powieki. Wtedy jej ciało nie wyglądało tak
martwo, a jedynie jakby spała.
Długie, brązowe włosy poruszały się na wietrze, łaskocząc jej twarz. Przez
chwilę nawet miała wrażenie, że to czuje i podrapała się po policzku. Poczuła
ból i zdziwiona popatrzyła na zakończone pazurami palce.
– Obcinasz czasem paznokcie? – zapytała mimowolnie.
– Zamykasz kiedyś
jadaczkę? – usłyszała w odpowiedzi.
Zerwał się silny wiatr. I kilka metrów dalej Lacuna dostrzegła Aurorę i jej
siostrę. Obie kobiety popatrzyły na trzymającego w ramionach Lacunę demona i
spoważniały. Aurora spodziewała się kłopotów po rozpaczliwiej wiadomości
uczennicy, ale bardziej w postaci przypalonego kociołka z wywarem albo jakiegoś
bałaganu. Ale to…
Czyżby jakiś demon znalazł ich kryjówkę pod jej nieobecność i zaatakował?
Kobieta czuła, jak coś się w niej gotuje. Zacisnęła dłonie w pięści i podeszła
o kilka kroków bliżej.
– Co jej zrobiłeś – wycedziła.
– Nic mi nie zrobił – jęknęła Lacuna, ale wnet uświadomiła sobie, że przecież
przemawia głosem demona. – To nie jego wina, tylko moja…
Aurora popatrzyła na nią wyraźnie skonsternowana. Wyczuwała wciąż energię
uczennicy, więc ta żyła. A sposób, w jaki mówił do niej demon wydawał się
dziwnie znajomy. Jednak cała sytuacja była tak absurdalna, że przez chwilę nie
wiedziała, jak zareagować.
– No właśnie. To
jej wina.
– Ma rozdwojenie jaźni? – zapytała cicho młodsza siostra Aurory, na co ta
krzyknęła:
– Już rozumiem.
– To ja – powiedziała Lacuna, spuszczając wzrok. – Jestem w ciele demona…
Spodziewała się bury i to takiej porządnej. Zamiast tego usłyszała chichot,
który chwilę później przerodził się w radosną salwę śmiechu. Nie była pewna jak
to rozumieć i sądząc po minie siostry Aurory, nie tylko ona.
– Z nią wszystko
teges? – zapytał demon.
– Jesteś cała, Lacuna? – odezwała się Aurora, gdy już udało jej się uspokoić. –
To… Powiesz mi jak do tego doszło?
– Chciałam przyzwać demona, żeby go pokonać. Odprawiłam rytuał z twojej
książki… I nie wiem, co się stało, ale… Stało się to.
– Gratuluję uczennicy – mruknął demon, ale Aurora zupełnie go zignorowała.
– Masz księgę przy sobie?
– Leży tutaj – odpowiedziała Lacuna, wskazując na tomiszcze obok niej.
Aurora od razu rozpoznała książkę i zmarszczyła brwi.
– Mam dobra i złą wiadomość. To się da odkręcić – oznajmiła.
– A ta zła?
– To trochę potrwa.
– Dobrze, rozumiem – odparła potulnie Lacuna.
– Wejdziemy do domu, nie mogę pozwolić, żebyś tu sterczała, ale niczego nie
dotykaj. Nie chcę, żeby demon miał dostęp do jakichkolwiek magicznych
przedmiotów, czy książek – wyjaśniła z powagą Aurora, po czym uśmiechnęła się.
– Rozchmurz się, dziecko. To nie taka znowu tragedia.
– Ja… Przepraszam. Byłam taka głupia.
– Wszyscy uczymy się na błędach. Ja też robiłam różne głupstwa.
– Ale na pewno nie takie jak to.
– Nie. Takie nie – przyznała Aurora, a Lacuna aż jęknęła. – Nawet gorsze. Nie,
Beti?
– To prawda – przytaknęła jej młodsza siostra.
Z pomocą Aurory, Lacunie udało się dostać do domu. Swoje ciało położyła na
łóżku, a sama usiadła obok na podłodze. Była zdziwiona, że demon się dotychczas
nie odzywał. Jednak w chwili, gdy o tym pomyślała, otworzył ponownie buzię:
– Musimy siedzieć
na podłodze? Przecież masz krzesła.
– Cicho bądź.
– Lacuna, zajmij się czymś na razie. Porysuj, poucz się na poniedziałek albo
coś. Tylko nie dotykaj niczego niebezpiecznego! – krzyknęła do niej z gabinetu
Aurora, rozbijając się od dłuższej chwili po szafkach.
– Dobrze!
– Na Lorda Lucyfera… Co to za
pokój. Wszystko różowe. I ty się nazywasz wojowniczką? Strażniczką wymiarów?
Gdzie kucyki pony? – biadolił demon, coraz bardziej ją irytując.
– Cicho, bo zrobię ci makijaż.
– Jasne.
– Nie blefuję. Wolisz różową czy czerwoną szminkę? – zapytała wyciągając coś z
torebki.
– Przestań! Nie
rób tego! – krzyczał demon, ale nie było tam nikogo, kto by mu pomógł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz