środa, 8 maja 2019

Part 12: Chapter 4 ~ Time to move on

            - Ufasz demonowi, to ogromny błąd. Ten sam, który ja też popełniłem.
            – Zrozumiem, jeśli mnie znienawidzisz – powiedziała nagle Nena. – Ale proszę, nie żyw urazy do Merit. Bo w nas oby płynie demoniczna krew i być może mamy ze sobą więcej wspólnego niż sądziłam, bo może… Choć to tylko przypuszczenia… Może Merit naprawdę jest naprawdę moją siostrą – ciągnęła dalej, spuściwszy głowę. – Do niedawna sama nie miałam pojęcia i wciąż wiele moich pytań pozostaje bez odpowiedzi, lecz nie mogę zaprzeczyć temu, kim jestem. Choć jedyny cel, jaki mi przyświeca to chronić ludzi. I tak samo Daemon bez cienia wątpliwości stoi po tej samej stronie. Ale zrozumiem, naprawdę zrozumiem, jeśli każesz mi odejść i nigdy nie wracać.
            – Nie wiem, co o tym myśleć – stwierdził ze smutkiem Henry. – Jesteś moją córką i ufam ci i cię kocham, ale w tej chwili to zbyt wiele na moją głowę. Nie potrafię się pogodzić z tym, że jesteś demonem i przyjaźnisz się z nimi.
            – Dobrze. Zabiorę ze sobą Merit i odejdę, przynajmniej dopóki sobie wszystkiego nie poukładasz. Proszę cię, tylko byś nie miał do niej żalu. Ona jeszcze o niczym nawet nie wie, sama nie rozumie tej mocy. Gdy się obudzi, powiem jej, że zabieram ją ze sobą. Chciałabym, by mogła się z tobą pożegnać, jak na rodzinę przystało.
            – O to nie musisz się martwić.


My God
I need a hope I can't deny

            Siedziała na dachu siedziby, obserwując panoramę śpiącego miasta. Merit nadal się nie obudziła i pewnie nie obudzi aż do rana. Natomiast Nena nie chciała nadwyrężać cierpliwości Henry’ego i tak czując, że go jakoś oszukała i zdradziła.
            Wpatrywała się w rozgwieżdżone niebo, jakby miała tam odnaleźć odpowiedzi na nękające ją pytania. Bezskutecznie. Miała wrażenie, że niebo nigdy nie było tak nieosiągalne, jak tego dnia.
            – Boże… Ojcze wszechmocny w niebie, czy obserwujesz mnie wciąż? – zapytała cicho. – Dlaczego wydajesz się bardziej odległy niż kiedykolwiek? Wybacz mi, bo czuję się zagubiona. Dlaczego uczyniłeś mnie tym, kim jestem? Jestem ci oddana i wierna, a ty wystawiasz moją wiarę na tak ogromną próbę. Proszę, dopomóż mi, bym nie straciła z oczu tego, co najważniejsze i bym dalej mogła godnie wypełniać powierzoną mi misję.

In the end I'm realizing I was never meant to fight on my own

            Nie usłyszała jednak odpowiedzi. Zresztą nie spodziewała jej się. Nie tak szybko. Bóg nigdy nie działał w oczywisty sposób i ona doskonale o tym wiedziała. A jednak poczuła w duszy głęboki smutek.
            – Jak się trzymasz? – zapytał Daemon, wchodząc na dach z dwoma kubkami kakao i jeden wręczył Nenie. – Po tym powinnaś poczuć się lepiej.
            Spojrzała na niego zaskoczona i odparła z uśmiechem:
            – Dziękuję.
            – To nie był mój pomysł, tylko Rosie. Widziała cię, jak wchodziłaś do budynku i domyśliła się, że coś jest nie tak.
            – I tak dziękuję. Za to, że jesteś – wyszeptała Nena.
            No tak… Przecież nie była sama. Miała wielu przyjaciół, którym przyświecał ten sam cel co jej. No i przede wszystkim miała też Daemona. Nie wolno było jej tracić wiary, bo przecież nie walczyła w pojedynkę.
            – Nie martw się, jestem pewien, że Henry z czasem zrozumie.
            – Nie, wszystko w porządku – stwierdziła Nena i upiła łyk napoju. – Na chwilę straciłam rezon, ale już jest dobrze. Jest dobrze.
            – Nie wyglądasz, jakby było dobrze – zauważył Daemon, patrząc na nią znacząco. Objął ją ramieniem i ucałował w czubek głowy. – Wiesz, że możesz mi o wszystkim powiedzieć.
            – Wiem. Ale w tej chwili bardziej martwię się o Merit.
            – Ona też sobie poradzi. Jest silna.
            – Ale nie wiem, jak zareaguje na wieść o tym, że płynie w niej krew demonów…

Every little thing that I've known is every thing I need to let go

            – Ty też wciąż się z tym nie pogodziłaś.
            – To nie tak… Pogodziłam się już. Ja po prostu… Już nie wiem, w co powinnam wierzyć. Cały mój świat został ostatnimi czasy wywrócony do góry nogami. Wszystko, w co wierzyłam, zostało zakwestionowane. Jak mam żyć, kiedy ja już nic nie wiem?
            – Musisz sobie w końcu odpuścić – oznajmił z powagą Daemon. – To, kim jesteś… Nie… To, skąd pochodzisz, to coś na, co nie masz wpływu, ale masz wpływ na to, kim jesteś i jak to wykorzystasz. Robisz wspaniałe rzeczy, ratujesz życia. To się liczy.
            – Masz rację.
            – A o Merit się nie martw. Przecież weźmiesz ją pod swoje skrzydła, więc na pewno wszystko będzie dobrze.
            – Muszę znaleźć sposób, by zapieczętować jej moc na jakiś czas. Dopóki sama nie zapanuje nad swoją, mogę zapomnieć o uczeniu jej.
            – Czy ja wiem. Dobrze sobie poradziłaś z poskromieniem jej mocy i to nie pierwszy raz. Powinnaś dać sobie większy kredyt zaufania.
            – Nie tylko sobie, ale Merit także.
            – Pozwolisz jej walczyć? – zapytał Daemon, a Nena westchnęła ciężko.
            – A mam inny wybór? Obawiam się, że na tym etapie nie mam już innego wyjścia – ciągnęła dalej, choć widać było, że wcale jej się to nie podoba. – Z dwojga złego wolę sama ją wszystkiego nauczyć i wskazać odpowiednią drogę.

You're so much bigger than the world I have made

            Nie było wątpliwości, że Merit wcale nie chce opuszczać Henry’ego oraz świata, w którym już się zaaklimatyzowała i zdobyła znajomych. Jednak po ostatnich wydarzeniach, wiedziała, że tak będzie lepiej. Dlatego nie protestowała, gdy Nena powiedziała jej, że na jakiś czas przeniosą się w inne miejsce. Była zagrożeniem dla Henry'ego.
            – Czyli to tutaj będę teraz żyć? – zapytała Merit, rozglądając się po kuchni. – Pięknie tutaj.
            – Wiem, że podobało ci się u Henry’ego, ale na ten moment tak będzie lepiej – oznajmiła Nena, kładąc dłoń na jej ramieniu. – Musimy ustalić pewne rzeczy i zapobiec kolejnym incydentom jak ten ostatnio… Za jakiś czas także zaczniemy twój trening.
            – Trening? – zdziwiła się Merit, a jej twarz rozjaśniła się. – Czy to znaczy, że pozwolisz mi…
            – Tak. Ale nie będziesz się uczyć w akademii, tylko tutaj pod opieką moją i Daemona.
            – Dziękuję ci!
            Dziewczyna rzuciła jej się na szyję.
            – Nie masz mi za co dziękować. Poza tym raczej nie spodoba ci się to, co mam do powiedzenia. Nie ma jednak  dobrej metody, by powiedzieć komuś coś takiego…
            – Co?
            – Usiądź – zaproponowała Nena. – Chcesz coś do picia?
            – Nie, po prostu powiedz mi, o co chodzi.
            – Pamiętasz, jak opowiadałam ci o wszystkich światach i o tym, kim jestem?
            – Tak.
            – W tym momencie znajdujesz się w mojej kryjówce w głównym świecie – oznajmiła z powagą Nena.
            – W tym, z którego pochodzisz?
            – Tak.  W tym, z którego pochodzę i ty najprawdopodobniej też – ciągnęła dalej, starając się to w miarę sensownie wytłumaczyć. – Śmiem twierdzić, że twoi rodzice nie byli twoimi rodzicami, a na pewno nie obydwoje. Na pewno nie Benjamin… On był człowiekiem i choć bardzo cię kochał, myślę, że wiedział więcej, niż się przyznawał.
            – To przez tę moc, tak? Przez tą ciemność, która rani ludzi…
            – Ta moc przebudziła się w tobie bardzo wcześnie. Dużo wcześniej niż u mnie.
            – Też masz taką moc? – zapytała zaskoczona Merit, wpatrując się w Nenę wyczekująco.
            – Tak. Odkryłam ją dopiero niedawno i sama nie miałam o niej wcześniej pojęcia – stwierdziła Nena, krzywiąc się. – Również nie wiem wszystkiego, więc zapewne są pytania, na które nie będę umiała odpowiedzieć. Ta moc należy do klanu demonów. W naszych żyłach płynie ich krew…
            – Jesteśmy demonami? – przeraziła się Merit.
            – Tylko do pewnego stopnia. W moim przypadku jest to pół na pół. W twojej kwestii nie jestem jeszcze pewna, choć śmiem sądzić, że to nie jest przypadek, że obie posiadamy taką samą moc, oraz to, że interesowały się tobą Cienie.
            – Rozumiem - mruknęła Merit, marszcząc brwi.
            – Wiem, że to może być dla ciebie trudne i chciałabym umieć cię jakoś pocieszyć, ale nie potrafię.
            – W porządku… To ma sens. Wszystko, co się dotychczas wydarzyło… Teraz rozumiem.
            – Twoi rodzice cię kochali i chcieli dla ciebie jak najlepiej, chcieli cię chronić. Nigdy o tym nie zapominaj.
            – Myślisz, że wiedzieli?
            – Nie mam co do tego wątpliwości. I jaka historia się za tym nie kryje, byłaś i zawsze będziesz ich córką, Merit.
            – Masz rację – przytaknęła dziewczyna. – Moje pochodzenie nie zmienia faktu, że byliśmy rodziną. I tak samo rodziną jest Henry.
            – Właśnie – przytaknęła Nena. – Wychodzi na to, że rozumiesz więcej niż ja…
            – No dobrze… Więc jestem pół demonem jak ty. I co dalej? Kiedy zaczynam trening?
            Nena roześmiała się w odpowiedzi na entuzjazm Merit.
            – Nie tak prędko.
            – Obiecałaś…
            – Tak, ale jest dużo rzeczy, które musimy zrobić wcześniej. Od teraz to miejsce to twój dom i choć wiem, że to będzie dla ciebie trudne, chcę, byś nadal chodziła do szkoły.
            – Nie da się inaczej? – zapytała z niezadowoleniem Merit.
            – Nie. Chcę, żebyś dalej się uczyła. Także dlatego, że to, czego nauczysz się w szkole, przyda ci się także w czasie naszej nauki, a nie będzie się ona ograniczać jedynie do opanowania mocy. Nauczę cię wszystkiego, co sama umiem.
            – W sensie… Magii? I jak walczyć? I jak chronić ludzi?
            – Tak. Ale w tym celu musisz chodzić też do szkoły. Nie możesz zaniedbać i zapomnieć o swojej ludzkiej naturze, rozumiesz? – powiedziała z powagą Nena i zmarszczyła brwi, jakby nagle coś sobie uświadomiła. – Znajdziesz nowe koleżanki, poznasz ten świat. Zobaczysz, spodoba ci się tutaj. I nie będziesz sama. Będę tu ja i Daemon oraz Farcuf, Silat i Tiril. Poznasz ich dzisiaj.
            – Dobrze. Skoro muszę.

So I surrender my soul

            – Na razie wybierz sobie pokój, który chcesz. Te zajęte mają tabliczki z imionami na drzwiach. U ciebie też taką powiesimy i w wolnej chwili udekorujemy go, jak tylko będziesz chciała.
            – Nena! – do kuchni wpadła Silat. – Albo twoje komputery się zepsuły, albo ktoś atakuje kilka miejsc jednocześnie, bo system oszalał!
            – Już idę – odparła Nena, zrywając się z krzesła. – Przepraszam cię Merit, dokończymy tę rozmowę, jak wrócę.
            – Też chcę iść.
            – Nie. Zostań tutaj i bądź grzeczna. Rozejrzyj się po domu i ogrodzie. Liczę na ciebie – rzuciła Nena i podążyła za Silat do innej części domu. – Cholera – mruknęła, spoglądając z przerażeniem na monitor. – To wcale nie błąd komputerów. Musimy się rozdzielić.
            – Daemon, zostawiam ci pomoc w Lafindomunde. Znają cię tam, więc nie będzie problemu.
            – Silat, Tiril, Farcuf. Jedno z was niech się uda do Skygennesrike, radar wskazuje tam ogromną aktywność Cieni, czego nie widziałam, odkąd zabrałam stamtąd Merit. Pozostała dwójka nich szybko uda się do Medium Mundi i zajmie demonami, zanim zbliżą się do miasta.
            – Tak jest.
            – Ja zajmę się atakiem w naszym świecie.
            – Dasz sobie radę? – zapytał z niepokojem Daemon. – Mam złe przeczucie.
            – Dam sobie radę. Idź już!

I'm reaching out for your hope

            W światach, którym nie obca była walka z mieszkańcami Infernum nie było problemu, ale jej świat tego nie znał. Wolała sama zająć się starciem. Gdy dotarła na miejsce, stworzyła barierę, która chroniła otoczenie przed skutkami walki, skutecznie zamykając całą grupę demonów w jej obrębie.
            Przywołała swój miecz, stając oko w oko z prawie dziesiątką demonów. Nie miała wątpliwości, że to wszystko było zaplanowane, skoro ataki nastąpiły w tym samym czasie. Być może o to właśnie chodziło, żeby odseparować ją od reszty. Jednak tym razem się nie obawiała.
            Ufała swoim towarzyszom i wiedziała, że poradzą sobie doskonale. Toteż mogła spokojnie skupić na walce, która ją czekała. Na początku tylko odpierała ataki, chciała sprawdzić intencje swoich przeciwników oraz ich siłę, zanim wyciągnie asa z rękawa. O ile wieśćć o jej przemianie w wampira nie rozniosła się już po całym Infernum.
            Wrogowie byli silni, ale nic nie wskazywało na to, żeby to była pułapka. Nie próbowali jej ani złapać, ani zatrzymać w tym miejscu. Od czasów tamtej napaści była dużo bardziej ostrożna i czujna.
            Demon, który najpewniej dowodził pozostałym, na razie trzymał się na uboczu, ale wyglądało to raczej, jakby niedoceniał siły Neny, sądząc, że pozostali poradzą sobie bez niego. A ona jeszcze przez jakiś czas pozwoliła mu tak myśleć.
            Bezgłośnie wymawiała formułkę jednego z bardziej skomplikowanych zaklęć i całą jego moc skierowała właśnie na tamtego demona. Huknęło, a w powietrze wzniosły się tumany kurzu. Reszta napastników spojrzała z przerażeniem, ale szybko otrząsnęli się, wznawiając atak.
            – Bardzo, bardzo niemądrze – usłyszała i z kurzu wyłoniła się sylwetka demona. – Nie zamierzałem się wtrącać, ale skoro tak przedstawiasz sprawę…
            Nie było na nim nawet draśnięcia. Dotychczas chyba tylko Dagon potrafił wyjść ze szwanku z tak silnego ataku, kim więc był ten demon?
            – Nie chciałam, żebyś się nudził – odpowiedziała Nena, szczerząc zęby w złośliwym uśmiechu i w ostatniej chwili uniknęła ataku.
            Siła ataku była ogromna, choć demon zaatakował gołymi rękami.
            – Pewnie zastanawiasz się, jak się nazywam.
            – Niespecjalnie, ale rozumiem, że bardzo chcesz się pochwalić.
            – Żartuj, póki możesz – warknął demon. – Jam jest Nigor, czternasty książę piekła.
            – To cię rodzice skrzywdzili – mruknęła Nena, wyprowadzając atak, który tamten łatwo sparował, chwytając jej miecz w dłoń. Drugą ręką uderzył ją w slot słoneczny. – Dobra, sam tego chciałeś – wycedziła Nena, a jej oczy zmieniły barwę na czerwoną.
            Rzuciła się do ataku, lecz nawet teraz Nigor bez problemu dotrzymywał jej tempa. W końcu chwycił jej rękę i dosłownie zmiażdżył w dłoni. Nena krzyknęła z bólu. Zamachnęła się pazurami, celując w twarz demona, ale nawet go nie zarysowała.
            Skończyłaby marnie, gdyby Nigor nie uskoczył przed piorunem. Nena znała to zaklęcie, ale nie ona go użyła. To mogła być tylko Beatrice, ale ku zaskoczeniu Neny, to nie ona stała nieopodal wewnątrz bariery, a młoda kobieta, choć też wyglądała znajomo.
            – Zostaw ją – rozkazała, piorunując demona wzrokiem. – Następnym razem nie chybię. – Nigor prychnął, ale dał znać pozostałym, by się wycofali i już po chwili nie było po nich śladu. – Nic ci nie jest? Pokaż to – powiedziała kobieta, wyciągając ręce w stronę Neny, ale ta zrobiła krok w tył. – Nie jestem wrogiem.
            – Więc kim?
            – Strażniczką wymiarów tak jak ty. Od dłuższego czasu ścigam Nigora pomiędzy światami, ale jest naprawdę potężny…
            – Nigdy nie słyszałam o innej strażniczce – rzekła chłodno Nena.
            – Beatrice nie mówiła ci o mnie? – zdziwiła się kobieta. – Mam na imię Lacuna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz