But
every time I do this my way
Nena trochę się bała wrócić
po tym wszystkim do domu mentorki. Czuła się trochę, jakby ją zawiodła. Kobieta
troszczyła się o nią. Z drugiej strony ufała też swoim osądom. Przez wiele lat
słuchała poleceń mentorki, nie sprawiała kłopotów. I jej cel, a więc ochrona
ludzi, nie zmienił się. Pozostało jej liczyć na zrozumienie.
—
Beatrice? Beatrice!
— Tutaj
jestem — padło w odpowiedzi, więc skierowała się do gabinetu.
— Możemy
porozmawiać?
— Chcesz
mnie przekonywać? — zapytała kobieta, patrząc na Nenę nieprzychylnym wzrokiem. —
Próbuję cię chronić, a ty uciekłaś z tymi demonami.
— Nie
uciekłam, ale chciałam wysłuchać ich do końca i dać ci czas ochłonąć.
— Dać mi
czas ochłonąć — powtórzyła gniewnie Beatrice. — „Ochłonęłam” - syknęła - ale moje zdanie
na ten temat się nie zmieniło.
— Ale
wysłuchasz mnie chociaż? — poprosiła z nadzieją Nena i usiadła naprzeciw mentorki.
— Doskonale wiem, co chcesz powiedzieć.
— Skoro
wiesz…
—
Nauczyłaś mnie wszystkiego, co potrafię. Nauczyłaś mnie walczyć, nauczyłaś mnie
magii, nauczyłaś mnie, jak być dobrym człowiekiem. To ty wpoiłaś mi wartości,
którymi się kieruję — zaczęła spokojnie Nena. — Przez wiele lat walczyłam z
demonami i wampirami, chroniąc ludzi. I zamierzam to kontynuować. Nie zmieniłam
stron ani nie dałam się zwieść. Tak. Kocham Daemona — oznajmiła, ale widziała
niezadowolenie na twarzy mentorki. — Ale to nie jest jego sztuczka. Nie zdajesz
sobie sprawy z tego, jak go traktowałam, bo jestem demonem. A mimo to uratował
mnie. Nie raz i nie dwa. On był przy mnie, kiedy tego potrzebowałam.
— To
jeszcze nie powód.
— Proszę
cię... Wysłuchaj do końca. Nie zakochałam się w nim, bo mi pomógł, chociaż
zrobił dla mnie więcej, niż większość ludzi, jakich spotkałam. On porzucił dla
mnie swój własny gatunek. Pomaga mi chronić ludzi. Uratował mnie, uratował
Henocka. Daemon nie jest zły i udowodnił to nie raz. A tamta trójka to jego
przyjaciele, którzy też chcą pomóc. I chcę im dać szansę, co nie znaczy, że ufam im bezgranicznie.
—
Wszystkie demony tak robią — stwierdziła chłodno Beatrice. — Zaczynają pomagać,
wydaje się… Zaczynasz myśleć „on jest inny”, ale to wszystko część pułapki,
jaką na ciebie zastawiają. A potem ty skończysz po ich stronie albo gorzej…
Martwa. Mówiłam ci, moje dziecko. Nie jesteś jedyna, która postanowiła zaufać
demonowi. To nigdy nie kończy się dobrze.
— Ty
zaufałaś?
— Nie,
ale na własne oczy widziałam tego skutki. Nie pozwolę, żeby spotkało cię to
samo.
— Przykro
mi, że tak to traktujesz. Myślałam, że masz do mnie więcej zaufania.
— I vice versa.
I get caught in the lies of the enemy
Po rozmowie z mentorką nie
wróciła do mieszkania Daemona. Udała się do Medium Munde, ale nie stawiła się
także na służbie. Nie poszła nawet do domu, choć Henry i Merit pewnie by się
ucieszyli. Potrzebowała pomyśleć w samotności. A na dachu pewnie dopadłaby ją
Rosie.
Toteż
teraz siedziała sama na ławce w parku. O tej porze dnia nie było tam zbyt
tłoczno. Zaledwie kilku staruszków na spacerze, ale oni nie zwracali na nią
uwagi. Westchnęła ciężko.
—
Wszystko w porządku? — usłyszała i spojrzała na młodą kobietę, która podeszła
do niej. — Mogę się dosiąść?
— Tak,
proszę bardzo.
Kobieta
była na oko przed trzydziestką, a więc trochę starsza od Neny. Mimo to
roztaczała wokół siebie przyjemną aurę. Była przeciętnej urody. Brązowe włosy
do ramion, niebieskie oczy, które śmiały się do Neny.
—
Problemy sercowe? — zagaiła, siadając obok na ławce.
Przez
dłuższą chwilę milczały, wpatrując się w niebo.
— Tak
bym tego nie nazwała. Choć może w pewnym sensie.
— W
pewnym sensie… — powtórzyła kobieta i zaśmiała się. — Niech zgadnę, twoi
rodzice nie akceptują twojego wybranka serca?
— To
trochę bardziej skomplikowane. Moja m… Osoba, która się mną opiekuje i która
wiele mnie nauczyła, nie potrafi zaufać moim wyborom. To trochę przykre.
— Skąd
ja to znam — skwitowała nieznajoma. — Jestem pewna, że troszczy się o ciebie.
— Wiem.
— I na
pewno z czasem zrozumie. Daj jej trochę czasu, a wszystko się ułoży.
—
Dziękuję.
— Nie ma
za co. Nie mogłam przejść obojętnie obok zatroskanej, młodej dziewczyny. W tym
wieku powinnaś cieszyć się życiem. Jesteś taka ładna.
—
Dziękuję… — powiedziała Nena i westchnęła. — Podejrzewam, że musiałam wyglądać
na naprawdę zmartwioną. Muszę wziąć się w garść.
— Chwila
słabości to nic złego.
— Nie —
przytaknęła Nena, uśmiechając się, jednak uśmiech ten szybko zniknął z jej
twarzy, gdy wyczuła zbliżające się demony. — Muszę iść! — oznajmiła, zrywając
się z miejsca. — Jeszcze raz dziękuję! — krzyknęła, biegnąc już przed siebie.
Pognała
jak najprędzej do kwatery. Wiedziała, że nie zdąży zająć się demonami, nim w
straży rozbrzmi alarm. Chciała jednak dotrzeć tam pierwsza. Gdy pojawią się
pozostali, będzie miała ograniczone pole działania, a nie była jeszcze gotowa
na to, by powiedzieć im prawdę. Zwłaszcza kiedy sama nie była już pewna, co
nią jest.
Coraz
częściej jednak zastanawiała się nad ujawnieniem prawdy. Może nie w swoim
świecie, ale… W niektórych i tak coś podejrzewali, więc może nie byłoby tak
źle.
W końcu
udało jej się dotrzeć na miejsce. Wśród hordy demonów dostrzegła jednego,
którego znała bardzo dobrze.
— Dagon —
wycedziła przez zęby, dłonie zaciskając w pięści. Gdyby Daemon tam był, pewnie
powstrzymałby ją od szarżowania na niego, ale go tam nie było. Nena pragnęła
rewanżu za poprzednią walkę. Kiedy poprzednio walczyli, wciąż była "człowiekiem" i w dodatku musiała chronić Aidana. Teraz była sama i nie była już tak słaba, jak kiedyś. — Dagon!
— Czyż
to nie mała strażniczka? — roześmiał się demon, szczerząc ostre kły w
niebezpiecznym uśmiechu. — Gdzie twoi przyjaciele i ochroniarz? Zostawili cię
samą?
— Sama
sobie z tobą poradzę — syknęła Nena.
Najwyraźniej
wieść o jej przemianie nie rozeszła się wśród demonów. W tej chwili naprawdę
cieszyła ją wzajemna niechęć Nocturnów i demonów. Będzie mogła wykorzystać
element zaskoczenia.
Przyzwała
miecz — jak zawsze — i zaatakowała. Zdawała się mieć przez chwilę przewagę, ale
to były tylko pozory. Demon jedynie się bronił, czekając, aż zmęczy ją machanie
mieczem. Gdy nieco zwolniła tempa, pochwycił klingę jej miecza i zamachnął się
swoim. Nie wiedział, że tylko na to czekała.
Mimo że
nie ćwiczyła tego zbyt długo, skupiła swoją energię w dłoni i zablokowała nią
atak. To zaskoczyło Dagona, który przez chwilę mocował się z nią, próbując
oswobodzić swoją broń.
Wykorzystała
ten sam manewr, którego użyła podczas sparingu z Daemonem. Puściła miecz
demona, jednocześnie odwołując swój i momentalnie znalazła się z drugiej
strony. Dagon zdążył się odwrócić, by zobaczyć jarzące się czerwienią
tęczówki. Nie zdołał zablokować ciosu, który wyprowadziła z całą swoją siłą.
Przeleciał dobrych kilka metrów, a kolejne pare przefikołkował, nieźle się przy
tym turbując.
— Ty… —
wysyczał wściekle, podnosząc się z ziemi, ale Nena nie dała mu dokończyć,
wyprowadzając kolejny atak i jeszcze jeden.
W porę
uskoczyła przed wyrastającymi z ziemi kolcami. Bez wątpienia były to demony
klanu ziemi, jak Silat, które postanowiły wtrącić się do walki, widząc, że
Dagon przegrywa.
— To nie
koniec — mruknęła Nena, zamykając oczy.
I lay my troubles down
I'm ready for you now.
Czuła, jak ogarnia ją ta
dziwna, mroczna energia, ale nie powstrzymywała tego. Wręcz przeciwnie.
Próbowała przypomnieć sobie to uczucie, które nią owładnęło, gdy używała tej
mocy ostatnio. Otoczyła ją ciemność, ale nie taka zwykła, jak wtedy, gdy ktoś
zgasi światło. Jeszcze ciemniejsza, która przysłoniła jakiekolwiek światło. Ale
Nena widziała poprzez tę ciemność.
Widziała,
jak pochłania ona demony, jeden za drugim. Widziała, że zdecydowały się na
odwrót. Widziała, jak uciekają. Nawet Dagon stracił rezon i wycofał się z pola
walki. Jednak ona nie przestała. I to nie tak, że nie chciała. Fakt, że przez
myśl przeszło jej, że mogłaby zmieść ich wszystkich, ale bała się, że tak
ogromna fala mogłaby zaszkodzić też miastu.
Bring me out
Come and find me in the dark now
Problem w tym, że nie mogła
tego powstrzymać. Udało jej się tę moc uruchomić, ale nie potrafiła jej zatrzymać.
Powinna była wiedzieć, że ogromna moc wiązać się będzie z równomiernie wysoką
ceną.
—
Daemon… Daemon! — krzyknęła zrozpaczona. Upadła na kolana, kuląc się w sobie. Nie
chciała tego. Nie w ten sposób. — Pomóż mi…
Poczuła
wokół siebie przyjemne ciepło. Pojawił się tuż przy niej i wziął w ramiona.
Widziała, jak kolejne fale ciemności wirujące wokół nich ranią jego skórę.
Jednak nie zwracał na to uwagi. Przyszedł do niej, gdy go potrzebowała.
Ogarnął
ją błogi spokój, a ciemność zaczynała się rozrzedzać. Daemon znowu ją uratował.
Znowu jej pomógł. W końcu najgorsze minęło, ale on i tak przytulał ją mocno.
Wiedział, że się bała. Przerażała ją jej własna moc.
— Już
dobrze — wyszeptał kojąco.
—
Przyszedłeś…
— Zawsze
będę przychodził, kiedy mnie potrzebujesz.
—
Dziękuję.
— Już
dobrze. Wracajmy do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz