You tear
the walls down one by one,
Maszerowała szybkim, pewnym
siebie krokiem wzdłuż głównej ulicy miasta. Brązowe włosy spięte miała w kuca,
a niebieskie oczy czujnie obserwowały otoczenie. Czarny płaszcz falował lekko.
Obcasy stukały na bruku, niosąc za sobą echo.
Tak.
Ulica zdawała się być martwa. Nie było gwaru rozmów, śmiechu dzieci. Nic.
Zupełna cisza. Wszyscy pochowali się na jej widok. Pozamykali się w domach lub
ukryli w ciemnych zakamarkach, byle tylko nie mogła ich dostrzec. Tak jakby mogli przed nią umknąć.
Uśmiechnęła
się pod nosem. To było jej miasto. To był jej świat, w którym rządziła.
Oczywiście nie było tak od zawsze, ale posiadając demoniczną moc oraz znajomość
magii, nie było to trudne. Dlatego teraz mogła przechadzać się ulicami i
napawać władzą.
We tried to run, we tried to hide in fear of losing ourselves
Znalazła
się w domu mentorki. Tutaj też czuła się jak w domu. Zresztą to był jej dom. W
taki czy inny sposób. Była tu jej nauczycielka, która dbała o nią jak własna matka.
No i Nena spędziła w tym miejscu wiele czasu, ucząc się magii.
Dawno
tam nie była. W ogóle z każdym rokiem przybywało jej pracy, więc coraz rzadziej
się tam pojawiała. Jednak po tym, jak odkryła, że jest demonem, unikała
mentorki jeszcze bardziej, w obawie, że prawda wyjdzie na jaw.
Nie
mogła jednak uciekać w nieskończoność. Poza tym tęskniła za Beatrice, która
zawsze potrafiła jej doradzić w wielu sprawach. Nie wspominając o tym, że miały
wiele do zrobienia.
—
Beatrice? — odezwała się niepewnie, zaglądając do gabinetu kobiety przez
uchylone drzwi. — Przeszkadzam?
— Nie.
Chodź, moja droga — uradowała się kobieta. — Myślałam, że już nigdy nie
przyjdziesz.
— No
wiesz… Byłam trochę zajęta. Mam ręce pełne roboty.
—
Skończyłam już obiecany substytut krwi dla ciebie — oznajmiła z zadowoleniem
Beatrice, na co Nena skrzywiła się z niesmakiem. — Nadasz temu smak jaki
chcesz. Zrobiłam z tego tabletki, żeby było ci wygodniej. Choć nie ukrywam, że
dobrze by było, gdybyś od czasu do czasu napiła się normalnej krwi. Dużo
walczysz, potrzebujesz energii, więc naturalnie substytut może czasem nie być
wystarczający. I nie krzyw się tak — dodała, uśmiechając się łagodnie. — Nie
powinnaś myśleć o tym, że to krew. Poza tym, nikt nie każe ci atakować ludzi.
Przygotowałam dla ciebie niewielki zapas z krwiodawstwa.
—
Jasssne… I co? Mam to popijać jak soczek? — prychnęła Nena.
Beatrice
westchnęła ciężko, robiąc zatroskaną minę.
— Wiem,
że nie jesteś z tego zadowolona. Ale musisz o siebie dbać. Przyzwyczaisz się.
— Nie
chcę się przyzwyczajać do czegoś takiego. Do wielu rzeczy nie chcę się
przyzwyczajać — wymamrotała Nena. — Ale podejrzewam, że nie mam wyboru.
— Jednak
jeśli chcesz, przygotowałam coś jeszcze.
— Co
takiego?
—
Bransoletkę, która stłumi twoją moc. Dopóki będziesz ją nosić, nie dasz rady
zmienić się w wampira, niezależnie od sytuacji.
— To
dość ciekawy pomysł… Choć nie ukrywam, że ta moc mi się przydała już kilka
razy. Dzięki temu jestem silniejsza i mogę walczyć — stwierdziła Nena i
zacisnęła dłonie w pięści. — Już nigdy więcej nie chcę być tak bezsilna jak
wtedy.
—
Dobrze. W takim razie będzie czekać, jeśli zmienisz zdanie.
—
Dziękuję. Za wszystko.
— Ależ
nie ma za co, kochana — powiedziała Beatrice i przytuliła Nenę. — Napijesz się
herbaty?
—
Chętnie. Dawno nie miałyśmy okazji spokojnie porozmawiać.
—
Natomiast ja chciałabym usłyszeć, jak wygląda sytuacja w innych światach.
I już
kilka minut później zasiadły na kanapie z kubkami parującego naparu w dłoniach.
— Co się
takiego ostatnio działo?
— Kilka
ataków demonów w Medium Munde, kłótnia z Fosterem… Henry ma się dobrze. Merit
jest zadowolona ze szkoły. Generalnie nie jest źle. Lafindumonde też ma się
dobrze. Wioska się rozwija. Ingri przewodzi wojownikom. Tylko stan zdrowia
Henocka mocno się pogorszył. Udało nam się mu pomóc, ale boję się, że to nie
potrwa długo…
— Udało
się wam? — powtórzyła Beatrice. — Masz na myśli ciebie i tego demona?
— Tak.
Właściwie gdyby nie on, Henock… Już by nie…
Zabrakło
jej odwagi, by wypowiedzieć te słowa.
—
Strasznie pomocny jest ten demon — zauważyła mentorka, patrząc na Nenę spod przymrużonych powiek. — Nie sądzisz, że to
podejrzane?
— Też
tak sądziłam, ale naprawdę zrobił wiele dobrego — oznajmiła po chwili wahania
Nena. — Już kilkakrotnie pomógł mi powstrzymać atak demonów i pomógł opanować
moce po przemianie. Nawet jeśli coś planuje, nie dam się tak łatwo oszukać —
dodała niechętnie — Na razie zamierzam czekać. Jego pomoc bardzo mi się
przydała.
—
Rozumiem. Ufam twojemu osądowi. Bądź tylko ostrożna.
—
Dobrze.
Przez
chwilę obie milczały, rozkoszując się aromatem herbaty. W końcu Nena zapytała:
— Czy
wiesz może, z jakiego powodu interesowałby się mną… Lucyfer?
— Jesteś
wojowniczką wymiarów — roześmiała się kobieta. — Jeszcze pytasz?
— Nie,
nie o to chodzi. Dlaczego interesowałby się mną, jeszcze zanim cię poznałam?
— A skąd
wiesz, że się interesował?
— Daemon
mi powiedział.
— Nie
wiem. Twój przyjaciel tego już nie wyjaśnił? — zapytała z powagą Beatrice.
— Sam
nie wie — odparła Nena. — Wyglądało, że mówi prawdę. Pomyślałam, że może ty
masz jakiś pomysł.
— Nie,
obawiam się, że nie znam jego powodów. Wątpię jednak, by wynikało to z jakiś
dobrych intencji — dodała kobieta i westchnęła ciężko. — Cokolwiek powiązanego
z Infernum i jego władcą to jest, to nie może to być dobre. Bądź proszę
ostrożna i nie ufaj demonom. Nawet tym najbardziej pomocnym. A może zwłaszcza im.
Nena
czuła się źle okłamując mentorkę. Równie źle czuła się też traktując Daemona
jakby wciąż mu nie ufała, ale przecież nie mogła się zdradzić przed Beatrice.
To tylko pogorszyłoby sprawę. Było zbyt wcześnie.
We tried to keep it all inside so we don’t hurt someone else
Była z
Daemonem na polowaniu. Nie odzywała się jednak zbyt wiele, odkąd wyszli poza
teren wioski. Demon podejrzewał, że czymś się znowu zadręczała, ale nie bardzo
wiedział, jak zacząć temat.
— Nie
miałam odwagi… — powiedziała nagle, gdy maszerowali wąską, wydeptaną ścieżką. —
Rozmawiałam z mentorką, ale nie miałam odwagi powiedzieć jej o nas.
— Może
nawet lepiej. Usmażyłaby mnie pewnie za skalanie jej pięknej podopiecznej.
—
Daemon, ja mówię poważnie — oburzyła się Nena, zaciskając dłonie w pięści. Bez
wątpienia miała do siebie żal. — Kazała mi na ciebie, a ja nie umiałam jej się
postawić…
— Nikt
tego od ciebie nie oczekiwał. Zresztą myślę, że tylko pogorszyłabyś sprawę,
gdybyś tak zrobiła. Pomyślałaby, że cię omamiłem.
— Wciąż
jednak…
— Hej,
rozchmurz się — mruknął Daemon.
When all the demons come alive I’ll still be under your spell,
—
Dziękuję.
— Nic
takiego nie zrobiłem.
—
Dziękuję, że jesteś przy mnie — powiedziała Nena, uśmiechając się do niego
promiennie.
Odwrócił
głowę speszony. Nie był przyzwyczajony do tego, jak otwarcie czasem potrafiła
przyprawić go o mały zawał serca. A był przecież demonem. Jednak Nena zawsze
potrafiła wywołać w nim poczucie, że jest słabszy i jakiś bezbronny, jakby to
ona rzuciła na niego jakiś urok i omamiła.
— I
zawsze będę.
— Mam
taką nadzieję, bo… Przy tobie jestem naprawdę szczęśliwa. To dzięki tobie byłam
w stanie przetrwać najtrudniejsze chwile i myślę, że będę w stanie zmienić
swoje życie na lepsze.
— To
dobrze.
— Nie
mówiłam ci chyba, ale ostatnio dogadałam Fosterowi. I… Czy przemyślałeś moją
prośbę? — zapytała z nadzieją Nena. — Chciałabym, żebyś był przy mnie. Zgadzasz
się?
—
Dołączyć oficjalnie do Armii? — domyślił się i popatrzył na nią czule. — Dla ciebie
wszystko.
—
Dziękuję — powiedziała, obejmując go w pasie.
Nie spodziewał się tego, ale odwzajemnił ten gest i
ucałował ją w czubek głowy. Sam nigdy nie podejrzewał się o takie zachowanie.
Gdy patrzył na Silat i Farcufa nie potrafił zrozumieć. Byli ze sobą już od
stulecia i bez wątpienia darzyli się miłością, choć byli także przyjaciółmi.
Teraz
dopiero zaczynał rozumieć ich słowa, gdy krytykował ich za te wszystkie
czułostki, przypominając, że są demonami. To nie miało znaczenia. Miłość była
ponad takimi definicjami. Miłość była ponad wszystkim. I on teraz również.
In you I found my only faith,
Gdy
tylko Daemon się zgodził, udała się na rozmowę z generałem Suttonem, żeby
wszystko sformalizować. Powiedziała mu całą prawdę o tym, kim jest Daemon.
Zapewniła jednak, że można mu ufać. A Sutton nie zadawał zbyt wielu pytań. Znał
Nenę już od wielu lat, właściwie odkąd się pojawiła i wiedział, że można wierzyć
danemu przez nią słowu.
Dlatego
teraz wmaszerowała do budynku z szerokim uśmiechem na twarzy. Za nią podążał Daemon. Nie wyglądał na
wystraszonego, ani zakłopotanego. Z zaciekawieniem rozglądał się po wnętrzu
kwatery. To nie tak, że nigdy tu nie był, ale zazwyczaj przemykał niezauważony.
Jedynie fakt podążania za Neną się nie zmieniał. Zawsze szedł w jej ślady. Z tą
różnicą, że teraz o tym wiedziała.
— Ciesze
się, że jesteś — wyszeptała, po czym spoważniała, mówiąc: — Ale w oficjalnej
wersji jesteśmy przyjaciółmi. Nie chciałabym robić zamieszania. Plus nikt poza
generałem nie wie, kim jesteś.
— Wiem.
— Wiem,
że wiesz.
—
Denerwujesz się?
— Nie.
Przeraża mnie tylko spotkanie z Rosie.
— Rosie?
To ta ruda dziewczyna z twojego pułku? — zapytał Daemon.
—
Naszego pułku — poprawiła go Nena, szczerząc zęby.
— Tak.
Naszego pułku.
Czuli na
sobie spojrzenia mijających ich strażników, ale nic sobie z tego nie robili.
Wieść o żółtodziobie z pierwszego pułku już się rozeszła. Toteż zainteresowanie
ludzi nie było niczym dziwnym, choć Daemon czuł się nieswojo będąc centrum
zainteresowania.
I lost my halo to your renegade
Kiedy
zjawili się w głównym biurze, obecni byli wszyscy kapitanowie pułku pierwszego
i kilku wojskowych niższego szczebla. Na chwilę zapadła cisza, każdy oderwał
się od tego, co robił dotychczas, by przyjrzeć się nowoprzybyłym. Szybko jednak
konsternacja minęła i zaczęto witać Daemona w szeregach.
Nena
odnalazła wzrokiem Rosie, która uśmiechała się od ucha do ucha. Domyśliła się,
że to mężczyzna, który rozkochał w sobie Nenę. Cierpliwie czekała, aż będzie
mogła się z nim przywitać. Teraz jednak obserwowała jak robią to inni. Puściła
do Neny oczko, szepcząc bezgłośnie:
—
Słodziak.
Nena
przejechała dłonią po twarzy. Czuła, że dni na służbie nie będą już takie same.
Rosie o to zadba. Mimo to
uśmiechnęła się.
— Daemon, musimy iść do
generała — przypomniała.
—
Generał sam przyszedł — rozległo się i wszyscy zamarli.
Uwaga
kapitanów skupiła się na Suttonie, który jakby nic przysiadł na brzegu jednego
z biurek, uśmiechając się spod siwych wąsów.
—
Generale! — krzyknęła Nena.
— Muszę
się czasami rozruszać. Nudzi mnie siedzenie w biurze — roześmiał się mężczyzna.
— A więc ty jesteś Daemon. Nena dużo mi o tobie mówiła — zwrócił się do demona,
mierząc go wzrokiem. — Mówiła, że jesteś silny.
— Tak,
generale — przytaknęła Nena, ale generał powstrzymał ją gestem dłoni.
— Tak
jest, generale — odezwał się Daemon. — W każdej chwili mogę zaprezentować swoje
zdolności.
— Hej —
skarciła go cicho Nena, bojąc się, co z tego wyniknie.
—
Doskonale!
—
Czekam, generale.
Dwa razy
nie trzeba było tego powtarzać. Sutton w mgnieniu oka wyciągnął miecz i znalazł
się tuż obok Daemona, krzyżując z nim broń, choć byli w budynku. Wszystko
wydarzyło się tak szybko, że nawet kapitanowie nie od razu zorientowali się, co
się stało. Chyba tylko Nena była w stanie w pełni zarejestrować ich ruchy, a
mimo to była równie zaskoczona.
— Bardzo
dobrze, młody człowieku — uradował się Sutton, a napięta atmosfera minęła, jak
za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nena wyraźnie odetchnęła z ulgą. Zresztą nie tylko ona. — Witam w
szeregach, młodzieńcze.
— Dziękuję, generale.
— Neno, załatw mu jakiś
mundur i broń.
— To nie
będzie… — zaczął Daemon, ale przerwała mu.
— Tak
jest.
— Co tu
się dzieje? — zapytał Foster, który właśnie skądś wrócił. — Co to za
zamieszanie? Wracać do pracy!
— To
przeze mnie — powiedział generał, uśmiechając się niewinnie.
— Generale?! Co pan tutaj
robi? — przeraził się Jordan. — Kto to jest? — dodał, spostrzegłszy Daemona.
— Nowy
członek pierwszego pułku.
— Nic
pan nie mówił.
— Muszę
ci się tłumaczyć z każdej decyzji, pułkowniku? — zapytał spokojnie Sutton. —
Zresztą to i tak nie powinno robić ci żadnej różnicy, mój drogi Jordanie. Daemon
pozostanie pod jurysdykcją Neny i tak jak ona otrzymuje niezależny status. A
przypominam, choć oboje są niżsi rangą, nie oznacza to, że są pod pańskimi
rozkazami, tylko moimi. Zdaje się, że ostatnio o tym zapomniałeś, pułkowniku.
Jordan
poczerwieniał ze złości lub wstydu, trudno było stwierdzić. Nena natomiast
pobladła. Nic nie mówiła generałowi o problemach z Fosterem.
— Tak
jest, generale — przytaknął Jordan, po czym rzucił Nenie gniewne spojrzenie,
sądząc, że to ona naskarżyła na jego zachowanie.
— Proszę
tak na nią nie patrzeć, panie pułkowniku — odezwała się Rosie, wychodząc przed
szereg. — To ja poinformowałam generała, o pańskim niewłaściwym zachowaniu
wobec Neny.
— Co?
— Rose,
niepotrzebnie to zrobiłaś — powiedziała Nena.
— Nie
mogłam już na to patrzeć. Mamy razem chronić ludzi, walczyć z demonami. Musimy sobie ufać, Nena. To co robi
pułkownik… Nie chcę walczyć u boku kogoś takiego.
— Panna Ashton ma rację —
rzekł z powagą Sutton. — Na froncie potrzebujemy sobie ufać. A żeby to zaufanie
zbudować, nikt nie powinien się tak zachowywać, niezależnie od rangi — ciągnął dalej.
— To jest upomnienie, pułkowniku. Drugiego nie będzie.
Po tym
generał ruszył w drogę powrotną do swojego gabinetu, a w biurze zapadła cisza.
— Na
co czekacie? — warknął rozeźlony Jordan i skierował się do siebie. — Wracać do
roboty! Przedstawienie się skończyło!
— Rosie —
jęknęła Nena, gdy Foster zniknął z pola widzenia.
— Nie ma
za co — odparła dziewczyna. — Dobrze mu tak.
— Dziękuję, Rose. Chociaż
poradziłabym sobie.
— Wiem, ale to, że możesz
poradzić sobie sama, nie znaczy, że musisz. Po co według ciebie są przyjaciele,
co? To nie jest tylko nic nieznaczące słowo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz