poniedziałek, 4 marca 2019

Part 11: Chapter 2 ~ The friends that surround us


You tear the walls down one by one,
           
            Maszerowała szybkim, pewnym siebie krokiem wzdłuż głównej ulicy miasta. Brązowe włosy spięte miała w kuca, a niebieskie oczy czujnie obserwowały otoczenie. Czarny płaszcz falował lekko. Obcasy stukały na bruku, niosąc za sobą echo.
            Tak. Ulica zdawała się być martwa. Nie było gwaru rozmów, śmiechu dzieci. Nic. Zupełna cisza. Wszyscy pochowali się na jej widok. Pozamykali się w domach lub ukryli w ciemnych zakamarkach, byle tylko nie mogła ich dostrzec. Tak jakby mogli przed nią umknąć.
            Uśmiechnęła się pod nosem. To było jej miasto. To był jej świat, w którym rządziła. Oczywiście nie było tak od zawsze, ale posiadając demoniczną moc oraz znajomość magii, nie było to trudne. Dlatego teraz mogła przechadzać się ulicami i napawać władzą.

We tried to run, we tried to hide in fear of losing ourselves

            Znalazła się w domu mentorki. Tutaj też czuła się jak w domu. Zresztą to był jej dom. W taki czy inny sposób. Była tu jej nauczycielka, która dbała o nią jak własna matka. No i Nena spędziła w tym miejscu wiele czasu, ucząc się magii.
            Dawno tam nie była. W ogóle z każdym rokiem przybywało jej pracy, więc coraz rzadziej się tam pojawiała. Jednak po tym, jak odkryła, że jest demonem, unikała mentorki jeszcze bardziej, w obawie, że prawda wyjdzie na jaw.
            Nie mogła jednak uciekać w nieskończoność. Poza tym tęskniła za Beatrice, która zawsze potrafiła jej doradzić w wielu sprawach. Nie wspominając o tym, że miały wiele do zrobienia.
            — Beatrice? — odezwała się niepewnie, zaglądając do gabinetu kobiety przez uchylone drzwi. — Przeszkadzam?
            — Nie. Chodź, moja droga — uradowała się kobieta. — Myślałam, że już nigdy nie przyjdziesz.
            — No wiesz… Byłam trochę zajęta. Mam ręce pełne roboty.
            — Skończyłam już obiecany substytut krwi dla ciebie — oznajmiła z zadowoleniem Beatrice, na co Nena skrzywiła się z niesmakiem. — Nadasz temu smak jaki chcesz. Zrobiłam z tego tabletki, żeby było ci wygodniej. Choć nie ukrywam, że dobrze by było, gdybyś od czasu do czasu napiła się normalnej krwi. Dużo walczysz, potrzebujesz energii, więc naturalnie substytut może czasem nie być wystarczający. I nie krzyw się tak — dodała, uśmiechając się łagodnie. — Nie powinnaś myśleć o tym, że to krew. Poza tym, nikt nie każe ci atakować ludzi. Przygotowałam dla ciebie niewielki zapas z krwiodawstwa.
            — Jasssne… I co? Mam to popijać jak soczek? — prychnęła Nena.
            Beatrice westchnęła ciężko, robiąc zatroskaną minę.
            — Wiem, że nie jesteś z tego zadowolona. Ale musisz o siebie dbać. Przyzwyczaisz się.
            — Nie chcę się przyzwyczajać do czegoś takiego. Do wielu rzeczy nie chcę się przyzwyczajać — wymamrotała Nena. — Ale podejrzewam, że nie mam wyboru.
            — Jednak jeśli chcesz, przygotowałam coś jeszcze.
            — Co takiego?
            — Bransoletkę, która stłumi twoją moc. Dopóki będziesz ją nosić, nie dasz rady zmienić się w wampira, niezależnie od sytuacji.
            — To dość ciekawy pomysł… Choć nie ukrywam, że ta moc mi się przydała już kilka razy. Dzięki temu jestem silniejsza i mogę walczyć — stwierdziła Nena i zacisnęła dłonie w pięści. — Już nigdy więcej nie chcę być tak bezsilna jak wtedy.
            — Dobrze. W takim razie będzie czekać, jeśli zmienisz zdanie.
            — Dziękuję. Za wszystko.
            — Ależ nie ma za co, kochana — powiedziała Beatrice i przytuliła Nenę. — Napijesz się herbaty?
            — Chętnie. Dawno nie miałyśmy okazji spokojnie porozmawiać.
            — Natomiast ja chciałabym usłyszeć, jak wygląda sytuacja w innych światach.
            I już kilka minut później zasiadły na kanapie z kubkami parującego naparu w dłoniach.
            — Co się takiego ostatnio działo?
            — Kilka ataków demonów w Medium Munde, kłótnia z Fosterem… Henry ma się dobrze. Merit jest zadowolona ze szkoły. Generalnie nie jest źle. Lafindumonde też ma się dobrze. Wioska się rozwija. Ingri przewodzi wojownikom. Tylko stan zdrowia Henocka mocno się pogorszył. Udało nam się mu pomóc, ale boję się, że to nie potrwa długo…
            — Udało się wam? — powtórzyła Beatrice. — Masz na myśli ciebie i tego demona?
            — Tak. Właściwie gdyby nie on, Henock… Już by nie…
            Zabrakło jej odwagi, by wypowiedzieć te słowa.
            — Strasznie pomocny jest ten demon — zauważyła mentorka, patrząc na Nenę spod przymrużonych powiek. — Nie sądzisz, że to podejrzane?
            — Też tak sądziłam, ale naprawdę zrobił wiele dobrego — oznajmiła po chwili wahania Nena. — Już kilkakrotnie pomógł mi powstrzymać atak demonów i pomógł opanować moce po przemianie. Nawet jeśli coś planuje, nie dam się tak łatwo oszukać — dodała niechętnie — Na razie zamierzam czekać. Jego pomoc bardzo mi się przydała.
            — Rozumiem. Ufam twojemu osądowi. Bądź tylko ostrożna.
            — Dobrze.
            Przez chwilę obie milczały, rozkoszując się aromatem herbaty. W końcu Nena zapytała:
            — Czy wiesz może, z jakiego powodu interesowałby się mną… Lucyfer?
            — Jesteś wojowniczką wymiarów — roześmiała się kobieta. — Jeszcze pytasz?
            — Nie, nie o to chodzi. Dlaczego interesowałby się mną, jeszcze zanim cię poznałam?
            — A skąd wiesz, że się interesował?
            — Daemon mi powiedział.
            — Nie wiem. Twój przyjaciel tego już nie wyjaśnił? — zapytała z powagą Beatrice.
            — Sam nie wie — odparła Nena. — Wyglądało, że mówi prawdę. Pomyślałam, że może ty masz jakiś pomysł.
            — Nie, obawiam się, że nie znam jego powodów. Wątpię jednak, by wynikało to z jakiś dobrych intencji — dodała kobieta i westchnęła ciężko. — Cokolwiek powiązanego z Infernum i jego władcą to jest, to nie może to być dobre. Bądź proszę ostrożna i nie ufaj demonom. Nawet tym najbardziej pomocnym. A może zwłaszcza im.
            Nena czuła się źle okłamując mentorkę. Równie źle czuła się też traktując Daemona jakby wciąż mu nie ufała, ale przecież nie mogła się zdradzić przed Beatrice. To tylko pogorszyłoby sprawę. Było zbyt wcześnie.

We tried to keep it all inside so we don’t hurt someone else

            Była z Daemonem na polowaniu. Nie odzywała się jednak zbyt wiele, odkąd wyszli poza teren wioski. Demon podejrzewał, że czymś się znowu zadręczała, ale nie bardzo wiedział, jak zacząć temat.
            — Nie miałam odwagi… — powiedziała nagle, gdy maszerowali wąską, wydeptaną ścieżką. — Rozmawiałam z mentorką, ale nie miałam odwagi powiedzieć jej o nas.
            — Może nawet lepiej. Usmażyłaby mnie pewnie za skalanie jej pięknej podopiecznej.
            — Daemon, ja mówię poważnie — oburzyła się Nena, zaciskając dłonie w pięści. Bez wątpienia miała do siebie żal. — Kazała mi na ciebie, a ja nie umiałam jej się postawić…
            — Nikt tego od ciebie nie oczekiwał. Zresztą myślę, że tylko pogorszyłabyś sprawę, gdybyś tak zrobiła. Pomyślałaby, że cię omamiłem.
            — Wciąż jednak…
            — Hej, rozchmurz się — mruknął Daemon.

When all the demons come alive I’ll still be under your spell,

            — Dziękuję.
            — Nic takiego nie zrobiłem.
            — Dziękuję, że jesteś przy mnie — powiedziała Nena, uśmiechając się do niego promiennie.
            Odwrócił głowę speszony. Nie był przyzwyczajony do tego, jak otwarcie czasem potrafiła przyprawić go o mały zawał serca. A był przecież demonem. Jednak Nena zawsze potrafiła wywołać w nim poczucie, że jest słabszy i jakiś bezbronny, jakby to ona rzuciła na niego jakiś urok i omamiła.
            — I zawsze będę.
            — Mam taką nadzieję, bo… Przy tobie jestem naprawdę szczęśliwa. To dzięki tobie byłam w stanie przetrwać najtrudniejsze chwile i myślę, że będę w stanie zmienić swoje życie na lepsze.
            — To dobrze.
            — Nie mówiłam ci chyba, ale ostatnio dogadałam Fosterowi. I… Czy przemyślałeś moją prośbę? — zapytała z nadzieją Nena. — Chciałabym, żebyś był przy mnie. Zgadzasz się?
            — Dołączyć oficjalnie do Armii? — domyślił się i popatrzył na nią czule. — Dla ciebie wszystko.
            — Dziękuję — powiedziała, obejmując go w pasie.
Nie spodziewał się tego, ale odwzajemnił ten gest i ucałował ją w czubek głowy. Sam nigdy nie podejrzewał się o takie zachowanie. Gdy patrzył na Silat i Farcufa nie potrafił zrozumieć. Byli ze sobą już od stulecia i bez wątpienia darzyli się miłością, choć byli także przyjaciółmi.
            Teraz dopiero zaczynał rozumieć ich słowa, gdy krytykował ich za te wszystkie czułostki, przypominając, że są demonami. To nie miało znaczenia. Miłość była ponad takimi definicjami. Miłość była ponad wszystkim. I on teraz również.

In you I found my only faith,

            Gdy tylko Daemon się zgodził, udała się na rozmowę z generałem Suttonem, żeby wszystko sformalizować. Powiedziała mu całą prawdę o tym, kim jest Daemon. Zapewniła jednak, że można mu ufać. A Sutton nie zadawał zbyt wielu pytań. Znał Nenę już od wielu lat, właściwie odkąd się pojawiła i wiedział, że można wierzyć danemu przez nią słowu.
            Dlatego teraz wmaszerowała do budynku z szerokim uśmiechem na twarzy. Za nią podążał Daemon. Nie wyglądał na wystraszonego, ani zakłopotanego. Z zaciekawieniem rozglądał się po wnętrzu kwatery. To nie tak, że nigdy tu nie był, ale zazwyczaj przemykał niezauważony. Jedynie fakt podążania za Neną się nie zmieniał. Zawsze szedł w jej ślady. Z tą różnicą, że teraz o tym wiedziała.
            — Ciesze się, że jesteś — wyszeptała, po czym spoważniała, mówiąc: — Ale w oficjalnej wersji jesteśmy przyjaciółmi. Nie chciałabym robić zamieszania. Plus nikt poza generałem nie wie, kim jesteś.
            — Wiem.
            — Wiem, że wiesz.
            — Denerwujesz się?
            — Nie. Przeraża mnie tylko spotkanie z Rosie.
            — Rosie? To ta ruda dziewczyna z twojego pułku? — zapytał Daemon.
            — Naszego pułku — poprawiła go Nena, szczerząc zęby.
            — Tak. Naszego pułku.
            Czuli na sobie spojrzenia mijających ich strażników, ale nic sobie z tego nie robili. Wieść o żółtodziobie z pierwszego pułku już się rozeszła. Toteż zainteresowanie ludzi nie było niczym dziwnym, choć Daemon czuł się nieswojo będąc centrum zainteresowania.

I lost my halo to your renegade

            Kiedy zjawili się w głównym biurze, obecni byli wszyscy kapitanowie pułku pierwszego i kilku wojskowych niższego szczebla. Na chwilę zapadła cisza, każdy oderwał się od tego, co robił dotychczas, by przyjrzeć się nowoprzybyłym. Szybko jednak konsternacja minęła i zaczęto witać Daemona w szeregach.
            Nena odnalazła wzrokiem Rosie, która uśmiechała się od ucha do ucha. Domyśliła się, że to mężczyzna, który rozkochał w sobie Nenę. Cierpliwie czekała, aż będzie mogła się z nim przywitać. Teraz jednak obserwowała jak robią to inni. Puściła do Neny oczko, szepcząc bezgłośnie:
            — Słodziak.
            Nena przejechała dłonią po twarzy. Czuła, że dni na służbie nie będą już takie same. Rosie o to zadba. Mimo to uśmiechnęła się.
            — Daemon, musimy iść do generała — przypomniała.
            — Generał sam przyszedł — rozległo się i wszyscy zamarli.
            Uwaga kapitanów skupiła się na Suttonie, który jakby nic przysiadł na brzegu jednego z biurek, uśmiechając się spod siwych wąsów.
            — Generale! — krzyknęła Nena.
            — Muszę się czasami rozruszać. Nudzi mnie siedzenie w biurze — roześmiał się mężczyzna. — A więc ty jesteś Daemon. Nena dużo mi o tobie mówiła — zwrócił się do demona, mierząc go wzrokiem. — Mówiła, że jesteś silny.
            — Tak, generale — przytaknęła Nena, ale generał powstrzymał ją gestem dłoni.
            — Tak jest, generale — odezwał się Daemon. — W każdej chwili mogę zaprezentować swoje zdolności.
            — Hej — skarciła go cicho Nena, bojąc się, co z tego wyniknie.
            — Doskonale!
            — Czekam, generale.
            Dwa razy nie trzeba było tego powtarzać. Sutton w mgnieniu oka wyciągnął miecz i znalazł się tuż obok Daemona, krzyżując z nim broń, choć byli w budynku. Wszystko wydarzyło się tak szybko, że nawet kapitanowie nie od razu zorientowali się, co się stało. Chyba tylko Nena była w stanie w pełni zarejestrować ich ruchy, a mimo to była równie zaskoczona.
            — Bardzo dobrze, młody człowieku — uradował się Sutton, a napięta atmosfera minęła, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Nena wyraźnie odetchnęła z ulgą. Zresztą nie tylko ona. — Witam w szeregach, młodzieńcze.
            — Dziękuję, generale.
            — Neno, załatw mu jakiś mundur i broń.
            — To nie będzie… — zaczął Daemon, ale przerwała mu.
            — Tak jest.
            — Co tu się dzieje? — zapytał Foster, który właśnie skądś wrócił. — Co to za zamieszanie? Wracać do pracy!
            — To przeze mnie — powiedział generał, uśmiechając się niewinnie.
            — Generale?! Co pan tutaj robi? — przeraził się Jordan. — Kto to jest? — dodał, spostrzegłszy Daemona.
            — Nowy członek pierwszego pułku.
            — Nic pan nie mówił.
            — Muszę ci się tłumaczyć z każdej decyzji, pułkowniku? — zapytał spokojnie Sutton. — Zresztą to i tak nie powinno robić ci żadnej różnicy, mój drogi Jordanie. Daemon pozostanie pod jurysdykcją Neny i tak jak ona otrzymuje niezależny status. A przypominam, choć oboje są niżsi rangą, nie oznacza to, że są pod pańskimi rozkazami, tylko moimi. Zdaje się, że ostatnio o tym zapomniałeś, pułkowniku.
            Jordan poczerwieniał ze złości lub wstydu, trudno było stwierdzić. Nena natomiast pobladła. Nic nie mówiła generałowi o problemach z Fosterem.
            — Tak jest, generale — przytaknął Jordan, po czym rzucił Nenie gniewne spojrzenie, sądząc, że to ona naskarżyła na jego zachowanie.
            — Proszę tak na nią nie patrzeć, panie pułkowniku — odezwała się Rosie, wychodząc przed szereg. — To ja poinformowałam generała, o pańskim niewłaściwym zachowaniu wobec Neny.
            — Co?
            — Rose, niepotrzebnie to zrobiłaś — powiedziała Nena.
            — Nie mogłam już na to patrzeć. Mamy razem chronić ludzi, walczyć z demonami. Musimy sobie ufać, Nena. To co robi pułkownik… Nie chcę walczyć u boku kogoś takiego.
            — Panna Ashton ma rację — rzekł z powagą Sutton. — Na froncie potrzebujemy sobie ufać. A żeby to zaufanie zbudować, nikt nie powinien się tak zachowywać, niezależnie od rangi — ciągnął dalej. — To jest upomnienie, pułkowniku. Drugiego nie będzie.
            Po tym generał ruszył w drogę powrotną do swojego gabinetu, a w biurze zapadła cisza.
            — Na co czekacie? — warknął rozeźlony Jordan i skierował się do siebie. — Wracać do roboty! Przedstawienie się skończyło!
            — Rosie — jęknęła Nena, gdy Foster zniknął z pola widzenia.
            — Nie ma za co — odparła dziewczyna. — Dobrze mu tak.
            — Dziękuję, Rose. Chociaż poradziłabym sobie.
            — Wiem, ale to, że możesz poradzić sobie sama, nie znaczy, że musisz. Po co według ciebie są przyjaciele, co? To nie jest tylko nic nieznaczące słowo.
           

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz