Weszła
do budynku jakby nigdy nic. A przynajmniej tak jej się wydawało. Nie mogła nic
poradzić na to, że miała wyjątkowo dobry humor. Radosnym krokiem przemierzała
korytarze, nucąc w głowie jakąś popową piosenkę zasłyszaną ostatnio w radiu.
— Nena! —
usłyszała w oddali głos Rosie. — Promieniejesz, co się stało?
— Co? —
zdziwiła się Nena, wzruszając ramionami. — Nic się nie stało. Nie wiem, o co ci chodzi.
— Nie
wciskaj mi tu kitów. Błyszczysz cała.
— W
sensie, że się spociłam?
—
Lśnisz. Lśnisz, kochana! Od razu widać, że się zakochałaś.
— Co?
Wcale nie.
— Jasne,
jasne — mruknęła Rosie i chwyciwszy Nenę pod ramię, pociągnęła ją z powrotem na
dach, gdzie mogły porozmawiać w spokoju. — Nie… Tu nawet nie chodzi o to, że
się zakochałaś. Ty… Uprawiałaś seks! — wykrzyknęła, celując w nią oskarżycielsko
palcem.
— Co?
Nie… Ja nie…
— Tsk!
Nie próbuj mi ściemniać. Na pierwszy rzut oka widać, że coś jest inaczej.
—
Przesadzasz.
— Czyli
nie zaprzeczasz!
— Rosie —
jęknęła Nena. — Nie tak głośno.
— Więc?
Kim jest ten szczęśliwiec? Czyżbyś poszła za moją radę i wzięła się za Aidana?
— Nie!
Boże, nie!
— Uuuuu,
a więc kto? Znam go?
— Nie.
— Czyli
nie jest z naszego pułku. Czyli ktoś od Morgan. A może z jeszcze innego? To by
wyjaśniało, dlaczego cię z nim nie widziałam.
— Nie
należy do żadnego pułku — wyznała Nena.
— Nie
sądziłam, że osiądziesz z kimś z miasta. Założę się, że jest bardzo
inteligentny. Może jakiś nauczyciel… — zamyśliła się Rosie.
— Nie.
Jest… Z daleka, ale to… Przyjaciel.
—
Przyjaźń to zawsze dobra podstawa do związku.
— To się
okaże.
— Czyli
jesteście razem.
— Na to
wygląda — mruknęła Nena i zrobiła minę, jakby dopiero teraz dotarł do niej ten
fakt. - Tak myślę...
— Kiedy
go poznam?
— Nie
tak prędko. Nie zbliżysz się do niego.
— No
weeeeź — zawyła Rosie. — Ktoś, kto sprawił, że TAK się uśmiechasz… Musi być
kimś niezwykłym, więc nie dziw się, że chcę spotkać tego człowieka.
— Tak. Człowieka...
—
Jeszcze mi go przedstawisz.
— Kiedyś
na pewno. Obiecuję, ale nie teraz.
—
Pamiętaj, jeśli każesz mi czekać zbyt długo, wezmę sprawy w swoje ręce.
—
Dobrze. Będę pamiętać.
Everything comes into focus
Zaraz po
powrocie z patrolu, na który została wysłana natychmiast po pojawieniu się
kwaterze, znów wezwał ją Foster. To nie mogło wróżyć nic dobrego, skoro mężczyzna
ewidentnie wykorzystywał zdobyte o niej informacje.
Zapukała
do drzwi i weszła nie czekając na zaproszenie. Na samą myśl o tym, co może
usłyszeć, była zła. Powściągnęła jednak gniew i ukryła pod promiennym
uśmiechem, którym obdarzyła przełożonego.
—
Chciałeś mnie widzieć, pułkowniku.
— Tak —
potwierdził. — Siadaj.
— Coś
się stało?
— Tak.
Zastanawiałem się, dlaczego zniknęłaś ostatnio na tak długo — wyjaśnił Foster. —
Nie było cię dobre trzy tygodnie. Potem wróciłaś na chwilę i znów zniknęłaś.
Więcej cię nie ma, niż jesteś. A przypominam złożyłaś przysięgę służyć w tej
straży i bronić miasta.
— Bronię
go cały czas — odparła spokojnie Nena. — Nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy.
— Nie
wydaje mi się — mruknął z niezadowoleniem Jordan. — Uważam, że generał za
bardzo ci pobłaża, kiedy nadwyrężasz swój przywilej do samodzielnych wypadów. W
związku z tym, jeśli dalej będziesz tak znikać, to podczas swojej obecności
tutaj, będziesz pracować dwa razy więcej, żeby nadrobić zaległości.
— To
żart, tak?
—
Wyglądam jakbym żartował.
—
Słuchaj, Jordan — rozeźliła się Nena. — Przysięgałam bronić miasta i walczyć w
szeregach straży, a nie być twoją szmatą, której możesz zlecić najgorsze
zadania i wysyłać na niechybną śmierć.
—
Przesadzasz. Wykorzystuję tylko twój potencjał. Jesteś dużo silniejsza od nas,
więc to naturalne.
— Tym
bardziej, jakim prawem traktujesz mnie, jak gorszą od siebie? — zapytała Nena,
zaciskając dłonie w pięści. — Cały czas bronię tego miasta z ukrycia, nawet
jeśli nie ma mnie w kwaterze. Myślisz, że jak inaczej to miasto przetrwałoby
przez lata tak liczne ataki demonów? Bo chroni was moja bariera! Bo czasami nie
ma mnie tutaj, bo walczę z demonami sama. Jak śmiesz mówić mi, że mam jakieś
zaległości?
— Nikt
tego nie widział. Skąd mam wiedzieć, że nie kłamiesz? Okłamywałaś nas już nie
raz. Na przykład w kwestii swojej siły.
—
Zachowałam prawdę dla siebie dla waszego bezpieczeństwa i swojego spokoju ducha.
Żeby uniknąć takiego zachowania, jakie teraz prezentujesz.
—
Mniejsza z tym — skwitował Foster. — Nie zmienia to faktu, że jestem twoim
przełożonym. Poza tym planujemy atak na jedną z bram. Będziesz nam wtedy
potrzebna, więc masz zostać w kwaterze i pomóc nam w przygotowaniach.
Zamilkła
na moment, przetwarzając w głowie to, co właśnie usłyszała. Teoretycznie nie
brzmiało to źle. Atak jest lepszy, niż ciągłe czekanie na ruch wroga. W
rzeczywistości jednak taki atak oznacza samobójczą misję i jeśli jej obecność
jest tam konieczna według Fostera, oznacza to mniej więcej tyle, że zamierza
pchnąć ją na pierwszy front, wykorzystując to, czego dowiedział się na jej
temat. W ten sposób nie pozostawiając jej wyboru, jak użyć pełnej siły i się zdemaskować, jeśli chciała ochronić przyjaciół.
Atak na
bramę piekła był głupotą. Kompletną głupotą. Nawet ona ostatecznie nie porwała
się nawet na to, by przemknąć się do piekła po cichu, a co dopiero zaatakować,
wiedząc, że przyciągnie to sporą uwagę wroga. Nawet ona nie miała szans pomimo
odkrycia nowych zdolności. Bez Daemona wciąż nie mogła użyć swoich mocy, a
Daemon zaś nie zgodzi się, by ryzykowała.
— Rozumiem,
że przyjęłaś rozkaz do wiadomości.
—
Odmawiam.
— Czy ty
właśnie odmawiasz wykonania rozkazu? — ofuknął ją Jordan.
— Tak
właśnie — oznajmiła stanowczo Nena i wstała z miejsca. Pochyliła się nad
biurkiem i chwyciła Fostera za kołnierz, pociągając w górę, by móc spojrzeć mu
prosto w twarz. — Nie jestem twoim popychadłem, ani twoją bronią. Nie masz nade
mną żadnej władzy. Przyszłam tu z własnej woli, pomagałam wam z własnej woli.
Wcale nie musiałam udawać żołnierza. Po prostu ugadałam się z generałem, że tak
będzie łatwiej współpracować. Najwyraźniej była to pomyłka, bo patrz do czego
doszło — zawarczała i potrząsnęła Jordanem. — Myślisz, że możesz mi rozkazywać?
Ale tak naprawdę jesteś słaby i nigdy nie powinieneś był zostać pułkownikiem.
Jesteś słaby, bo wciąż nie potrafisz sobie poradzić ze stratą ludzi. Obwiniasz
cały świat, a nie swoje złe dowodzenie. Jesteś zaślepiony zemstą. Myślisz, że
śmierć Chelsea usprawiedliwia wszystkie twoje działania? Bezcześcisz jej dobre
imię w ten sposób.
Puściła
go. Usiadł, patrząc na nią oniemiały. Po raz pierwszy widział ją tak wściekłą
jak tego dnia. I tym razem też nie hamowała się już, lecz powiedziała wszystko,
co miała mu do powiedzenia od dłuższego czasu.
Prychnęła
tylko i skierowała się do drzwi, którymi trzasnęła po wyjściu, nie zważając na
ciekawskie spojrzenia reszty pułku.
We are all illuminated
Weszła do domu. Zastała
Henry’ego i Merit w kuchni. Jedli kolację.
— Nena —
uradował się mężczyzna. — Nie myślałem, że się dzisiaj pojawisz. Siadaj, zaraz
zaparzę herbaty i przygotuję ci coś do jedzenia.
— Nie
trzeba. Dziękuję, ale nie jestem głodna.
— Coś
się wydarzyło?
— Nic
specjalnego. Jestem tylko trochę wkurzona zachowaniem pułkownika.
— Czy to
nie ten charyzmatyczny młodzieniec, który był tutaj niedawno?
— Nie,
to nie on. To był Daemon. Pułkownik pojawił się tu tylko raz podczas mojego
urlopu z przeprosinami, ale najwyraźniej niewiele się nauczył od tego czasu —
wyjaśniła Nena, przeklinając przełożonego w myślach i zaciskając pieści. —
Nieważne. Szkoda moich nerwów na tego człowieka. Naprawdę miałam o nim lepsze
zdanie.
—
Mówiłaś, że stracił narzeczoną. Być może to go tak zmieniło.
—
Możliwe, ale…
— Wiem.
Nikogo nie powinien tak traktować — powiedział Henry i przytulił Nenę.
— Chyba
nigdy nie widziałam cię tak wściekłej — wtrąciła Merit. — Musiał ci naprawdę
zaleźć za skórę.
— To
prawda. Choć to nie do końca o to chodzi. Coś sobie uświadomiłam.
Daemon coś mi uświadomił — poprawiła się
w myślach. Jego słowa utkwiły w jej pamięci i chyba dlatego tak rozgniewało ją
zachowanie Fostera. Ale Daemon miał rację. Pomaganie ludziom to jedno, kochała
ludzi, ale nie musiała znosić humorów Fostera.
Lights are shining on our faces
Leżała w
łóżku w swoim starym pokoju. Obok niej spała Merit. Prosiła, żeby Nena spała z
nią. Wyraźnie się stęskniła i brakowało jej towarzystwa Neny. Toteż dziewczyna
nie umiała odmówić swojej przybranej, młodszej siostrze. Ale nie mogła zasnąć.
Drgnęła,
gdy wyczuła w pobliżu znajomą energię. Daemon czekał na nią pod domem.
Ostrożnie, by nie zbudzić Merit, wysunęła się z pod kołdry i wstała. Po cichu
zeszła na dół, po drodze zaglądając do pokoju Henry’ego. Też spał.
Ubrana
jedynie w koszulę nocną, szła przez kuchnię. Pstryknąwszy palcami zmieniła
strój na coś cieplejszego. Noce w Medium Munde bywały chłodne, choć nie robiło
jej to dużej różnicy.
— Daemon
— powiedziała uradowana, wychodząc na zewnątrz, a on wziął ją w ramiona. —
Cieszę się, że jesteś.
—
Przepraszam, że nie zjawiłem się wcześniej. Coś się stało?
—
Pokłóciłam się z Fosterem. Nawtykałam mu trochę za jego zachowanie.
—
Prawidłowo.
—
Sprowadzasz mnie na złą drogę — roześmiała się Nena.
— W
końcu jestem demonem.
— Myślę,
że miałeś rację. I przepraszam, że zniknęłam rano tak szybko.
— Nie
szkodzi — odparł, gładząc ją po głowie. — Ważne, że teraz znowu jesteś przy mnie.
W
świetle księżyca znów wyglądał tak ludzko. Jednak to już nie miało dla niej
znaczenia. Kim on jest. Kim
jest ona sama. Najważniejsze były uczucia, którymi się darzyli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz