piątek, 11 stycznia 2019

Part 9: Chapter 3 ~ One hell of a truth


From a dream I've died..
From a dream

            — Chodź, opowiem ci wszystko, co wiem — zaproponował spokojnie, wyciągnąwszy dłoń w jej stronę.  Wahała się przez chwilę, ale w końcu ją chwyciła. — Ale nie tutaj. Pójdziemy gdzieś, gdzie nie ma Cieni ani demonów.
            W mgnieniu oka znaleźli się gdzieś indziej. Nena bardzo szybko rozpoznała to miejsce. Byli na polance, na której rosło samotne drzewo. Stamtąd mieli dobry widok na spokojne teraz miasto. Odkąd Nena zabrała stamtąd Merit, nic złego już się nie wydarzyło, co tylko potwierdzało fakt, że to Merit była celem, a świat więcej nie potrzebował już ochrony.
            Nena przycupnęła na trawie i podkuliła pod siebie kolana, po czym objęła je rękami. Daemon usiadł obok. Przez dłuższą chwilę wpatrywali się krajobraz. Demon szukał w tym czasie odpowiednich słów. Nawet on nie wiedział, jak zacząć wyjaśnienia. Sprawę ułatwiła mu Nena, która odezwała się pierwsza:
            — To tutaj zapytałeś mnie, co bym zrobiła, gdyby się okazało, że jestem demonem — przypomniała. Wyraz jej twarzy był w tej chwili nieprzenikniony, a spojrzenie lekko zamglone. — Kiedy trenowałam w nocy… Już wtedy wiedziałeś, prawda?
            — Tak.
            — To dlatego miałeś mnie obserwować, tak? — Musiała to potwierdzić. Daemon skinął tylko głową. — No tak. Domyślam się, że twój pan musiał o tym wiedzieć. To za pewne dlatego, był mną zainteresowany. Sądził, że kiedy poznam prawdę, dołączę do niego?
            — Tego nie wiem — odpowiedział zgodnie z prawdą demon. — Nie powiedział zbyt dużo. Wiedziałem o tym, że jesteś demonem i że jest tobą zainteresowany. Jedyne wytyczne, jakie dostałem to: mam cię obserwować, nie interweniować, ale nie wolno cię zabić.
            — Rozumiem.
            — Jesteś zła?
            — Dlaczego? — zdziwiła się Nena, choć nie brzmiała przekonująco. — Właściwie od początku jasno przedstawiłeś cel swojego przybycia. To nie twoja wina, że nie chciałam uwierzyć…
            — Wygląda na to, że tym razem przyjęłaś to dużo lepiej — zauważył z ulgą Daemon i zerwał ździebło trawy. Skubiąc je, mówił dalej: — Wtedy powiedziałaś mi, że wolałabyś się zabić. Co zresztą poparłaś swoim zachowaniem jakiś czas temu.
            — Ale oboje z mentorką przekonaliście mnie, że to bezcelowe i zamiast tego, mogę wykorzystać tę moc przeciw moim wrogom.
            — To prawda. Czy nadal taki masz zamiar?
            — Oczywiście — oznajmiła Nena i dopiero teraz popatrzyła na Daemona. W jej oczach szalały płomienie. — Nieważne, kim jestem… Użyję wszystkiego, co mam pod ręką, by chronić ludzi. Nie zaprzepaszczę tego, co ty i Beatrice dla mnie zrobiliście.
            — Prawidłowa odpowiedź.
            — Powiedz mi tylko… — mruknęła Nena i teraz dla odmiany spojrzała w niebo, marszcząc brwi. Bez wątpienia usilnie się nad czymś zastanawiała. — Skoro nie jestem człowiekiem, tylko demonem i tak jak inne mogę zjadać dusze… Jakim cudem dali radę zmienić mnie w wampira?
            — Hm… Nie jestem do końca pewien. To jedynie moja teoria, ale myślę, że jesteś demonem tylko w połowie.
            — Nawet jeśli, to i tak. Wciąż płynie we mnie krew demona. Poza tym, jak to możliwe, że nigdy wcześniej się nie zorientowałam.
            — Ze względu na to, że jesteś mieszańcem — urwał niepewny reakcji Neny. Widząc jednak, że dziewczyna nic nie robi sobie z nazwy „mieszaniec”, mówił dalej: — Twoja moc była uśpiona. Więc byłaś bardziej człowiekiem, niż nie. Dlatego możliwa była zmiana w wampira. Jednak ona obudziła drzemiącą w tobie krew demona. I na twoje szczęście, bo to demoniczna krew, zwalczająca tą wampirzą, ustrzegła cię przed zostaniem zwykłą, bezrozumną bestią. Oczywiście opanowanie mocy i głodu będzie trudne, ale podejrzewam, że nie grozi ci szaleństwo.
            — Rozumiem. Chociaż tyle dobrego…
            — Oczywiście tej walki żadna strona twojej natury nie wygra. To jak wszystko będzie miało swoje konsekwencje, jak sądzę.
            — Ale coś mi tutaj nie pasuje — stwierdziła Nena, prostując się nagle. — Żadne z moich rodziców nie jest przecież demonem! Prawda?
            — Znasz odpowiedź… Widziałem ich. Twoi rodzice są ludźmi.
            — Ale to by znaczyło — Nena urwała, a na jej twarzy malowało się przerażenie. — Nie! Nie powiesz mi chyba, że…
            — Tego nie wiem — stwierdził Daemon i wzruszył ramionami. — Ale jedno jest pewne. Któreś z nich na pewno nie jest twoim rodzicem.
            — Ja zwariuję… — jęknęła Nena, chowając twarz w dłoniach. — Ja tak nie mogę. To za dużo. To dla mnie za dużo.
            — Ani trochę ci się nie dziwie.

Every time I look in your eyes
I see lightning

            — Ja… Muszę dowiedzieć się prawdy! — zadeklarowała ze śmiertelnie poważnym wyrazem twarzy, łapiąc chłopaka za ramiona. — Muszę!
            — Jak chcesz to zrobić? Zapytasz swoich rodziców?
            — Nie… Nie wiem. A może…
            — Może powinnaś porozmawiać z Beatrice? — podsunął Daemon, nie mogąc oprzeć się wrażeniu, że Nena za chwilę wpadnie na bardzo głupi pomysł.
            I miał rację.
            — Nie. Wątpię, żeby coś o tym wiedziała. Nie chcę też rozmawiać z rodzicami — wyjaśniła Nena, znowu marszcząc brwi. — Jeśli jedno z nich nie jest moim rodzicem i nie daj boże nie zna prawdy… A to nie jest takie nieprawdopodobne, skoro mi też nikt nie raczył o tym powiedzieć… Ale chyba wiem, kto będzie znał odpowiedź.
            — Kto? — zapytał mimowolnie Daemon, choć tak naprawdę wcale nie chciał poznać odpowiedzi.
            — Twój pan! Lucyfer. Jeśli wiedział o tym, kim jestem, musi znać prawdę o moich rodzicach.
            — To jest zły pomysł. Bardzo zły pomysł.
            — Mam to gdzieś. Nie chcę ciągle żyć w kłamstwie. Muszę poznać prawdę.
            — Nie masz pojęcia, o czym ty mówisz — stwierdził Daemon, przerażony nagłym entuzjazmem Neny. — Przecież to oznacza wycieczkę do piekła.
            — Wiem, dlatego proszę o to demona.
            — Nie zabiorę cię tam. Nie ma mowy.
            — Jeśli ty tego nie zrobisz. Sama tam pójdę. Od czego niby są bramy w Medium Munde?
            — Proszę cię, przemyśl to — nalegał Daemon. — Nawet nie masz pojęcia, na jak wiele sposobów twój plan może się nie udać.
            — Na przykład? — zapytała Nena, łapiąc się pod boki.
            — Naprawdę myślisz, że Lucyfer tylko czeka na to, aż się zjawisz, aby odpowiedzieć na twoje pytania? Ja jakoś nie umiem sobie tego wyobrazić. Podaj mi choć jeden powód, dla którego miałby powiedzieć ci prawdę?
            — Co masz na myśli?
            — To Lucyfer, władca piekieł do cholery — zdenerwował się Daemon, przy okazji próbując wbić Nenie do głowy, chociaż odrobinę rozsądku. — Rozumiem, że jesteś zdezorientowana. I właśnie dlatego nie powinnaś robić nic pochopnego. Lucyfer tylko czeka na taką okazję. Nawet ja nie wiem, jakich głupot może ci nagadać. A wystarczy, że zdoła zasiać ziarno niepewności. Zwłaszcza teraz, gdy ostatnio tak wiele przeszłaś. Uważam, że to zły pomysł. Wręcz fatalny.
            — Czyli mam się poddać? — zapytała smutno Nena i nawet Daemon miał problem, by zwyczajnie nie zgodzić się na otworzenie przejścia. — Tak po prostu?
            — Nie poddać, a trochę poczekać.
            — Dobrze wiesz, że gdy się człowiek śpieszy, to się diabeł cieszy. To powiedzenie znikąd się nie wzięło. — Uśmiechnęła się na te słowa, więc odetchnął z ulgą. — Daj sobie czas, żeby poukładać sobie w głowie to, co już wiesz. A gdy jakoś się do tego ustosunkujesz, możemy szukać odpowiedzi na kolejne pytania. Ale niech to będzie przemyślane działanie.
            — No dobrze…
            — Naprawdę?
            — Tak.
            — Obiecujesz, że nie zrobisz nic głupiego? — zapytał Daemon.
            — Obiecuję. Wiem, że masz rację. Ja po prostu...
            — Wiem.
           
Cover me when there's nowhere to hide

            Przytulił ją delikatnie. Zrobił to jakoś odruchowo, widząc jak z tej energicznej, zawsze pewnej siebie wojowniczki zmieniła się w zagubioną dziewczynę.
            — Skontaktuję się z moimi przyjaciółmi — zaproponował po chwili namysłu, wciąż trzymając ją w ramionach. — Zobaczę, czy uda im się czegoś dowiedzieć.
            — To dobry pomysł? W końcu to demony.
            — Im akurat mogę zaufać. Nie zdradzili mnie przez setki lat. Teraz też tego nie zrobią.
            — Setki lat — powtórzyła Nena i odsunęła się. Na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech, gdy mówiła: — Ale jesteś stary.
            — Proszę bardzo, śmiej się — mruknął Daemon. — Oto, co dostaję za bycie miłym.
            — Jak to jest żyć przez setki lat? Kiedy mi czasem ciężko było żyć przez ledwo siedemnaście? — zapytała Nena, akcentując wyraźnie dwa ostatnie słowo. — Co sobie musicie wszyscy myśleć, kiedy bruździ wam jakaś gówniara.
            — Wiek tutaj nie ma znaczenia.
            — Pojawiła się młoda wojowniczka, która utrudnia życie demonowi liczącemu kilka setek lat. To musi być denerwujące.
            — Dla demona 300 lat to niewiele. Wśród swoich wciąż jestem młody. Gdybym był człowiekiem, byłbym tylko kilka lat starszy od ciebie.
            Przez chwilę zdawało się Nenie, że Daemon wygląda na urażonego jej uwagą odnośnie wieku.

You come crashing

            — Nie mów mi, że potężny demon ma kompleksy z powodu wieku — zażartowała, chichocząc rozbawiona własnymi słowami. — Masz minę jak nadąsany trzylatek, któremu ktoś zabrał zabawkę.
            — Zabawkę — powtórzył, nieobecnym wzrokiem wpatrując się w dal. — Być może… Choć tak bym tego nie nazwał. — Nena przechyliła głowę w bok. — Miałaś rację — przyznał po chwili namysłu. — To jest denerwujące, kiedy ludzka gówniara utrudnia mi życie.
            — Nie taka ludzka — zauważyła z przekąsem Nena. — Zastanawiam się, ile jeszcze zostało we mnie człowieczeństwa, i ile minie czasu, nim stracę je kompletnie.
            — Nie stracisz. Jesteś na to zbyt uparta.
            — Hej, hej — mruknęła Nena i podeszła bliżej, po czym sprzedała Daemonowi sójkę w bok. — Nie mów, że się obraziłeś o to, co powiedziałam. Nic nie poradzę, że miałeś tak zabawną minę.
            — Po prostu się ze mnie nabijasz.
            — Chyba nie byłabym sobą, gdybym nie była złośliwa. Przepraszam.
            — Nie chodzi o twoją złośliwość.
            — Więc o co? — zdziwiła się Nena.
            — O to, że czasami mówisz coś bez zastanowienia.
            — To też nie byłby pierwszy raz w moim życiu.
            — Więc może warto byłoby bardziej uważać, co mówisz — powiedział z powagą Daemon.

Give me chaos when there's nothing inside

            — Dobra, ale zaczynam się gubić — jęknęła Nena zupełnie zdezorientowana tą nagłą zmianą nastroju przyjaciela. — Przepraszam, naprawdę nie chciałam cię urazić. Tylko żartowałam… A to dlatego, że w twoim towarzystwie czuję się swobodnie.
            — O tym właśnie mówiłem. Pleciesz, co tylko ci ślina na język przyniesie.
            — Wcale nie! — oburzyła się Nena. — Próbuję tylko wyrazić swoją wdzięczność za to, co robisz. Może bardziej uznanie. Nawet jeśli nie zawsze przychodzi mi to lekko, ale próbuję. Bo gdy przypominam sobie, jak traktowałam cię na początku, jest mi głupio.
            — Głupio?
            — Bo nie miałam racji. Byłeś przy mnie, kiedy tego najbardziej potrzebowałam. I nawet jeśli nie zawsze mi się to podoba, bo wolałabym poradzić sobie sama… Po prostu próbuję ci powiedzieć, że to doceniam. Mega doceniam, ok? Czy z tym też masz problem?
            — Tak, mam z tym problem — syknął Daemon i zanim Nena zdążyła się obejrzeć, ich usta się zetknęły.
            Była pewna, że to nie był pierwszy raz. Daemon już raz ją pocałował. Jakiś czas temu, żeby ją uspokoić. Ale tym razem to nie było to. To on zdawał się z ich dwojga bardziej niespokojny. Umiała znaleźć tylko jedno wytłumaczenie i na tę myśl jej serce zabiło szybciej. Z drugiej strony nie mogła uwierzyć, by to okazało się prawdą.

You pull me into your untamed sky

            Ale w tamtej chwili to nie miało znaczenia. Bez oporów oddała się temu słodkiemu pocałunkowi. Przez moment wszystkie myśli zniknęły i została jedynie błoga pusta. Przyjemne, lekko mrowiące uczucie w rękach.
            Jego ramiona oplotły się wokół niej mocno. I dobrze, bo absolutnie jej to nie przeszkadzało. A właściwie nawet podobało jej się, gdy ją przytulał. Nawet jeśli nie było w tym żadnego głębszego znaczenia. Przynajmniej dla niego. Doskonale natomiast wiedziała, co to oznacza dla niej. Ale może wiedziała to już wcześniej? Była w tarpatach.
            W końcu odsunęli się od siebie. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się. Była lekko zakłopotana, ale nie unikała jego spojrzenia. Nie widziała w tym pocałunku nic złego, choć nie do końca też wiedziała, jak powinna zareagować. To mogło coś znaczyć, ale wcale nie musiało. A ona nie miała odwagi zapytać.
           

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz