piątek, 14 grudnia 2018

Part 9: Chapter 1 ~ Terrible nightmares


            Znów siedziała skulona w lochu. Dopóki on nie wparował tam i nie objął jej. Pomimo bólu czuła ulgę i ciepło. W jego ramionach czuła się bezpiecznie. A potem się obudziła. Westchnęła ciężko, wracając pamięcią do rozmowy z Rosie. To po części przez nią śniły jej się teraz te głupoty.
            Rozejrzała się po pokoju. Ach tak… Zupełnie zapomniała, że w nocy wróciła do wioski. Upewniła się już, że w pozostałych światach wszystko jest w porządku. Tutaj też musiała się pojawić, choć ten świat zostawiła na koniec. Głównie przez wzgląd na to, że ludzie tutaj obawiali się wampirów. A ona tym się właśnie stała.
            Ubrała się, uczesała i podreptała do kuchni. Wstawiła wodę na kawę i zaczęła się krzątać, przygotowując śniadanie. W tym czasie wstała też Ingri, która przywitała ją w nocy. Wróciła chwilę przed nią ze swojego treningu, więc potrzebowała wypoczynku.
            — Pójdę zawołać Daemona na śniadanie. Zalejesz kawę?
            — Jasne — mruknęła Ingri, wciąż ziewając. — Swoją drogą… — dodała, a Nena zatrzymała się w drzwiach. — Zastanawiałam się, dlaczego on też tu mieszka?
            — A czemu nie?
            — Wiem, że ja też jestem tu raczej na doczepkę, ale…
            — Tak jest raźniej — zaśmiała się Nena i wybiegła z domu. Zobaczyła go nieopodal. Wraz z Alwarim naprawiał jakąś dziurę w szopie. — Daemon!
            — Nena.
            — Nenuś, dzieńdobrek — przywitał się Alwari. — Jak się miewasz?
            — Dobrze — skłamała.
            Nic nie było dobrze.
            — Coś się stało? — zapytał Daemon.
            — Chodź na śniadanie. Chyba, że już jadłeś.
            — Nie, właściwie jeszcze nie — strapił się, zerkając na blond wojownika.
            — Nie miał szansy, bo poprosiłem go o pomoc, gdy tylko pojawił się na werandzie — wyjaśnił Alwari. — Dzięki, stary.
            — Przyjdę, jak to skończymy.
            — O nie! Nie — zaprotestował Al. — Idź. Poradzę sobie już sam. Potrzebowałem tylko, żeby ktoś to przytrzymał.
            — Na pewno? To żaden problem.
            — Idź, idź. Nie zostało już dużo. Dobiję kilka ostatnich gwoździ i gotowe.
            — Może chcesz zjeść nami? — zaproponowała Nena. — Jedzenia wystarczy dla wszystkich.
            — Dzięki, jesteś kochana, ale jadłem już w przeciwieństwie do Daemona.
            Oboje ruszyli, więc w stronę domu.
            — Dlaczego tak mi się przyglądasz? — zapytał Daemon, marszcząc brwi.
            Dopiero wtedy Nena zorientowała się, że wgapiała się w niego od dłuższej chwili.
            — Zamyśliłam się.
            — Nad czym?
            — Po prostu przypomniało mi się coś głupiego — skwitowała Nena, wchodząc do domu. — No i jestem zdziwiona, jak świetnie się tu odnalazłeś. Kumplujecie się teraz z Alwarim?
            - Ta.
            Posiłek mijał w milczeniu. Tylko Nena wzdychała co jakiś czas. Wyglądała na zamyśloną i była. Nie mogła wyzbyć się z głowy swojego snu.
            — Wszystko w porządku? — usłyszała głos Ingri.
            — Ach? Tak. Jak najbardziej — odpowiedziała z uśmiechem. — Chyba jestem jeszcze trochę zmęczona.
            — Jesteś strasznie blada. Może łapie cię jakaś choroba?
            — Nie, jestem zdrowa jak koń — roześmiała się Nena, klepiąc się po piersi.

Want to feel I've known this,
for a thousand lives

            Kręciła się po wiosce, nie mając, co ze sobą zrobić. Wszystko funkcjonowało, jak należy. Pytała kilku gospodyń, czy potrzebują pomocy, ale odmówiły, twierdząc, że świetnie sobie radzą. Zajrzała też do Henocka, ale odkąd mianował Ingri nowym dowódcą, wyglądał na dużo spokojniejszego.
            — Co się tak ćmątasz? — zapytał rozbawiony Alwari. — Nie masz nic do roboty?
            — No… — jęknęła Nena, parząc na niego ze smutkiem. — Nikt nie chce pomocy.
            — Bo wszystko jest w najlepszym porządku. Sama o to zadbałaś.
            — No wieeeem, ale…
            — Czemu nie potrenujesz? — podsunął Alwari, a jego oczach pojawiły się radosne iskierki. — Daemon też poszedł trenować.
            — Nigdy nie widziałam, żeby trenował — stwierdziła Nena i dodała: — I tak miałam zamiar trochę rozruszać. Masz rację. Równie dobrze, mogę mu zaproponować sparing.
            — O właśnie! I to jest duch walki.
            — A jak radzi sobie Ingri?
            — Jak to jak? — zdziwił się Alwari. — Przecież rozmawiałaś nią.
            — Tak, ale chciałam zapytać ciebie o zdanie. Ja nie zawsze tu jestem, a Ingri też nie przyzna się do wszystkiego.
            — Jest świetna — oznajmił blondyn i wyszczerzył zęby. — Gdy już się przełamała, bardzo szybko dała radę się zaaklimatyzować. Wszyscy ją tu kochają. Jest bardzo pomocna i silna. Udowodniła, że pomimo krótkiego pobytu tutaj, nadaje się na dowódcę, więc nawet Henock uznał jej starania.
            — To dobrze. Choć pewnie miewa też chwile smutku… Bądź wtedy przy niej, dobrze? Wiem, że ty zdołasz podnieść ją na duchu.
            — Się wie!
            Nena poklepała go po ramieniu i ruszyła na obrzeża wioski, gdzie spodziewała się zastać Daemona. Nie myliła się. Zaszył się w najmniej uczęszczanym miejscu i trenował ciosy mieczem, więc stała tam dłuższą chwilę, jedynie obserwując.
            — Myślisz, że cię nie zauważyłem?
            — Nie chciałam ci przeszkadzać — wymamrotała Nena i dodała: — Nigdy nie widziałam, żebyś trenował.
            — Może nie widziałaś, ale ja wcale się nie obijam.
            — Jesteś dużo bardziej ludzki niż sądziłam — wyznała, westchnąwszy ciężko. — Pomogłeś mi tak bardzo… Nie mam nawet słów, by wyrazić swoją wdzięczność…
            — Nie ma potrzeby — skwitował Daemon. — Przestań smęcić. Jeśli chcesz mi podziękować, dalej bądź sobą. Pełną energii i wiary w ludzi wojowniczką. To wystarczy.
            — Myślę, że tyle mogę zrobić — zaśmiała się Nena i przyzwała swój miecz. — Czy zmierzysz się ze mną?
            — Z przyjemnością.
            — Chodźmy gdzieś indziej, gdzie nikt nas nie zobaczy — zaproponowała.
            Wydostali się poza wioskę, a Nena stworzyła pół wymiar, który miał ukryć ich obecność. Nie chciała, żeby ktokolwiek ich widział.
            — To jest całkiem przydatne — stwierdził Daemon, kiwając głową z uznaniem. — Przynajmniej nie musimy się wstrzymywać. Chętnie zobaczę, na co cię stać.
            — A nie widziałeś ostatnio?
            — Widziałem, ale powstrzymywałaś się ze względu na tego dzieciaka, który się za tobą przypałętał.
            — Mówisz o Aidanie? — zdziwiła się Nena. — To już nie dzieciak tylko młody mężczyzna.
            — Ta.
            — Gotowy?
            — Wyciągaj broń — mruknął Daemon, marszcząc brwi.
            W dłoni Neny pojawił się miecz. I gdy Daemon skinął głową, zaatakowała. Przez dłuższą chwilę wymieniali ciosy. Po okolicy roznosił się metaliczny dźwięk oręża. Żadne z nich nie dawało za wygraną, a walka była bardzo wyrównana.
            Daemon wyprowadził potężne cięcie z prawej strony i przez chwilę Nena wątpiła, że da radę go sparować. Nie była jednak w stanie uniknąć tego ataku. Zablokowała go bez problemu. Drugą ręką podpierając miecz i zdołała nawet utrzymać równowagę.
            Zdziwiło ją to, bo sądziła, że niechybnie runie. Daemon uśmiechnął się tylko. Zupełnie jakby się tego spodziewał. Zachęcona tym małym sukcesem, wyprowadziła szybki kontratak, chcąc zepchnąć go do defensywy. Przewidział to i omal nie wytrącił jej miecza z rąk. A właściwie udało mu się to zrobić, lecz Nena pochwyciła go w locie i zrobiwszy obrót, ponowiła próbę.
            — Co jest? Tylko na tyle cię stać? — zakpił Daemon, chcąc ją sprowokować do nieco śmielszych działań. — No, co jest? Boisz się?
            — Zamknij się — warknęła Nena i tym razem prawie trafiła Daemona w bok.
            On pochwycił miecz gołą dłonią. O tak. Demony zawsze zdawały się mieć jakąś grubą skórę i swoje tajemnicze sztuczki.
            — Wystarczy skoncentrować energię w dłoni. Też będziesz w stanie do zrobić.
            Zaraz po tych słowach sam zamachnął się mieczem. Jako że wciąż trzymał za jej klingę, musiała wykorzystać jego słowa. Zresztą, gdyby coś poszło nie tak, mogła się uleczyć. Toteż wystawiła rękę, starając się zrobić dokładnie tak, jak powiedział jej Daemon i zacisnęła oczy. Poczuła chłód metalu i zacisnęła na nim palce.
            Nie poczuła oczekiwanego bólu ani nie zobaczyła krwi. Zamiast tego przez dłuższą chwilę mocowała się z Daemonem. Nastąpił impas, ale wiedziała, że to tylko pozory. Musiała coś zrobić, zanim zrobi to on.  Odchyliła się lekko do tyłu i kopnęła go w splot słoneczny, aż stęknął, ale nie puścił broni.
            W jednej sekundzie puściła ostrze jego miecza i odesłała swój. Silne uderzenie w klatkę piersiową, a potem w przedramię. Wtedy dopiero jej oczy rozbłysnęły czerwienią, a ona wyszczerzyła kły. Zamachnęła się pazurami tuż przed jego twarzą, ale uchylił się w porę i chwycił ją za nadgarstek.
            Ponownie wymieniali ciosy, lecz szybsze i o większej sile. W ostateczności Nena i tak przegrała. Nie miała wprawy w takiej walce i wcale nie chodziło o walkę wręcz. Jako wytrenowana wojowniczka była bardzo szybka i silna, ale to, co zyskała po przemianie przeszło jej oczekiwania. Wiedziała, że jeśli będzie w stanie przyzwyczaić się do większej prędkości i zapanować nad tym, nie tracąc na sile i celności ciosów, stanie się jeszcze silniejsza.
            — Dobra robota — powiedział Daemon, gdy siedzieli na ziemi, odpoczywając po walce.
            — Dzięki — wysapała Nena.

From a dream I've died...
Bring me back to life

            W pomieszczeniu panował półmrok, ale łatwo było można dostrzec leżące na podłodze zwłoki i krew. Nena dostrzegła Ingri. Dziewczyna była martwa. Dalej leżał Henock, Alwari, a nawet Henry i Merit. Przerażona Nena zasłoniła usta dłonią i poczuła coś mokrego. Dłonie brudne miała od ich krwi. Podbiegła do lustra i zobaczyła tylko czerwone tęczówki i białe kły.
            Obudziła się z krzykiem. Cała zlana potem, popatrzyła na swoje dłonie. Nie było na nich krwi, ale i tak nie potrafiła się uspokoić. Pazury wbijała sobie w wewnętrzną stronę dłoni, a językiem wyczuła kły. Męczyło ją pragnienie.
            Aż podskoczyła, gdy przy jej łóżku pojawił się Daemon. Zapalił świeczkę, żeby choć trochę rozjaśnić ciemność. Przysiadł obok i położył dłoń na ramieniu Neny, żeby jakoś ją uspokoić.
            — Już dobrze — powiedział do niej łagodnym głosem. — To był tylko sen.
            — Ja… — wydukała, ale głos jej się załamał. Chwilę trwało nim ponownie zebrała w sobie siły, by mówić. — Śniło mi się… Że wszyscy… Że Ingri… Henock… Alwari… Henry… Merit… Oni wszyscy… Ja ich… Ja nie daję rady…
            — Ciiiiiii — powiedział, obejmując ją. — Już dobrze. Cicho. To był tylko sen. Tylko sen.
            — Ja już nie daję rady — wyszeptała i zagryzła wargę tak, że po jej brodzie popłynęła stróżka krwi.
            Próbowała opanować pragnienie sama, zanim uruchomi się zaklęcie. Nie mogła zawieść mentorki, która tak w nią wierzyła.
            — Wypij moją krew — zaproponował Daemon. — Ugasisz pierwsze pragnienie i odzyskasz kontrolę.
            — Nie chcę. Nie mogę — zaprotestowała Nena i odsunąwszy się, wgryzła się we własną rękę z nadzieją, że ból pomoże jej oprzytomnieć. —  Ne mogę…
            — Nena, posłuchaj mnie uważnie — rozkazał Daemon, ujmując jej twarz w dłonie, by musiała na niego spojrzeć. — Nie chcesz pić ludzkiej krwi, ale ja nie jestem człowiekiem. To nie będzie się kłócić z twoimi przekonaniami. Męczy cię pragnienie, bo nie napiłaś się jeszcze ani razu od przemiany — kontynuował, patrząc jej prosto w oczy. — Rozumiem, że się boisz, ale powstrzymując się, robisz sobie tylko krzywdę. Jeśli nie zaspokoisz pragnienia, wtedy faktycznie możesz kogoś skrzywdzić. Nie dopuść do tego i rób, co mówię.
            — Każdy wie, że picie krwi demona źle się kończy — wymamrotała Nena. — Sammy Winchester jest tego dowodem.
            Daemon uśmiechnął się pod nosem i pokiwał głową z niedowierzaniem. Odchylił głowę tak, by mogła się łatwo wgryźć.
            — No już.
            — Nie.
            — Musisz się napić.
            — Nie w ten sposób. Nie ugryzę cię.
            — Picie ze szklanki jest lepsze?
            — Nie… To straszne — Nena skrzywiła się z niesmakiem. — Myślałam o… rmmmsee…
            — Co? — zdziwił się Daemon, wyraźnie zbity z tropu. — Mówże wyraźnie.
            — Myślałam o ręce… Nadgarstku w sensie.
            Daemon zaśmiał się, patrząc na nią pobłażliwie.
            — I co w tym takiego, że nie umiałaś tego powiedzieć.
            — Nie chciałam, żebyś się śmiał…
            — No już — mruknął Daemon, zakasując rękaw. — Wgryzaj się.
            — Nie mów tak… — jęknęła Nena i już miała go ugryźć, ale zatrzymała się. — Nie patrz. Odwróć się w drugą stronę.
            Westchnął ciężko, ale spełnił jej prośbę. Dopiero wtedy odważyła się wbić kły w jego nadgarstek, a i tak miała zawahanie. Pierwsze dwa łyki przyszły jej z trudem. Cały czas skupiała się na fakcie, że to krew, ale w końcu się przemogła. Nadal przerażała ją ta myśl, ale najwyraźniej nie miała wyboru.

Every time I look in your eyes
I see lighting

            Otarła usta i przyłożyła palce do ręki Daemona. Przez moment zapłonęło jasnozielone światło i ranki momentalnie się zasklepiły.
            — Dziękuję, nie musiałaś.
            — Przynajmniej tyle… — mruknęła, wbijając wzrok gdzieś w ścianę. Nie była zadowolona z tego, co zrobiła. Nawet jeśli to było dla ogólnego dobra i Daemon sam to zaproponował. Wciąż czuła niesmak wobec swojego postępowania. — Dziękuję, że mi pomagasz.
            Wychylił się, żeby móc zobaczyć jej twarz i uśmiechnął się ciepło.
            — Przyjemność po mojej stronie — odparł Daemon i pogładził ją po włosach.
            Przez chwilę patrzyli sobie prosto w oczy. Nena nie mogła się nadziwić, jak piękny odcień niebieskiego mają jego tęczówki. I sam fakt, że patrzył na nią, sprawiły, że poczuła lekkie ukłucie w sercu. To natomiast przypomniało jej słowa Rosie. „Nic? Zupełnie nic? Żadnych motyli w brzuchu? Szybszego bicia serca, gdy on patrzy ci w oczy?” Słyszała głos przyjaciółki głośno i wyraźnie.
            Spanikowała. Odwróciła głowę i szybko próbowała znaleźć jakiś temat, ale nie umiała. Nerwowo pocierała dłonią o dłoń, mrucząc pod nosem:
            — Jest już późno — cały czas unikała jego spojrzenia. — Przepraszam, że trzymałam cię tyle czasu. Już wszystko w porządku. Możesz wracać spać.

Cover me when there's nowhere to hide

            — Racja — przytaknął, wstając pospiesznie. Najwyraźniej dostrzegł, że coś jest nie tak. Jeszcze raz położył dłoń na jej głowie, uśmiechając się. — Kładź się — powiedział, zarzucając jej koc aż na głowę, żeby nie mogła go już zobaczyć. — Dobranoc.
            Zgasił świeczkę i odszedł. Gdy już zamknął za sobą drzwi, westchnął ciężko, a potem przejechał dłonią po twarzy. Gdy się odwróciła tak nagle, spanikował. Teraz czuł się głupio. Był demonem, do licha, a czasami czuł się jak jakiś gówniarz. Do czego to podobne, żeby denerwował się w obecności dziewczyny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz