The world's a funeral, a room of ghosts
Poczuła ostry ból w szyi, gdy mężczyzna wgryzł się w jej żyłę. Aż krzyknęła,
zaciskając mocno oczy. Łzy popłynęły po jej policzkach mimo to, mieszając się z
krwią i kapiąc na jej i tak już brudne ubrania. Nigdy nie czuła się tak
żałośnie i beznadziejnie jak w tamtej chwili. Wiedzieli, co zrobić, żeby ją
poniżyć. W tamtej chwili, gdy czuła jak to ścierwo pije jej krew, wysysa z niej
siły witalne, miała nadzieję, że umrze.
Wolała zdechnąć niż zamienić się w wampira. Modliła się. Tylko to jej zostało.
A modliła się właśnie o śmierć. Nie mogła już liczyć na ratunek. Było już za
późno. Więc jeśli był sposób, by ustrzec się od zabijania, to jedynie poprzez własną
śmierć.
Oczywiście przemiana nie następowała od razu. A nawet jako wampir nie od razu
straciłaby zdrowy rozsądek. Najpierw czułaby to palące pragnienie, którego
zapewne nie pozwolą jej tak łatwo zaspokoić. A i ona nie zamierzała wypić krwi.
W końcu pragnienie doprowadziłoby ją do szaleństwa. Nie była gotowa na takie
cierpienie.
Wszystkiemu towarzyszył śmiech Nocturnów. Patrzyły z radością na jej ostatnie
chwile jako człowiek. W końcu tamten ją puścił. Upadła na ziemię. Nie podniosła
się. Nawet nie drgnęła, gdy coś do niej powiedzieli. Oberwała kopniaka w bok.
Jęknęła i zwinęła się w kłębek, pozwalając łzom płynąć.
– Idziemy – zarządził ten, który najwyraźniej był przywódcą. – Wrócimy tu za
jakiś czas, zobaczyć czy jeszcze żyjesz.
Ale Nena już czuła się martwa.
No hint of
movement, no sign of pulse
Only an
echo, just skin and bone
Leżała na ziemi. Od jakiegoś czasu już w ogóle się nie ruszała. Raz po
raz wstrząsały nią dreszcze. Jej ciało ogarniała na przemian fala zimna, a
potem fala gorąca. Łzy już dawno przestały płynąć, pozostawiając po sobie
jedynie suche zacieki wśród krwi.
Towarzyszyła jej absolutna cisza. Jakby cały świat zamarł w oczekiwaniu na to,
co miało niebawem nastąpić. Żałowała, że tak to się skończy. Od tylu lat
walczyła z demonami i wampirami, ratując liczne światy. Ocaliła tyle żyć. A
teraz miała skończyć swoje w najbardziej nędzny sposób. W jakimś lochu,
zupełnie sama. Zapomniana przez wszystkich.
Bolało. Najbardziej bolało ją serce ściskane żalem i bezsilnością. Dłoń
zacisnęła w pięść, drapiąc paznokciami o posadzkę, po czum uderzyła mocno. To
nie było mądre, biorąc pod uwagę, że miała pogruchotanych kilka kości.
A najgorsze było to, że sama im się podłożyła. Myślała, że jak zawsze wszystko
pójdzie po jej myśli. Kiedy zrobiła się tak arogancka? Kiedy z walczącej,
pełnej nadziei dziewczyny pragnącej ratować ludzi stała się pełną nienawiści
istotą? To ją zgubiło.
So come rain on my parade
Cause I want to feel it
Musiała stracić przytomność, bo nagle się ocknęła. Nie łudziła się, że obudzi
się gdzieś indziej niż w tej ponurej celi. Wszystko bolało ją jeszcze bardziej.
Jej całe ciało płonęło żywym ogniem. Chciała krzyczeć, ale nie miała na to
siły.
Ponownie usłyszała hałas gdzieś na górze. To on musiał ją obudzić. Jednak nie
zainteresowała się tym zbytnio. Modliła się dalej o śmierć. Ale nie była już
tak śpiąca. A szkoda, bo wolałaby stracić przytomność, zapaść się w
nieświadomości i nigdy już nie obudzić.
Wciąż czuła żar, który rozpalał ją od środka. Przez jej ciało znów zaczęły
przechodzić spazmy bólu. A więc stało się najgorsze… Nie umrze. Zmieni się w
wampira. Proces już się zaczął.
Czas mijał. Ból się nasilał. Krzyczała z bólu, zdzierając sobie gardło, ale
nikt nie przyszedł. Być może słyszeli ją i wiedzieli, co się dzieje. Rzucała
się po kamiennej podłodze, nie mogąc znieść bólu. To tak jakby coś rozrywało
jej tkanki od środka i paliło w tym samym czasie.
W końcu zdołała się podnieść. Zagryzła wargę, znów zwijając się w spazmach.
Zamarła. Z przerażeniem uniosła rękę i dotknęła dłonią ust, a potem zębów. A
właściwie kłów. Rozległ się kolejny krzyk rozpaczy.
Przemiana prawie się zakończyła. Nena miotała się po celi, obijając się o
ściany. Próbowała rozbić sobie czaszkę, rozerwać gardło pazurami. Cokolwiek.
Byłe tylko to powstrzymać. To nie mogło się tak skończyć.
Ale wszystko było na nic. Nic nie mogła zrobić. Była bezsilna. W końcu
zrezygnowana i zmęczona przycupnęła w rogu celi. Podkuliła pod siebie nogi i
oparła się czołem o kolana, cierpiąc w milczeniu.
Come shove
me over the edge
Cause my
head is in overdrive
Ponownie rozległ się hałas. Tym razem dużo większy niż wcześniej.
Pomyślała jednak, że to wina wyostrzonych po przemianie zmysłów. Toteż nie
zareagowała. Jednak, gdy zamieszanie na górze robiło się coraz większe, uniosła
głowę, nie potrafiąc go już ignorować.
Wydawało jej się, że słyszy krzyki i odgłosy walki. Czyżby Nocturny nie mogły
się dogadać i zaczęły wybijać się nawzajem? Szybko jednak przestała się
interesować. Niezależnie od tego, co działo się tam, jej los był już
przesądzony.
Usłyszała dudniące kroki. Najwyraźniej ktoś zjawił się, by sprawdzić, czy
jeszcze oddycha. W końcu już bardzo długo siedziała cicho. Może uznali, że
jednak nie przeżyła albo zdołała jakimś cudem zakończyć swój żywot.
Ktoś nacisnął na klamkę, ale nie ustąpiła. Jedno uderzenie, a potem drugie. Coś
łupnęło i drzwi wypadły z zawiasów, wzbudzając tumany kurzu. Z nadzieją
podniosła głowę. Może walczyli o to, czy jednak jej nie zabić? Czyżby ktoś
przyszedł ukrócić jej męki?
Widziała zbliżającą się postać i świecące czerwienią oczy. Uśmiechnęłaby się,
gdyby miała jeszcze na to siły. Patrzyła tylko, czekając na ostatnią falę bólu,
ale ta nie nadeszła.
– Nena! Nena, słyszysz mnie? – Przed nią przykucnął Daemon, patrząc z
przerażeniem na stan w jakim się znajdowała. – Ty żyjesz… – wyszeptał, a na
jego twarzy widać było ulgę. – Przyszedłem cię stąd zabrać. Możesz wstać? – Nie
odpowiedziała. Nawet nie drgnęła. Zamknęła tylko oczy. Naprawdę paskudne miała
omamy. Czy naprawdę tak bardzo chciała, żeby ktoś ją uratował, że jej własny
mózg stworzył tą projekcję? I to ze wszystkich osób akurat demona? – Nena,
spokojnie. Zaraz cię stąd zabiorę – powiedział i próbował wziąć ją na ręce.
Odepchnęła go. Cofnął się o krok zaskoczony. Był pewien, że była nieprzytomna.
Ponownie zbliżył się do niej. Tym razem, żeby pomóc jej wstać. Gdy zrozumiała,
że to wcale nie jej wyobraźnia, obnażyła kły. Jej oczy błysnęły czerwienią, a
pazury przeleciały tuż obok nosa Daemona.
– Zostaw mnie – wycharczała.
Tylko na tyle było ją stać.
– Nena, nie wygłupiaj się. Przyszedłem cię stąd zabrać. Jesteś już bezpieczna.
Chodź – wyciągnął do niej rękę. – Możesz wstać?
– Powiedziałam… Zostaw mnie… Nigdzie nie idę. Daj mi tu… Zdechnąć.
I'm sorry but it's too late
– Nie wygłupiaj się, chodź.
– Czy do ciebie nic nie dociera?! – wrzasnęła, po czym sama zrobiła zdziwioną
minę. Jej głos wydawał się jakiś inny, obcy, nawet dla niej samej. – Już za
późno! To koniec.
– To nie koniec. Żyjesz. To jest najważniejsze.
Pokiwała przecząco głową, a jej oczy znów zalały się łzami.
– Nie widzisz… W co mnie zmienili? – Załamywał jej się głos, ale mimo to mówiła
dalej: – Proszę… Zrób to dla mnie… Zabij mnie.
– Nie mów tak – oburzył się i przytulił ją mocno. – Przepraszam… Gdybym tylko
zjawił się wcześniej. Przepraszam.
– Zrób to – wyszeptała.
Czuł, jak Nena raz po raz spina się z bólu i trzęsie z zimna. Była ranna i
wycieńczona, ale nie chciała dać sobie pomóc. Była cała rozpalona i
najwyraźniej straciła wolę walki. Ale on nie zamierzał jej zabijać. Nie mógł
tego zrobić. Trzymał ją w swoich ramionach, czekając, aż dziewczyna wreszcie
zaśnie i będzie mógł ją zabrać w bezpieczne miejsce.
And it's not worth saving
Otworzyła oczy i podniosła się do pozycji siedzącej. Była w jakimś przytulnym
pokoju ze szczelnie zasłoniętymi oknami. Przeciągnęła się, ziewając przeciągle.
Czuła się dość wypoczęta, choć obolała. Językiem wyczuła coś dziwnego – kły – i
wspomnienia z tamtego dnia powróciły do niej jak żywe. Każdy drobny szczegół i
ból. Straszliwy ból, który czuła podczas przemiany.
Zawyła przeraźliwie, wbijając sobie pazury w przedramię. Raz za razem, ale jej
rany leczyły się po krótkiej chwili. Do pokoju wpadł Daemon i powstrzymał ją
przed bezsensownym zadawaniem sobie cierpienia.
– Dlaczego?! Dlaczego mnie nie zabiłeś?! – ofuknęła go, tym razem rzucając się
z pazurami na niego. Jej szkarłatne oczy przepełnione były żalem i nienawiścią.
– Co takiego ci zrobiłam?! Jestem potworem, rozumiesz?! Nie mogę żyć! Nie mam
do tego prawa! Zabij mnie, zanim pragnienie stanie się tak silne, że stracę nad
sobą kontrolę! Nie chcę nikogo skrzywdzić.
Złapał ją w żelaznym uścisku, nie dając żadnego pola do manewru. Długo jeszcze
rzucała się i szarpała, ale na darmo. Wciąż był od niej silniejszy. Choćby
dlatego, że wciąż była mocno osłabiona.
– Oddychaj. Spokojnie – mówił do niej. Chciał zapytać, czy nienawidzi demony i
wampiry do tego stopnia, że wolałaby umrzeć, niż być jedną z nich. Powstrzymał
się jednak. To nie była dobra chwila. Nawet on wiedział, że nie kopie się
leżącego. Spróbował więc inaczej. – To nie jest koniec świata. Wciąż żyjesz i
to jest najważniejsze.
– Nie chcę. Nie chcę. Nie chcę zmienić się w bezmyślną bestię.
– Nie zmienisz się w żadną bestię. Na pewno jest sposób, żeby z tym walczyć –
oznajmił spokojnie. I chociaż sam nie był do tego do końca przekonany, ciągnął
dalej: – Jesteś przyszłą wiedźmą wymiarów. Naprawdę chcesz mi powiedzieć, że
nie znajdziesz sposobu, żeby temu przeciwdziałać? Naprawdę chcesz się tak łatwo
poddać?
– Nie… Nie ma już nadziei. Proszę, zabij mnie, zanim będzie za późno.
– Gdzie podziała się ta waleczna dziewczyna? – zapytał nagle Daemon, powoli ją
puszczając. – Co się stało z Neną, którą znam? Ona nigdy nie poddałaby się tak
łatwo. Nie straciłaby nadziei, nie przestała walczyć. Przecież ludzie to
istoty, które podnoszą się, nieważne, ile razy upadną. A sercem zawsze będziesz
człowiekiem.
– Nie masz o niczym pojęcia – warknęła wściekle.
– Daj sobie czas. Odpocznij. I nie martw się. Nie pozwolę ci zrobić nic
głupiego.
– Dlaczego tak się starasz? – zapytała, patrząc na niego podejrzliwie. –
Twojemu panu aż tak na mnie zależy?
Zdziwił się. Szybko jednak przybrał spokojny wyraz twarzy i wzruszył ramionami.
Nie odpowiedział jednak na to pytanie.
– Odpocznij. Przyniosę ci coś do jedzenia.
Krwisty stek
powinien być w sam raz – pomyślał, ale zachował to dla siebie.
I think we're doomed
Nie rozumiała, dlaczego do Daemona nic nie docierało. Był demonem. Musiał wiedzieć,
jak kończą ludzie ugryzieni przez Nocturna. Nie było od tego ucieczki. Prędzej
czy później głód będzie coraz bardziej nie do zniesienia, a ona straci nad sobą
kontrolę.
Siedziała w ciemnościach na łóżku. Nie potrafiła wykrzesać z siebie żadnej
motywacji ani wykrzesać chęci do życia. Wegetowała. Przynajmniej do czasu, aż
do pokoju znów zawitał Daemon.
Na stoliku obok łóżka postawił talerz z czymś, co wyglądało na gulasz. Obok
tego postawił kubek z herbatą. Nena nachyliła się nad parującym napojem i
powąchała podejrzliwie zerkając na Daemona.
– Dziwnie pachnie. Co tam dodałeś?
– Whisky – zaśmiał się demon. – Pomyślałem, że trochę się rozluźnisz. A czego
się tam spodziewałaś?
– A jedzenie?
– Najzwyczajniej w świecie gulasz. Z wołowiny. Nie martw się, nie ma tam
ludzkiego mięsa. – Nena skrzywiła się z obrzydzenia. Nie bawiło ją to, ale
Daemona najwyraźniej już tak. – Nie rób takiej miny, tylko jedz. Nie musisz się
też martwić o jakość. Nie ja to gotowałem. Kupiłem gotowe danie w sklepie.
– Gdzie my w ogóle jesteśmy? – zapytała wreszcie Nena.
– W moim mieszkaniu.
– Twoim mieszkaniu. Od kiedy ty masz mieszkanie?
– Nie miałem pomysłu, dokąd cię zabrać, więc uznałem, że to najlepsze
rozwiązanie – mruknął, wzruszywszy ramionami. – No co? Jestem demonem. Zamiast
duszy zażądałem mieszkania.
– Nieważne.
And now there is no way back
Ktoś lekko nią potrząsnął. Otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą swoją mentorkę.
Przerażona zerwała się z łóżka i odsunęła pod samą ścianę. Tego stanowczo się
nie spodziewała. W milczeniu oczekiwała surowych słów Beatrice.
– Nie masz pojęcia jak bardzo się martwiłam – usłyszała niespodziewanie i
kobieta przytuliła ją mocno. – Dlaczego nie dałaś znaku życia?
– Bo ja… Ja…
Nena zalała się łzami
– Już dobrze – powiedziała Beatrice, gładząc ją po głowie. – Nie martw się, coś
zaradzimy.
– Przepraszam… Przepraszam… Ja zwiodłam…
– To nieprawda. Nie zawiodłaś. Wciąż żyjesz. To jest najważniejsze.
– Jak mnie znalazłaś?
– On mnie powiadomił – oznajmiła kobieta, patrząc wymownie na stojącego w
drzwiach demona. – Ale nawet bez tego bym cię znalazła. Czułam, że coś się
wydarzyło i zaczęłam cię szukać.
– Ale już za późno…
– Kochana, nie sądziłam, że tak łatwo się poddasz. Jesteś moją uczennicą i
wojowniczką wymiarów. Gdzie twoja wola walki? – zapytała z powagą Beatrice. –
Nie zapominaj, że nie jesteś sama. Znajdziemy sposób, żeby zapanować nad
pragnieniem. Opracujemy substytut i wszystko wróci do normy.
– Naprawdę w to wierzysz?
– Tak.
– Posłuchaj mentorki – powiedział Daemon i wyszedł, dając im czas tylko we
dwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz