środa, 21 listopada 2018

Part 8: Chapter 2 ~ Dead, but still alive


The world's a funeral, a room of ghosts

            Poczuła ostry ból w szyi, gdy mężczyzna wgryzł się w jej żyłę. Aż krzyknęła, zaciskając mocno oczy. Łzy popłynęły po jej policzkach mimo to, mieszając się z krwią i kapiąc na jej i tak już brudne ubrania. Nigdy nie czuła się tak żałośnie i beznadziejnie jak w tamtej chwili. Wiedzieli, co zrobić, żeby ją poniżyć. W tamtej chwili, gdy czuła jak to ścierwo pije jej krew, wysysa z niej siły witalne, miała nadzieję, że umrze.
            Wolała zdechnąć niż zamienić się w wampira. Modliła się. Tylko to jej zostało. A modliła się właśnie o śmierć. Nie mogła już liczyć na ratunek. Było już za późno. Więc jeśli był sposób, by ustrzec się od zabijania, to jedynie poprzez własną śmierć.
            Oczywiście przemiana nie następowała od razu. A nawet jako wampir nie od razu straciłaby zdrowy rozsądek. Najpierw czułaby to palące pragnienie, którego zapewne nie pozwolą jej tak łatwo zaspokoić. A i ona nie zamierzała wypić krwi. W końcu pragnienie doprowadziłoby ją do szaleństwa. Nie była gotowa na takie cierpienie.
            Wszystkiemu towarzyszył śmiech Nocturnów. Patrzyły z radością na jej ostatnie chwile jako człowiek. W końcu tamten ją puścił. Upadła na ziemię. Nie podniosła się. Nawet nie drgnęła, gdy coś do niej powiedzieli. Oberwała kopniaka w bok. Jęknęła i zwinęła się w kłębek, pozwalając łzom płynąć.
            – Idziemy – zarządził ten, który najwyraźniej był przywódcą. – Wrócimy tu za jakiś czas, zobaczyć czy jeszcze żyjesz.
            Ale Nena już czuła się martwa.

No hint of movement, no sign of pulse

Only an echo, just skin and bone

            Leżała na ziemi. Od jakiegoś czasu już w ogóle się nie ruszała. Raz po raz wstrząsały nią dreszcze. Jej ciało ogarniała na przemian fala zimna, a potem fala gorąca. Łzy już dawno przestały płynąć, pozostawiając po sobie jedynie suche zacieki wśród krwi.
            Towarzyszyła jej absolutna cisza. Jakby cały świat zamarł w oczekiwaniu na to, co miało niebawem nastąpić. Żałowała, że tak to się skończy. Od tylu lat walczyła z demonami i wampirami, ratując liczne światy. Ocaliła tyle żyć. A teraz miała skończyć swoje w najbardziej nędzny sposób. W jakimś lochu, zupełnie sama. Zapomniana przez wszystkich.
            Bolało. Najbardziej bolało ją serce ściskane żalem i bezsilnością. Dłoń zacisnęła w pięść, drapiąc paznokciami o posadzkę, po czum uderzyła mocno. To nie było mądre, biorąc pod uwagę, że miała pogruchotanych kilka kości.
            A najgorsze było to, że sama im się podłożyła. Myślała, że jak zawsze wszystko pójdzie po jej myśli. Kiedy zrobiła się tak arogancka? Kiedy z walczącej, pełnej nadziei dziewczyny pragnącej ratować ludzi stała się pełną nienawiści istotą? To ją zgubiło.

So come rain on my parade

Cause I want to feel it

            Musiała stracić przytomność, bo nagle się ocknęła. Nie łudziła się, że obudzi się gdzieś indziej niż w tej ponurej celi. Wszystko bolało ją jeszcze bardziej. Jej całe ciało płonęło żywym ogniem. Chciała krzyczeć, ale nie miała na to siły.
            Ponownie usłyszała hałas gdzieś na górze. To on musiał ją obudzić. Jednak nie zainteresowała się tym zbytnio. Modliła się dalej o śmierć. Ale nie była już tak śpiąca. A szkoda, bo wolałaby stracić przytomność, zapaść się w nieświadomości i nigdy już nie obudzić.
            Wciąż czuła żar, który rozpalał ją od środka. Przez jej ciało znów zaczęły przechodzić spazmy bólu. A więc stało się najgorsze… Nie umrze. Zmieni się w wampira. Proces już się zaczął.
            Czas mijał. Ból się nasilał. Krzyczała z bólu, zdzierając sobie gardło, ale nikt nie przyszedł. Być może słyszeli ją i wiedzieli, co się dzieje. Rzucała się po kamiennej podłodze, nie mogąc znieść bólu. To tak jakby coś rozrywało jej tkanki od środka i paliło w tym samym czasie.
            W końcu zdołała się podnieść. Zagryzła wargę, znów zwijając się w spazmach. Zamarła. Z przerażeniem uniosła rękę i dotknęła dłonią ust, a potem zębów. A właściwie kłów. Rozległ się kolejny krzyk rozpaczy.
            Przemiana prawie się zakończyła. Nena miotała się po celi, obijając się o ściany. Próbowała rozbić sobie czaszkę, rozerwać gardło pazurami. Cokolwiek. Byłe tylko to powstrzymać. To nie mogło się tak skończyć.
            Ale wszystko było na nic. Nic nie mogła zrobić. Była bezsilna. W końcu zrezygnowana i zmęczona przycupnęła w rogu celi. Podkuliła pod siebie nogi i oparła się czołem o kolana, cierpiąc w milczeniu.

Come shove me over the edge

Cause my head is in overdrive

            Ponownie rozległ się hałas. Tym razem dużo większy niż wcześniej. Pomyślała jednak, że to wina wyostrzonych po przemianie zmysłów. Toteż nie zareagowała. Jednak, gdy zamieszanie na górze robiło się coraz większe, uniosła głowę, nie potrafiąc go już ignorować.
            Wydawało jej się, że słyszy krzyki i odgłosy walki. Czyżby Nocturny nie mogły się dogadać i zaczęły wybijać się nawzajem? Szybko jednak przestała się interesować. Niezależnie od tego, co działo się tam, jej los był już przesądzony.
            Usłyszała dudniące kroki. Najwyraźniej ktoś zjawił się, by sprawdzić, czy jeszcze oddycha. W końcu już bardzo długo siedziała cicho. Może uznali, że jednak nie przeżyła albo zdołała jakimś cudem zakończyć swój żywot.
            Ktoś nacisnął na klamkę, ale nie ustąpiła. Jedno uderzenie, a potem drugie. Coś łupnęło i drzwi wypadły z zawiasów, wzbudzając tumany kurzu. Z nadzieją podniosła głowę. Może walczyli o to, czy jednak jej nie zabić? Czyżby ktoś przyszedł ukrócić jej męki?
            Widziała zbliżającą się postać i świecące czerwienią oczy. Uśmiechnęłaby się, gdyby miała jeszcze na to siły. Patrzyła tylko, czekając na ostatnią falę bólu, ale ta nie nadeszła.
            – Nena! Nena, słyszysz mnie? – Przed nią przykucnął Daemon, patrząc z przerażeniem na stan w jakim się znajdowała. – Ty żyjesz… – wyszeptał, a na jego twarzy widać było ulgę. – Przyszedłem cię stąd zabrać. Możesz wstać? – Nie odpowiedziała. Nawet nie drgnęła. Zamknęła tylko oczy. Naprawdę paskudne miała omamy. Czy naprawdę tak bardzo chciała, żeby ktoś ją uratował, że jej własny mózg stworzył tą projekcję? I to ze wszystkich osób akurat demona? – Nena, spokojnie. Zaraz cię stąd zabiorę – powiedział i próbował wziąć ją na ręce.
            Odepchnęła go. Cofnął się o krok zaskoczony. Był pewien, że była nieprzytomna. Ponownie zbliżył się do niej. Tym razem, żeby pomóc jej wstać. Gdy zrozumiała, że to wcale nie jej wyobraźnia, obnażyła kły. Jej oczy błysnęły czerwienią, a pazury przeleciały tuż obok nosa Daemona.
            – Zostaw mnie – wycharczała.
            Tylko na tyle było ją stać.
            – Nena, nie wygłupiaj się. Przyszedłem cię stąd zabrać. Jesteś już bezpieczna. Chodź – wyciągnął do niej rękę. – Możesz wstać?
            – Powiedziałam… Zostaw mnie… Nigdzie nie idę. Daj mi tu… Zdechnąć.

I'm sorry but it's too late

            – Nie wygłupiaj się, chodź.
            – Czy do ciebie nic nie dociera?! – wrzasnęła, po czym sama zrobiła zdziwioną minę. Jej głos wydawał się jakiś inny, obcy, nawet dla niej samej. – Już za późno! To koniec.
            – To nie koniec. Żyjesz. To jest najważniejsze.
            Pokiwała przecząco głową, a jej oczy znów zalały się łzami.
            – Nie widzisz… W co mnie zmienili? – Załamywał jej się głos, ale mimo to mówiła dalej: – Proszę… Zrób to dla mnie… Zabij mnie.
            – Nie mów tak – oburzył się i przytulił ją mocno. – Przepraszam… Gdybym tylko zjawił się wcześniej. Przepraszam.
            – Zrób to – wyszeptała.
            Czuł, jak Nena raz po raz spina się z bólu i trzęsie z zimna. Była ranna i wycieńczona, ale nie chciała dać sobie pomóc. Była cała rozpalona i najwyraźniej straciła wolę walki. Ale on nie zamierzał jej zabijać. Nie mógł tego zrobić. Trzymał ją w swoich ramionach, czekając, aż dziewczyna wreszcie zaśnie i będzie mógł ją zabrać w bezpieczne miejsce.

And it's not worth saving


            Otworzyła oczy i podniosła się do pozycji siedzącej. Była w jakimś przytulnym pokoju ze szczelnie zasłoniętymi oknami. Przeciągnęła się, ziewając przeciągle. Czuła się dość wypoczęta, choć obolała. Językiem wyczuła coś dziwnego – kły – i wspomnienia z tamtego dnia powróciły do niej jak żywe. Każdy drobny szczegół i ból. Straszliwy ból, który czuła podczas przemiany.
            Zawyła przeraźliwie, wbijając sobie pazury w przedramię. Raz za razem, ale jej rany leczyły się po krótkiej chwili. Do pokoju wpadł Daemon i powstrzymał ją przed bezsensownym zadawaniem sobie cierpienia.  
            – Dlaczego?! Dlaczego mnie nie zabiłeś?! – ofuknęła go, tym razem rzucając się z pazurami na niego. Jej szkarłatne oczy przepełnione były żalem i nienawiścią. – Co takiego ci zrobiłam?! Jestem potworem, rozumiesz?! Nie mogę żyć! Nie mam do tego prawa! Zabij mnie, zanim pragnienie stanie się tak silne, że stracę nad sobą kontrolę! Nie chcę nikogo skrzywdzić.
            Złapał ją w żelaznym uścisku, nie dając żadnego pola do manewru. Długo jeszcze rzucała się i szarpała, ale na darmo. Wciąż był od niej silniejszy. Choćby dlatego, że wciąż była mocno osłabiona.
            – Oddychaj. Spokojnie – mówił do niej. Chciał zapytać, czy nienawidzi demony i wampiry do tego stopnia, że wolałaby umrzeć, niż być jedną z nich. Powstrzymał się jednak. To nie była dobra chwila. Nawet on wiedział, że nie kopie się leżącego. Spróbował więc inaczej. – To nie jest koniec świata. Wciąż żyjesz i to jest najważniejsze.
            – Nie chcę. Nie chcę. Nie chcę zmienić się w bezmyślną bestię.
            – Nie zmienisz się w żadną bestię. Na pewno jest sposób, żeby z tym walczyć – oznajmił spokojnie. I chociaż sam nie był do tego do końca przekonany, ciągnął dalej: – Jesteś przyszłą wiedźmą wymiarów. Naprawdę chcesz mi powiedzieć, że nie znajdziesz sposobu, żeby temu przeciwdziałać? Naprawdę chcesz się tak łatwo poddać?
            – Nie… Nie ma już nadziei. Proszę, zabij mnie, zanim będzie za późno.
            – Gdzie podziała się ta waleczna dziewczyna? – zapytał nagle Daemon, powoli ją puszczając. – Co się stało z Neną, którą znam? Ona nigdy nie poddałaby się tak łatwo. Nie straciłaby nadziei, nie przestała walczyć. Przecież ludzie to istoty, które podnoszą się, nieważne, ile razy upadną. A sercem zawsze będziesz człowiekiem.
            – Nie masz o niczym pojęcia – warknęła wściekle.
            – Daj sobie czas. Odpocznij. I nie martw się. Nie pozwolę ci zrobić nic głupiego.
            – Dlaczego tak się starasz? – zapytała, patrząc na niego podejrzliwie. – Twojemu panu aż tak na mnie zależy?
            Zdziwił się. Szybko jednak przybrał spokojny wyraz twarzy i wzruszył ramionami. Nie odpowiedział jednak na to pytanie.
            – Odpocznij. Przyniosę ci coś do jedzenia.
            Krwisty stek powinien być w sam raz – pomyślał, ale zachował to dla siebie.

I think we're doomed

            Nie rozumiała, dlaczego do Daemona nic nie docierało. Był demonem. Musiał wiedzieć, jak kończą ludzie ugryzieni przez Nocturna. Nie było od tego ucieczki. Prędzej czy później głód będzie coraz bardziej nie do zniesienia, a ona straci nad sobą kontrolę.
            Siedziała w ciemnościach na łóżku. Nie potrafiła wykrzesać z siebie żadnej motywacji ani wykrzesać chęci do życia. Wegetowała. Przynajmniej do czasu, aż do pokoju znów zawitał Daemon.
            Na stoliku obok łóżka postawił talerz z czymś, co wyglądało na gulasz. Obok tego postawił kubek z herbatą. Nena nachyliła się nad parującym napojem i powąchała podejrzliwie zerkając na Daemona.
            – Dziwnie pachnie. Co tam dodałeś?
            – Whisky – zaśmiał się demon. – Pomyślałem, że trochę się rozluźnisz. A czego się tam spodziewałaś?
            – A jedzenie?
            – Najzwyczajniej w świecie gulasz. Z wołowiny. Nie martw się, nie ma tam ludzkiego mięsa. – Nena skrzywiła się z obrzydzenia. Nie bawiło ją to, ale Daemona najwyraźniej już tak. – Nie rób takiej miny, tylko jedz. Nie musisz się też martwić o jakość. Nie ja to gotowałem. Kupiłem gotowe danie w sklepie.
            – Gdzie my w ogóle jesteśmy? – zapytała wreszcie Nena.
            – W moim mieszkaniu.
            – Twoim mieszkaniu. Od kiedy ty masz mieszkanie?
            – Nie miałem pomysłu, dokąd cię zabrać, więc uznałem, że to najlepsze rozwiązanie – mruknął, wzruszywszy ramionami. – No co? Jestem demonem. Zamiast duszy zażądałem mieszkania.
            – Nieważne.

And now there is no way back

            Ktoś lekko nią potrząsnął. Otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą swoją mentorkę. Przerażona zerwała się z łóżka i odsunęła pod samą ścianę. Tego stanowczo się nie spodziewała. W milczeniu oczekiwała surowych słów Beatrice.
            – Nie masz pojęcia jak bardzo się martwiłam – usłyszała niespodziewanie i kobieta przytuliła ją mocno. – Dlaczego nie dałaś znaku życia?
            – Bo ja… Ja…
            Nena zalała się łzami
            – Już dobrze – powiedziała Beatrice, gładząc ją po głowie. – Nie martw się, coś zaradzimy.
            – Przepraszam… Przepraszam… Ja zwiodłam…
            – To nieprawda. Nie zawiodłaś. Wciąż żyjesz. To jest najważniejsze.
            – Jak mnie znalazłaś?
            – On mnie powiadomił – oznajmiła kobieta, patrząc wymownie na stojącego w drzwiach demona. – Ale nawet bez tego bym cię znalazła. Czułam, że coś się wydarzyło i zaczęłam cię szukać.
            – Ale już za późno…
            – Kochana, nie sądziłam, że tak łatwo się poddasz. Jesteś moją uczennicą i wojowniczką wymiarów. Gdzie twoja wola walki? – zapytała z powagą Beatrice. – Nie zapominaj, że nie jesteś sama. Znajdziemy sposób, żeby zapanować nad pragnieniem. Opracujemy substytut i wszystko wróci do normy.
            – Naprawdę w to wierzysz?
            – Tak.
            – Posłuchaj mentorki – powiedział Daemon i wyszedł, dając im czas tylko we dwie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz