poniedziałek, 19 listopada 2018

Part 8: Chapter 1 ~ Lost battle

Cut off my wings and come lock me up

            Nagle znalazła się w jakimś dziwnym, świecącym kręgu magicznym. A więc specjalnie zwabili ją w tamto miejsce. Wcale nie zdecydowali się na odwrót. To była pułapka. I to bardzo dobrze zaplanowana, bo Nena w życiu nie pomyślałaby, że da się tak łatwo złapać. A jednak zmęczenie dało jej się we znaki i nie przewidziała tak prozaicznego podstępu.
            Czuła jak całe jej ciało przeszywa prąd. A zarazem opuszczają ją wszystkie siły. Ach tak… Znała ten czar, ten magiczny krąg. Miał pozbawić ją energii i zablokować używanie magii. Potężne, potężne zaklęcie, którego nawet ona nie była w stanie przełamać. Tym bardziej dzisiaj. Nie było też nikogo, kto mógłby jej pomóc. Przecież walczyła sama. Sama przeciwko sporej grupie wampirów. Nie doceniła ich.
            Z trudem zdusiła w sobie krzyk, gdy przeszyła ją kolejna fala bólu. Nie zamierzała dać im tej satysfakcji. Musiała jeszcze znaleźć drogę ucieczki z patowej sytuacji, w jakiej się znalazła. Tylko że nie miała już siły. Musiałby zdarzyć się cud, ale kiedy akurat potrzebowała interwencji Aniołów, nie było po nich ani śladu.
            Zanim straciła przytomność, usłyszała jeszcze, że nie zamierzają jej zabić, a jedynie zabrać w jakieś dziwne miejsce. Nie wiedziała jednak, dokąd.


Just pull the plug yeah, I've had enough

            Wycieńczona zamknęła oczy i pogrążyła się w nieświadomości. Nie miała jeszcze pojęcia, co ją czeka. Wiedziała za to, gdzie popełniła błąd. Nawet kiedy była nieprzytomna, w jej snach plątały się wydarzenia z tego dnia. Być może od początku wszystko było ukartowane.
            W wiosce podniesiono alarm. Klan Nocy zjawił się zupełnie niespodziewanie. Nic tego nie zapowiadało, a i pora dnia była dość dla nich nietypowa. W samo południe, ktoś zaczął forsować barierę. To oderwało ją od codziennych obowiązków.
            Co prawda nie mieli szans na jej zniszczenie. Miała własne, zapasowe źródło energii niemożliwe do zniszczenia od zewnątrz, a ukryte nawet przed ciekawskimi mieszkańcami wioski. Jednak gdy Nena była na miejscu, tym bardziej pilnowała, by nie naruszono jej struktury.
            Nie czekała aż Ingri zmobilizuje resztę wojowników. Pognała tak szybko, jak poczuła niebezpieczeństwo. Armii towarzyszył sam Curreau, który wbrew pozorom nie pojawiał się osobiście aż tak często. Najwyraźniej miał ważniejsze sprawy niż podbicie jednej malutkiej – no może już nie tak malutkiej – wioski.
            Nena przyzwała swój miecz, ale właściwie bardziej z przyzwyczajenia niż potrzeby. Zamierzała uderzyć we wrogów jakimś potężnym czarem o dużym zasięgu, jeszcze zanim zjawią się pozostali.
            Curreau musiał to przewidzieć, bo wystrzelił spośród swoich pobratymców i Nena w ostatniej tylko chwili zdążyła zablokować atak. Oczywiście ludzie wygrali starcie, zdoławszy odeprzeć siły wroga. Nena osobiście zmusiła przywódcę Klanu Nocy do odwrotu.
            Nienawidziła go całym sercem, ale od czasów, gdy omal nie zabił Ingri, jej nienawiść wobec tej kreatury weszła na zupełnie nowy poziom. Nienawidziła go całą sobą i każdą odrębną komórką organizmu osobno. A gniew, który w sobie czuła na samo wspomnienie, dodawał jej sił.
            Nie znaczyło to jednak, że nie odczuła efektów walki i nie zdobyła żadnych obrażeń. Zwłaszcza, że szeregi wroga były dużo liczniejsze, niż poprzednio. Toteż wspólnymi siłami dali radę. Wojownicy pod przywództwem Ingri wydawali się być jeszcze silniejsi.
            Upewnili się, że Klan Nocy opuścił pobliskie tereny. Rannych nie było wielu, ale musieli zabrać ich do kliniki. Nena maszerowała z Ingri na samym końcu, rozmyślając o tym, jak dziewczyna bardzo się zmieniła, odkąd przybyła do wioski.
            – Co? – zapytała Ingri, patrząc na Nenę spod przymrużonych powiek.
            – Nic.
            Nena wzruszyła ramionami.
            – Przecież widzę, że chcesz coś powiedzieć.
            – To nic takiego – skwitowała Nena i uśmiechnęła się lekko. – Po prostu pomyślałam o tym, jak bardzo się zmieniłaś. Widać, że zaaklimatyzowałaś się tutaj i jesteś jedną z nas. Cieszy mnie to.
            – Zostałam tu ciepło przyjęta przez wszystkich.
            – To na pewno.
            – Nie mogłam też zaprzepaścić wysiłku, jaki włożyłaś w to, by mnie ocalić.
            – Cieszę się, bardzo się cieszę. Wreszcie nauczyłaś się szanować swoje życie.
            – To nie tak, że zapomniałam o zemście – oświadczyła z powagą Ingri. – Ale chcę też chronić tą wioskę, mój dom.
            Po plecach Neny przeszedł dreszcz niepokoju. Zmarszczyła brwi, wyczuwając kłopoty w innym świecie. W dodatku w jej własnym.
            – Nena?
            – Przepraszam cię, ale muszę… Iść.
            – Nie martw się, poradzimy sobie bez ciebie – odparła spokojnie Ingri. – Nie ma zbyt wielu rannych, zadbamy o nich.

Tear me to pieces, sell me for parts

            Nena zniknęła. Czym prędzej przeniosła się do Speculum – wymiaru luster – gdzie odnalazła przejście prowadzące do swojego świata, Verdenu. Tam pojawiła się w samym sercu zamieszania. Zobaczyła, jak wampiry atakują ludzi. Wykonawszy obliczenia, stworzyła barierę, a właściwie coś w rodzaju prowizorycznego pół–wymiaru.
            Był to tymczasowy środek. Ludzie nagle zniknęli. No może niezupełnie. Zostali za to oddzieleni od rzeczywistości, w której znajdowała się Nena i wampiry. Tam rzuciła kolejne zaklęcie, które miało zapobiec przemianie ugryzionych i wyleczyć rany. To był dobry czar i niestety bardzo często zmuszona była go użyć. Nie zawsze jednak udawało się uratować ofiary, bowiem zaklęcie działało jedynie w bardzo krótkim czasie od ugryzienia. Gdyby Nena dotarła tam chwilę później…
            Uleczeni ludzie zapomną o wydarzeniach i jakby nigdy nic powrócą do swoich codziennych obowiązków. Nena czuła się z tym jakby ich oszukiwała. Wymazywała przecież ich wspomnienia o całym zajściu. Jednak był to jedyny sposób, by ich ocalić i pozwolić im żyć w spokoju.
            Teraz pozostało jej tylko pokonać bandę wampirów. Mogła wezwać Daemona, na którego mogła liczyć ostatnimi czasy, ale nie chciała. Rano sama oddelegowała go do opieki nad Merit. Wciąż bała się, że dziewczyna znów zostanie zaatakowana. Natomiast Daemon udowodnił już, że można mu zaufać. Przynajmniej w to Nena chciała wierzyć.
            Zablokowała cios. Zarówno pierwszy jak i kolejny. Nie przejmowała się zbytnio liczebnością wrogów. To nie był pierwszy raz. Musiała się tylko skupić. W tym całym zamieszaniu nawet nie zauważyła, że z poszarpanego boku sączy się krew.
            Potężna fala powietrza odrzuciła napastników. Nena była bardzo silna, ale tym razem nie doceniła przeciwników. Mieli dobrze opracowany plan i byli bardzo zgrani. Zdołali przyszpilić ją do ziemi, zadając kolejne obrażenia.
            Wyszeptała formułkę, wzmacniając moc bardzo prostego czaru i uderzyła rękami w ziemię. Nocturny nie miały innego wyjścia, jak odskoczyć przed rozpadającą się ziemią, która lada moment pochłonęłaby je. Nie wyglądali na zadowolonych z tego posunięcia Neny.
            – Co? – zapytała, podnosząc się z ziemi. – Zapomnieliście już, kim jestem?
            Tym razem sama ruszyła do ataku. Nocturny zdawały się przygotowywać do ucieczki, co tylko dodało jej pewności. Nie pozwoli im tak łatwo czmychnąć. Co to to nie. Nie po tym, co zrobili. Rzuciła się za nimi i wtedy pod jej stopami rozświetlił się magiczny krąg. Wpadła w pułapkę.

You're all vampires so hear

            Gdy się obudziła, wszystko ją bolało. Tak, to była pierwsza rzecz, która do niej docierała. Ból. Dopiero potem zaczęła na nowo rozpoznawać dźwięki. Urywki rozmowy i śmiech. Otworzyła leniwie oczy, choć chciało jej się spać i w końcu zmusiła się, by rozejrzeć się dokoła.
            Siedziała na zimnej, kamiennej podłodze. Najpewniej w jakimś lochu, bo nie było tam nawet okna. Zmysł węchu odbierał zapach stęchlizny i krwi. Dużo krwi. Najprawdopodobniej jej własnej.
            W pomieszczeniu nie była sama. Dwa wampiry z wcześniej siedziały na krzesłach, gawędząc radośnie. Wyleczyli już swoje rany, a ich ubrania były czyste i świeże. Toteż Nena przez moment zastanawiała się, ile czasu upłynęło, odkąd straciła przytomność. Jak długo tam była?
            Spróbowała się poruszyć, ale na darmo. Przysporzyła sobie tylko bólu, a nawet nie udało jej się zmienić pozycji. Związana była jakimś potężnym zaklęciem. Zresztą nie musiało nawet być potężne, bo w obecnym stanie niewiele mogła zrobić. Ściągnęła za to na siebie uwagę tamtych.
            – Dobrze się spało? – zakpił mężczyzna, patrząc na nią z pogardą. – Znudziło nam się już czekanie.
            – Och, gdybym wiedziała, pospałabym dłużej – prychnęła Nena.
            Nie zamierzała okazywać słabości. Musiała za to wymyślić jakiś plan ucieczki. Że też dała się tak łatwo pokonać. Wiedziała, że długo jeszcze będzie czuła gorzki smak tej porażki.
            – Niewygodnie?
            – Dzięki za troskę, ale jest idealnie. Zawsze sypiam na posadzce.
            – Nie martw się. Jak to mówią… The Best is yet to come.

You can have my heart

            – Och? Doprawdy? Przyszykowaliście imprezę powitalną? – zapytała Nena, szczerząc zęby w krzywym uśmiechu. – To naprawdę miłe z waszej strony, ale obawiam się, że nie zabawię tu długo.
            – Długo nie… Ale skoro się już obudziłaś, możemy przejść do głównej atrakcji.
            – Jakiej?
            – Zaraz się przekonasz – padło w odpowiedzi. – Nie byłoby frajdy, gdybyś była nieprzytomna.
            Jeden z nich wstał z krzesła i wyszedł. Nena miała naprawdę złe przeczucie. Ale teraz, gdy pozbawili ją magii, nie mogła nic zrobić. Była zbyt słaba, by zniwelować zaklęcie. Ale nie zamierzała się tak łatwo poddać. Mając jednego strażnika, był to najlepszy moment, żeby spróbować uciec.
            Udało jej się narysować niewielki krąg na kamiennej posadzce. Użyła do tego własnej krwi, której było dosyć sporo wokół niej. Nawet związana była w stanie zrobić przynajmniej tyle.
            I choć nie mogła użyć magii, miała w zanadrzu inne źródło energii. Nauczyła się tej sztuki samodzielnie i to wbrew woli mentorki. Oczywiście, rozumiała jak ogromne konsekwencje niesie za sobą użycie swojej energii życiowej, ale czasami nie miała wyjścia.
            Siła czaru była wystarczająco duża, by zniwelować krępujące ją zaklęcie i zwalić strażnika z krzesła. Przywołała swój miecz i ruszyła do ataku. Jednak zanim zdołała cokolwiek zrobić, drzwi do celi otworzyły się i ktoś chwycił ją za przedramię, potem boleśnie wykręcił rękę do tyłu i odebrał broń.
            Uderzyła o ścianę, niechybnie rozbijając sobie łuk brwiowy. Zaklęła szpetnie, próbując się pozbierać. Ale zanim mogła się wyprostować, kolejny cios powalił ją na ziemię.
            – To poniekąd niesamowite, że masz w sobie jeszcze tyle woli walki – usłyszała nad głową.
            Nocturn chwycił ją za włosy i pociągnął do góry, żeby móc jej się przyjrzeć. A może chciał, żeby to ona zobaczyła twarz swojego oprawcy. Nie wiedziała.
            – Spotkaliśmy się kiedyś? – wycharczała, krzywiąc się.
            – Nie sądzę.
            – Musiałam cię pomylić z jakimś z Nocturnów, które już wcześniej zabiłam – zarechotała, za co oberwała w splot słoneczny.
            Potem mężczyzna ją puścił. Przez chwilę zwijała się z bólu, przyjmując pozycję embrionalną.
            – Nie wymądrzałabyś się tak, gdybyś wiedziała, jaką niespodziankę dla ciebie przyszykowaliśmy? – Chciała jeszcze powiedzieć, że lubi niespodzianki i czy jeśli uda jej się zgadnąć, co to jest, dostanie ciasteczko. Jednak tym razem instynkt samozachowawczy wygrał i pozostała cicho. – Chcieliśmy cię zabić. Mogliśmy cię zabić… Ale to byłoby zbyt proste.
            To nie brzmiało najlepiej, skoro w ich mniemaniu było coś jeszcze gorszego niż śmierć.
            – Zamierzacie mnie torturować?
            – Nie – usłyszała. – Choć ty mogłabyś tak to nazwać. Zaraz zobaczymy, który z nas dostąpi zaszczytu wypicia krwi wojowniczki wymiarów – orzekł mężczyzna. – Jeśli masz w sobie wystarczająco dużo chęci do życia, nie zdechniesz. Zmienisz się w wampira… A z czasem w bezmyślną bestię żądną krwi.  Może wtedy cię wypuścimy. Miło będzie patrzeć, jak stajesz się najgorszą wersją tego, co tak bardzo nienawidzisz.
            Zagryzła wargę, aż do krwi. Byle tylko powstrzymać napływające do oczu łzy. Chciała płakać, jak nigdy w życiu. Nigdy nie sądziła, że umrze w tak żałosny sposób... I nic nie mogła z tym zrobić.
            Przez chwilę trwała narada. Nena wątpiła jednak, że naprawdę zastanawiają się, kto ją ugryzie. Raczej dali jej czas, by zrozumieć sens tego, co za chwilę miało się wydarzyć.
            W końcu rozmowy ucichły. Jeden z Nocturnów podszedł do niej i chwycił ją tak, by nie mogła się wyrwać. Tak jakby miała jeszcze jakieś siły… Nachylił się nad nią, aż poczuła jego ciepły oddech na karku. Widziała ostre jak brzytwa kły, gdy wampir rozdziawił paszczę.


1 komentarz:

  1. Mocne, naprawdę mocne. Na początku zastanawiałam się, czy czegoś nie pominęłam, bo wydawało się, że gdzieś umknęła mi akcja, ale ładnie odwróciłaś kolejność, by wyjaśnić, dlaczego stało się właśnie tak. Końcówka zaś to majstersztyk. Aż nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału. Czy Nena zostanie wampirem i będzie musiała walczyć, że swą naturą? Czy może Daemon ją ocali? Wszystko jest możliwe, dopuszczam wszelkie możliwości, ale mam też nadzieję, że mnie zaskoczysz.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń