wtorek, 28 sierpnia 2018

Part 5: Chapter 2 ~ The darkness inside me


And all the kids cried out,
"Please stop, you're scaring me."

            Lekcja już dawno trwała. Merit siedziała pogrążona w myślach. Cały czas miała przed oczami tamtą tajemniczą postać walczącą z Cieniami. Dryfowała myślami coraz dalej i dalej. Próbowała sobie przypomnieć, jak to wszystko się zaczęło. Jak zyskała miano potwora.
            Nie mogła sobie jednak przypomnieć. Przy pierwszych wypadkach nawet nie było jej w pobliżu. Sama nie rozumiała, dlaczego to ją obwiniono za śmierć tamtych uczniów. Ale zdawała sobie sprawę, że to jej wina. W końcu była nawiedzona.
            Nagle dostała czymś w tył głowy. Na podłodze leżała zgnieciona karteczka. Merit podniosła ją i rozwinęła. „Potwór” – przeczytała i zmarszczyła brwi. Tak. Była potworem. Jednak to nie była jej wina.  Nie prosiła się o taki los. Wcale nie chciała się urodzić taka… Jaka? No właśnie, jaka? Może powinna być potworem, skoro tak ją traktują?
            Światło w sali zamigotało niebezpiecznie. Z jednej z lamp poszły iskry. Któraś z dziewczyn pisnęła cicho. Merit sama nie wiedziała, co się dzieje, ale nie bała się. Postanowiła to wykorzystać. Niech się jej boją i trzymają od niej z daleka. Nagle poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Spojrzała zaskoczona na Nenę, a światła momentalnie się uspokoiły.
            – Przepraszam, pożyczysz mi długopis? – zapytała Nena, jakby w ogóle nie zauważyła, co się stało. – Mój się właśnie wypisał.
            – Ach… Tak, oczywiście – odparła nieco speszona Merit. 
            Uspokoiła się jakoś. Zupełnie nie spodziewała się, że ktoś ją zagada. Odzwyczaiła się już od zwykłej ludzkiej uprzejmości i szczerego uśmiechu. Serdecznego, a nie szyderczego.
            Na przerwie poszła do łazienki. Myła właśnie ręce, gdy do środka weszły jej koleżanki z klasy. Spuściła wzrok, nie chcąc ich prowokować. Musiała unikać konfliktów, nie mogła sprawić ojcu więcej problemów. To głupie, o czym myślała wcześniej.
            – Ohyda – mruknęła jedna z dziewczyn. – Potwory nie powinny chodzić do naszej szkoły. Kto ją tu w ogóle wpuścił?
            – Odczepcie się, dobra? – rozeźliła się Merit, patrząc na nie wściekle.
            – O co ci chodzi, co?
            – Przecież wiem, że to mnie nazywacie potworem!
            – Bo nim jesteś. Rzeczy powinno się nazywać po imieniu.
            – Nie boisz się, że tobie też się coś stanie, jeśli mnie wkurzysz? – zapytała Merit, chcąc nastraszyć złośliwe koleżanki. – Nawet ja nie wiem, co może ci się przytrafić. To nie zależy ode mnie.
            – A więc się przyznajesz?
            – Kto wie…
            – Jeśli coś mi się stanie, wszyscy w szkole się dowiedzą! – zagroziła jedna z dziewczyn.
            – Jeśli będą mieli od kogo.
            – Wszystko powiem nauczycielowi. Tym razem na pewno wyrzucą cię ze szkoły. Spalą cię na stosie, wariatko.
            Światła zamigały, aż w końcu żarówki kompletnie trzasnęły. Rozległ się pisk. O dziwo Cienie się nie pojawiły, jakby coś blokowało im wstęp do miasta. To nieco zaskoczyło Merit, ale była zbyt wściekła.
            – Przestań! – krzyknęła jedna z dziewczyn.
            – Bo co? – zapytała Merit. – Co możesz zrobić?
            Czuła jak całe pomieszczenie pożera mrok. Ją również. Nagle wzmógł się wiatr, choć dałaby słowo, że okna były zamknięte. Otworzyła oczy. Nawet nie wiedziała, kiedy je zamknęła. Miała wrażenie, że wiatr przyjmuje formę ostrzy, kalecząc jej koleżanki.
            – A! Przestań!
            – Nie zabijaj nas!
            Na ich policzkach i rękach pojawiały się draśnięcia, ale Merit nie potrafiła nic z tym zrobić.

            I can't help this awful energy

            Drzwi do łazienki otworzyły się. I wtedy wpadło tam trochę światła. Było jednak zbyt słabe, by rozproszyć panującą wewnątrz ciemność. Ale Merit wiedziała, że zjawiła się Nena.
            – Wyjdź stąd, prędko – ostrzegła ją. – Uciekaj.
            Ale tamta w ogóle się nie słuchała.
            – Przestań, Merit – powiedziała łagodnym głosem. Za drugim razem powtórzyła bardziej stanowczo: – Przestań.
            Stanęła pomiędzy tamtymi dwiema, a Merit. Dlaczego je osłaniała? Może i nie zasłużyły zaraz na śmierć, ale Nena tym bardziej. Merit nie chciała jej skrzywdzić, ale nie potrafiła nad tym zapanować.
            Nena skrzywiła się, gdy kolejne draśnięcia pojawiały się na jej skórze. Wiatr się zmagał, tnąc coraz głębiej. Musiała jednak chronić tamte dwie. Później skopie im tyłek za szykanowanie Merit. Ale nie mogła pozwolić, żeby stała się im jakaś większa krzywda.
            – Możesz to powstrzymać – oznajmiła z powagą.
            Co prawda nie była do końca pewna. Nie wiedziała, co to za moc i dlaczego Merit ją posiada. Niemniej, wiedziała, że to nie Cienie. Grzecznie czekały poza barierą. Niewątpliwie tym razem była to sprawka samej Merit, która wyraźnie nie panowała nad swoją mocą.
            – Nie mogę.
            – Możesz! Skup się! – krzyknęła, chcąc zmusić Merit do wysiłku.
            Jednak to zdawało się nie przynosić żadnego efektu. Zrobiła krok w jej stronę, a potem kolejny.
            – Nie podchodź – przeraziła się Merit. – Nie chcę zrobić ci krzywdy!
            Mimo to Nena brnęła pod wiatr. Rękami osłaniała twarz. Czuła ostry ból, choć był on niczym w porównaniu z tym, przez co już w życiu przeszła. W końcu udało jej się dostać na tyle blisko, że złapała Merit za ramiona. Używając swojej energii oraz zaklęcia, które zdawało jej się w tej sytuacji pomocne, próbowała okiełznać moc szatynki.
            – Już dobrze – wyszeptała, obejmując ją.
            Zaklęcie usypiające zadziałało. Ostrożnie położyła Merit na podłodze i spojrzała w stronę jej nieprzytomnych koleżanek. Najwyraźniej zemdlały, ale nie wyglądało na to, by stała im się jakaś większa krzywda. Kilka bardziej podstawowych czarów wystarczyło, żeby doprowadzić pomieszczenie do stanu z przed incydentu. Jakby nic się nie wydarzyło.
            Wyleczyła kilka draśnięć na rękach i nogach tamtych dziewczyn z klasy i naprawiła ich ubrania. Wszystko to zajęło jej zaledwie kilka minut. Teraz czekało ją trudniejsze zadanie. Wykonała obliczenia. Pozostało jeszcze usunąć ich wspomnienia o dzisiejszym zdarzeniu, ale i to nie było dla niej tak trudnym zadaniem. Może odrobinę energochłonnym.
            Merit postanowiła zabrać do domu. Leistada jeszcze nie było, gdy tam dotarła. Pewnie znów kręcił się po mieście, szukając informacji. To dobrze, bo miała jeszcze chwilę na zweryfikowanie paru rzeczy.
            Ułożyła Merit w jej łóżku i usiadła na brzegu.
            – No i co tu z tobą zrobić? – zapytała, ale nie oczekiwała odpowiedzi.
            W końcu wpadła na zaklęcie, którego szukała. Miała nadzieję, że przynajmniej przez jakiś czas będzie blokowało energię Merit, czymkolwiek ona była Na nadgarstku dziewczyny pojawiło się coś, co przypominało niewielki tatuaż.
            Nena obwiązała go bandażem, żeby ukryć go na jakiś czas. A potem usunęła też wspomnienia Merit. Uznała, że lepiej będzie, jeśli jeszcze przez jakiś czas, nie będzie wiedziała, co się dzieje. Później wyjaśni wszystko Leistadowi.

Goddamn right, you should be scared of me

            Następnego dnia obudziła się niezwykle wypoczęta. Do szkoły szła jednak równie niechętnie, jak zawsze. Nie pamiętała, co się stało poprzedniego dnia. Tata mówił jej, że skaleczyła się odłamkiem z lustra i zemdlała. Fakt, że lustro było rozbite, a na ręce miała opatrunek, sprawiło, że nie zastanawiała się już dłużej. Tata by jej przecież nie okłamał.
            W szkole spotkała się z tą samą reakcją, co zawsze. Wszędzie tylko szepty za jej plecami i obelgi na ławce. Rzuciła wściekłe spojrzenie grupce stojącej w rogu klasy. Wiedziała, że to ich sprawka.
            – Na co się gapisz?
            – Na szumowiny, które niszczą moją ławkę – warknęła Merit i podniosła się z miejsca. – Skoro uważacie mnie za potwora, może tak powinnam was potraktować?
            – Nie zbliżaj się.
            – Och, boisz się mnie?
            – Wcale nie.
            – A powinniście się mnie bać. W końcu jestem potworem.
            Po tym jak nastraszyła rówieśników, do końca dnia miała spokój. Jednak wszystkie lekcje wpatrywała się w ławkę obok, która od dawna stała pusta. Dlaczego wydawało jej się, że kogoś tam brakuje?


1 komentarz:

  1. Nadrobiłam. Rzeczywiście zaczyna się wreszcie coś dziać. Nie, żeby przedtem nic się nie działo, ale to były tylko takie pojedyncze zdarzenia. Teraz nabiera to jakieś całości i jestem bardzo ciekawa, co z tego wyniknie.
    Sama Merit mnie intryguje. Magia, to pewne. Ale jaka? Skąd się wzięła? Czy uda się ją okiełznać? Przed Neną ciężki orzech do zgryzienia, a przecież Merit nie jest jedynym jej problemem. Hmm, nawet nie wiem, jak można to dalej interpretować, bo w sumie żadna teoria nie przychodzi mi do głowy.
    Trochę smutna jest ta ostatnia scena, ale nie dziwię się, że tak to się kończy. Merit jest dzieckiem, nie rozumie, co się wokół niej dzieje, a do tego wszyscy dookoła ją szykanują, więc musiała pęknąć. Zaszczuli ją i teraz nie powinni się dziwić, że Merit zaczyna ich straszyć. Będą z tego kłopoty.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń