The house was awake
– Porozmawiam z moją mentorką – oznajmiła Nena, popijając kakao otulona w koc w
bibliotece Leistada. – Przejrzę też nasze zasoby. Co prawda znam większość
książek na pamięć, ale być może natrafię na coś, na co wcześniej nie zwróciłam
uwagi.
– Świetnie. Masz do dyspozycji także mój zbiór. Ja nic nie znalazłem, ale być
może ty spojrzysz na to inaczej, jako strażniczka wymiarów.
– Na pewno zapoznam się z twoimi książkami. Niemniej z tego, co mówisz,
posiadasz już i tak sporo informacji. Dałeś radę chronić Merit przez tyle lat –
powiedziała Nena, kiwając głową z uznaniem. – Cienie, choć najsłabsze w
hierarchii, wciąż jednak są rezydentami piekła i żywią się duszami ludzi.
– Obiecałem mojej zmarłej żonie, że nie pozwolę by Merit stała się jakaś krzywda.
– Do tego stopnia, że ludzie ciebie również podejrzewają o śmierć tych dzieci.
Musiała to powiedzieć. Musiała mieć pewność, że ani Merit ani jej ojciec nie
odpowiadają za te wypadki. Toteż postanowiła przyprzeć go do ściany i zobaczyć
reakcję.
– To prawda – westchnął, a na jego twarzy pojawił się głęboki smutek. – Z
początku próbowałem to odkręcić, ale nikt nie słuchał. Nie mogłem powiedzieć,
że za moją córką podążają Cienie. Ludzie baliby się jej jeszcze bardziej.
– Rozumiem. Postanowiłeś wziąć winę na siebie.
– Przynajmniej część… – przytaknął Leistad i spuścił głowę. – Ale to za mało.
Proszę, pomóż mi chronić Merit – dodał, niemal klękając przed Neną.
– Zrobię, co tylko w mojej mocy – oznajmiła pospiesznie. – Nawet gdybyś mnie o
to nie poprosił, miałam taki zamiar. Nie wygłupiaj się, proszę.
With shadows and monsters
The hallways they echoed and groaned
Leistad już spał. Dawno powrócił do swojej sypialni, zostawiając Nenę
samą w gabinecie, gdzie pomieszkiwała. Ale ona nie mogła spać. Jak zawsze
zresztą. Wyczuwała gromadzące się wokół domu Cienie, choć nie mogły się dostać
do środka. Budynek chroniła bariera.
Po cichu podeszła do drzwi pokoju Merit i uchyliła je, by przekonać się, że
wszystko jest w porządku. W ciemnościach widziała tylko zarys sylwetki, ale
wszystko wskazywało na to, że Merit smacznie śpi. Oddychała miarowo i Nena
zastanawiała się, czy ma jakiś przyjemny sen.
Upewniwszy się, że nikt jej nie zobaczy, Nena wyszła z domu Leistada.
Zamierzała rozprawić się z Cieniami. Wymknęła się i od razu przywołała swój
miecz. Ten pojawił się na jej wezwanie.
Ostrze srebrzyło się w nikłym świetle księżyca. Dzierżąca broń dziewczyna
wirowała płynnie. Dla kogoś, kto nie był w stanie dostrzec Cieni, mogło to
wyglądać, jakby wykonywała taniec miecza.
– Jesteś pracoholiczką – usłyszała i uśmiechnęła się pod nosem.
– To znowu ty? – prychnęła pod nosem.
– Tęskniłaś?
– Chciałbyś.
– Może i bym chciał – odparł Daemon, szczerząc zęby.
– Pomógłbyś mi, a nie się lenisz.
– Jestem obserwatorem, a nie twoim pomagierem.
– A szkoda, bo przydałby mi się asystent – skwitowała Nena i tez się
uśmiechnęła. – Nie, żebym się czegokolwiek spodziewała po demonie – dodała
złośliwie.
I sat alone, in bed 'til the morning
I'm crying, "They're coming for me."
Tej nocy Merit nie mogła spać. Z trwogą obserwowała zbierające się pod
domem Cienie. Choć ostatnio i tak zauważyła, że trzymały większy dystans. Z
gabinetu ojca dochodziły ją odgłosy rozmowy. Nie słyszała jednak treści, a nie
chciała podsłuchiwać, jeśli ojciec sprowadza sobie do domu kobietę.
Czas mijał. Rozmowy ucichły, a Cieni za oknem było coraz więcej. Bała się.
Wiedziała, że nie mogą jej nic zrobić, ale przerażały ją. Dlaczego przyszły
akurat po nią? Czego od niej chciały?
Usłyszała szmer. Ktoś się zbliżał, ale nie był to jej ojciec. Rozpoznałaby jego
kroki. Ta osoba stąpała delikatniej i ciszej. Gdy drzwi się otworzyły, Merit
zamarła. Starała się udawać, że śpi. Kiedy drzwi się zamknęły, odetchnęła z
ulgą.
Usiadła na łóżku, wpatrując się w ciemność za oknem. Coraz częściej
zastanawiała się, czy nie powinna odejść. Uwolniłaby ojca od tych wiecznych
problemów. Zresztą nie tylko jego. Tyle niewinnych ofiar, a wszystko z powodu
jej własnej egzystencji. Tylko dokąd miałaby iść? Wiedziała, że sama sobie nie
poradzi. Dokąd by nie poszła, sprawiałaby tylko kłopoty ludziom wokół. A sama
na pustkowiu nie przeżyłaby długo.
I dlaczego właściwie ona? Czego cienie od niej chciały? Nie miała pojęcia, ale
też bała się dowiedzieć. Była wręcz przerażona na samą myśl. I choć nie miała
najmniejszego pomysłu, co mogłoby być powodem… Czuła, że lepiej będzie nie
wiedzieć.
Nagle zobaczyła za oknem jakiś ruch. Mimo ogromnej kondensacji Cieni, coś
błysnęło. Była jednak zbyt przerażona, by podejść do okna i przyjrzeć się temu
zjawisku. Coś poruszało się bardzo szybko, połyskując srebrnym światłem.
Cokolwiek to było, wydawało się Merit niesamowicie piękne.
Dopiero, gdy mrok zaczął się rozrzedzać pod wpływem jasnego, ciepłego światła,
dostrzegła czyjąś sylwetkę. Najprawdopodobniej kobiecą, ale mogła być to jej
wyobraźnia. Nie raz i nie dwa płatała jej już figle.
Jednak im więcej Cieni znikało, tym lepiej widziała, że tam naprawdę ktoś jest.
Długowłosa dziewczyna z mieczem, wykonywała szaleńczy taniec, walcząc z
wrogami.
And I tried to hold these secrets inside me
My mind's like a deadly disease
My mind's like a deadly disease
Po nieprzespanej nocy nadszedł kolejny dzień. Kolejny paskudny dzień. Wcale
nie chciała iść do szkoły i użerać się z rzeczywistością, która już od dawna ją
przerastała. Nie miała siły na kolejny dzień strachu, poniżenia i cierpienia. A
jednak nie miała wyjścia. Wiedziała, że ojciec nie pozwoli jej zostać w łóżku
przez cały dzień. Będzie kazał jej iść do szkoły tak czy inaczej. A nie chciała
mu też przysparzać zmartwień.
Z ciężkim sercem wstała i jak zawsze schludnie się ubrała. Uczesała włosy, a
potem podeszła do lustra, by upewnić się, że jej wygląd jest w nienagannym
stanie, tak jak uczyła ją mama.
Popatrzyła smutno na swoje odbicie. Błękitne oczy już dawno straciły blask. Z
każdym dniem wydawały jej się coraz bardziej szare i bez życia. Bo i
faktycznie, żyć też jej się już nie chciało. Co takiego zrobiła, by zasłużyć
sobie na taki los?
Doszło już do tego, że zaczęła nienawidzić samej siebie. Nie mogła znieść w
widoku w lustrze. Beznamiętne, puste spojrzenie irytowało ją jeszcze bardziej.
Ale nie potrafiła się już uśmiechać. Jedynie przy ojcu była w stanie sprawiać
pozory pogodnej, lecz gdy zostawała sama…
Zmarszczyła brwi, dłonie zaciskając w pięści. Miała ochotę rozbić lustro, ale
nie zrobiła tego. Nie było ich stać na zbyt wiele, więc musiała dbać o swoje
rzeczy. Wtedy stało się coś niepokojącego. Lustro pękło, a przecież nawet go
nie dotknęła. Szkło posypało się z hałasem na podłogę.
Stała, nie mogąc pojąć, co się wydarzyło. Usłyszała kroki. Ojciec szedł w
stronę jej pokoju. Szybko zabrała się za zbieranie odłamków. Musiała tu
posprzątać jak najszybciej. Nie mogła iść do szkoły, zostawiając w pokoju taki
bałagan.
Rozległo się pukanie i Leistad wszedł do środka. Rozejrzał się po pokoju. Gdy
zobaczył, co się stało, zmarszczył brwi.
– Przepraszam. Ja… – zaczęła Merit, ale zamilkła, kiedy podszedł do niej.
– Już dobrze – odparł, kucając przy córce i przytulił ją. – Nic się nie stało.
To tylko głupie lustro. Zostaw to, bo jeszcze się pokaleczysz.
– Ale…
– Chodź. Musisz zjeść śniadanie, zanim pójdziesz do szkoły.
Tego dnia też Merit wydawało się, że ktoś ją obserwuje. Jednak dostrzegała
tylko kryjące się nieopodal Cienie. Nic więcej. Z tą tylko różnicą, że po
ostatniej nocy było ich o wiele mniej, niż zazwyczaj. Zastanawiała się, kim
była tajemnicza dziewczyna, która z nimi walczyła.
Do szkoły weszła po cichu, starając się nie wzbudzać niczyjego zainteresowania.
Oczywiście to nie było możliwe. Część rówieśników na jej widok uciekła, reszta
tylko szeptała coś, zerkając na nią z niepokojem. I tak dobrze wiedziała, o
czym mówią. W końcu nie pierwszy już raz ktoś nazwał ją potworem.
Zostawiła płaszczyk w szatni i udała się do klasy. Gdy tylko do niej weszła,
rozmowy i śmiechy ucichły. Wszyscy patrzyli na nią, by chwilę później powrócić
do swoich zajęć. Usiadła tam gdzie zawsze. Już miała położyć książki na ławce,
kiedy dostrzegła nowe napisy. Ktoś znowu pogryzał jej ławkę.
– Potwór – przeczytała cicho i zagryzła wargę. – Umrzyj. Zgiń. Nie powinno cię
być. Co tu jeszcze robisz, potworze?
Jak dobrze, że była już na to gotowa. Wyciągnęła z torby kilka rzeczy i zaczęła
czyścić blat. Inaczej oberwałoby się jej także od nauczycielki. Uczniowie
zobowiązani byli dbać o swoje miejsce do nauki. Jednak nie wszystko zdołała
usunąć. Część z obelg była wręcz wyryta w drewnie.
– Co za paskudny sposób traktowania ludzi – usłyszała nad głową. – Oni tak
często?
– Nie… To nic takiego.
Przez chwilę wpatrywała się oniemiała w stojącą obok dziewczynę. Miała długie,
brązowe włosy związane czerwoną wstążką. I piękne, błękitne oczy. Tak pełne
życia, że Merit poczuła ukłucie zazdrości w sercu. Przez moment przypomniała
sobie sylwetkę tamtej walczącej z Cieniami dziewczyny. Pomyślała, że to ona.
Jednak przed nią stała dziewczyna, która definitywnie była jej rówieśniczką. Tamta
wyglądała na starszą.
– Jestem Nena – padło i nieznajoma wyciągnęła do niej rękę na powitanie. –
Przeprowadziłam się tu kilka dni temu. Jeszcze nie znam okolicy. A ty jak masz
na imię?
– Merit – odpowiedziała, ale nie odwzajemniła gestu.
Nena westchnęła cicho, nie okazując rozczarowania.
– Jesteś nowa? – zapytała jakaś inna dziewczyna.
– Tak.
– Nie powinnaś z nią gadać. Lepiej trzymaj się z daleka – powiedziała inna.
– Dlaczego? – zdziwiła się Nena i przechyliła lekko głowę.
– To potwór. Jeśli się narazisz, możesz zginąć.
– W takim razie, czy nie lepiej się z nią przyjaźnić, zamiast zachowywać się
jak ty teraz? – odparła Nena, łapiąc się pod boki. – To nielogiczne. Zresztą
tak sympatyczna dziewczyna nie może być niebezpieczna.
– Nie masz o niczym pojęcia… – wtrącił się ktoś inny.
Nena zmarszczyła brwi i spojrzała na Merit, ale ona zdawała się już nie
słuchać. Pogrążyła się w lekturze swojej książki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz