wtorek, 14 sierpnia 2018

Part 4: Chapter 5 ~ One word, one smile.

I became a savior to some kids I'll never meet

            – Dlaczego to zrobiłeś? – zapytała z wyrzutem, gdy Dagon już zniknął.
            Wyglądała, jakby miała rzucić się na Daemona w każdej sekundzie.
            – Co zrobiłem? – spytał, wyrażając swoje całkowite niezrozumienie dla sytuacji.
            – Dlaczego powstrzymałeś go od zabicia mnie?
            – Tak jak powiedziałem, nie możemy cię zabić. Nasz pan ma wobec ciebie wielkie plany, jak mniemam...
            – Przekaż mu, że nigdy nie zostanę częścią jego planów – wysyczała Nena i rzuciwszy Daemonowi ostatnie, zawistne spojrzenie, dołączyła do przyjaciół.
            Tam walki też dobiegały już końca. Demony się wycofały, te, które tego nie zrobiły, poległy. Ludzie zwyciężyli, choć nie obyło się bez ofiar wśród szeregowych żołnierzy. Melissa oraz dwóch poruczników zostało ciężko rannych. Musieli zająć się zatamowaniem krwotoku i jak najszybciej przetransportować ich do miasta.
            Tam przywitano ich jak bohaterów. Co prawda zwyciężając, ochronili miasto, ale byli zbyt zmęczeni, by świętować. Z obu stron drogi ludzie wiwatowali. Najbardziej niezadowolona zdawała się być Nena. Od wejścia do miasta nie odezwała się ani słowem.
            – A ty, co taka ponura? – zapytała z troską Rosie. – Coś cię boli? Jesteś ranna?
            – Trochę się poobijałam i tyle. Nic mi nie jest – odparła niemrawo Nena, choć wiedziała, że to nie do końca prawda. Regenerowała się jednak szybciej, niż zwykli ludzie.
            – Wyglądasz, jakbyśmy przegrali. Ja też jestem zmęczona, ale… Mimo wszystko, liczy się sukces.
            Nie chciała się przyznać, ale tak właśnie się czuła. Jakby przegrała. Uratował ją demon. Jej własny wróg. Może nie dosłownie, bo sam Daemon nic złego nie zrobił. Nie zmieniało to jednak faktu, że był demonem i służył Lucyferowi. No i to, że w ogóle potrzebowała jego pomocy, uwłaczał jej dumie. A to strasznie ją wkurzało.
            Jadąc konno obok Rosie, obserwowała radujących się ludzi i zachwycone dzieciaki wpatrzone w nich jak w bohaterów. Często się tak działo, ale ona nigdy nie czuła się jak bohaterka. Znów nie zdołała wszystkich ochronić.


Sent a check in the mail to buy them something to eat

            – Nic mi nie jest – protestowała Nena. – Sama się sobą zajmę.
            – Niemożliwe, że nic ci nie jest. Nigdy nie dajesz nam się opatrzyć – westchnęła pielęgniarka, nie potrafiąc przegadać Neny. – Twoją pracą jest bronienie miasta, a naszą dbanie o was.
            – Bo nie ma takiej potrzeby. Lepiej zajmij się pozostałymi.
            – Ale pozostałymi już ktoś się zajmuje. Ciebie też muszę zbadać – upierała się młoda kobieta. Wciąż jednak starsza od Neny. – Jesteś młodą, piękną dziewczyną, musisz o siebie dbać.
            – Rany… – jęknął Aidan Crieg, bezpośredni podwładny Neny i jej zastępca. – Z panią kapitan to jak z dzieckiem, kiedy chodzi o leczenie…
            – A ty siedź cicho.
            – Pani kapitan, proszę o siebie zadbać. Kto będzie dowodził oddziałem?
            – Jak to kto? – Nena autentycznie się zdziwiła. – Ty.
            – Proszę sobie nie żartować… Nie mam odpowiednich zdolności i charyzmy, by dowodzić ludziom. Pani za to wręcz przeciwnie!
            W końcu skapitulowała i wpuściła pielęgniarkę do swojego pokoju. Zgodziła się na to tylko dlatego, że jeśli będzie nadużywać swojej energii życiowej, mentorka znowu ją okrzyczy. Toteż tym razem pozwoliła sobie na powolny proces leczenia, choć był on raczej uciążliwy.
            – I że niby nic ci nie jest? – nadąsała się pielęgniarka. – Masz dwa złamane żebra. Przynajmniej dwa, sądząc po tym sińcu. Pogruchotane kości śródręczna i kilka niegroźnych, ale wciąż ran.
            Nie przyznała się, że coś ją boli. I choć rany szczypały jak diabli, a złamane żebra pulsowały, że aż zatykało ją w klatce piersiowej, milczała. Skrzywiła się dopiero po założeniu wszystkich opatrunków, bo czuła się trochę jak zombie.

What will you do to make a difference, to make a change?

            Przez dłuższy czas siedziała naburmuszona w pokoju. Jak mało co mierził ją fakt, że Daemon ją uratował. Nawet jeśli nie chodziło o samo ratowanie jej. Z drugiej strony, gdy już trochę ochłonęła, zrozumiała, że powinna mu podziękować. To dzięki niemu Dagon się wycofał, a w jego ślady poszła reszta demonów. To zaś pomogło obronić miasto i jej przyjaciół. To było ważniejsze, bo przecież nie chodziło tylko o nią i jej zranioną dumę.
            Ten jeden raz, gdy akurat chciała z nim porozmawiać, nie wiedziała, gdzie jest. Nie umiała go znaleźć, mimo że krążyła wokół kwatery. Zebrała nawet ochrzan od Rosie i swojego porucznika, że się nadwyręża, zamiast odpocząć.
            Ostatecznie zrezygnowana udała się na dach. Przynajmniej tam nikt jej nie przydybie. No może za wyjątkiem Fostera, którego, de facto, też nie miała ochoty widzieć.
            – Gdzie ten cholerny de…
            – Wzywałaś? – usłyszała i aż podskoczyła przestraszona. – Zdaje się, że mnie szukałaś.
            – Ty… – zawarczała Nena, ale nie dokończyła. – Ech, tak… Chciałam ci… Podziękować – wyznała nieco wbrew swojej woli.
            Daemon popatrzył na nią szczerze zaskoczony.
            – Podziękować?
            – No, za wcześniej. Nie podobało mi się, że się wtrąciłeś, ale uznałam, że niezależnie od motywów, którymi się kierowałeś, pomogłeś nam.
            – Nie pomogłem wam, ani tobie – oznajmił, wzruszywszy ramionami. Przy tym jednak patrzył gdzieś w dal i zdawać mogło się, że nie był do końca szczery. – Powiedziałem prawdę.
            – Mam nadzieję, że przekazałeś swojemu panu moje słowa.
            – Owszem.
            – I co powiedział? – zaciekawiła się Nena.
            – Roześmiał się i powiedział, że lubi twoją butność.
            – Niemniej na przyszłość się, proszę, nie wtrącaj. Nie obchodzą mnie rozkazy Lucyfera – orzekła z powagą Nena. – Ani ty, ani on nie możecie mnie powstrzymać. Toleruję cię tylko dlatego, że jeszcze nie zrobiłeś niczego, co by mi się nie podobało.
            – Czyli wciąż pałasz do nas nienawiścią.
            – Oczywiście. Demony to podstępne istoty. Być może to, co zrobiłeś to część jakiegoś planu, żeby mnie przekabacić.
            – Może faktycznie nie powinienem interweniować – przyznał w końcu Daemon. – Skoro nieważne, co zrobię i tak masz o mnie tak złą opinię. Tylko dlatego, że jestem demonem, od razu wrzucasz mnie z nimi do jednego worka. Żałuję, mogłem patrzeć jak zdychacie. Ludzie to beznadziejny gatunek. Troszczycie się tylko o siebie i jesteście pierwsi do osądzania. Jesteście najsłabsi, a wydaje wam się, że wszystko wam się należy.
            – Bo to prawda – zaperzyła się Nena, ciskając gromy z oczu. – Ludzie to wspaniały gatunek, który powinien rządzić tym światem. Dlatego musimy wyplenić całe zło w postaci demonów i wampirów. Całe to plugastwo.
            – Dagon miał rację. Ludzie sami są sobie winni. To z ludzkiej nienawiści zrodziła się ta zła energia. Gdyby nie ludzie nie byłoby Noxów ani demonów. Nie byłoby potrzebne piekło. I ty jesteś taka sama – stwierdził Daemon, obserwując jak Nena zaciska dłonie w pięści. – Nazywasz się wojowniczką, kimś, kto ma ten świat uratować, to najpierw zaakceptuj prawdę i wyzbądź się tej nienawiści. W ten sposób nikogo nie uratujesz.
            – Co demon może o tym wiedzieć?!
            – Racja, przecież jestem TYLKO demonem.

What will you do to help someone along the way?

            Trzasnęła drzwiami, wracając do środka kwatery. Była wściekła. Ledwo powstrzymała się, żeby nie uderzyć Daemona. Nie chciała jednak wszczynać walki z demonem, gdy są wewnątrz bariery chroniącej miasto.
            Skierowała kroki do swojego pokoju. Po drodze minęła kilku podwładnych, nie zaszczycając ich nawet spojrzeniem. W sypialni zamknęła się na cztery spusty, przeklinając Daemona i całe piekło.
            Demony były złe. Pożerały ludzkie dusze, a czasem zabijały dla samej zabawy. Były istotami zrodzonymi z ciemności, mieszkańcami piekła. Od zawsze były symbolem tego co złe. Na różne sposoby kusiły ludzi i sprowadzały na złą drogę. I wszyscy wiedzieli to od tysięcy lat.
            Nigdy się nad tym nie zastanawiała. Powiedziano jej, że tak właśnie jest i w to wierzyła. I zgodnie z tą wiarą walczyła, chroniąc ludzi. Na własne oczy widziała, co demony potrafią zrobić. A teraz i tak zaczynała wątpić.
            Najgorsze w tym wszystkim było, że Daemon miał poniekąd rację. Nena zdawała sobie sprawę z tego, że ludzie nie są idealni. Tak samo jak demony mordowali z różnych błahych powodów. Zaś towarzyszący jej demon wciąż nie zrobił nic, co dałoby jej powód do zabicia go.
            W efekcie zaczęła się zastanawiać, czy aby na pewno miała rację. Co jeśli nie wszystkie demony są złe? Co jeśli anioły się mylą? Co jeśli to jest bardziej skomplikowane, niż kiedykolwiek sądziła? Te myśli ją przerażały, ale nie potrafiła ich powstrzymać.
            – Niech to!

Just a touch, a smile as you turn the other cheek

            Długo zajęło jej, zanim się uspokoiła. Właściwie minęło kilka dni, które kazano jej przeznaczyć na regenerację i odpoczynek. Spała, czytała książki i rozmyślała. Nadal nie potrafiła stwierdzić, co jest prawdą, a co nią nie jest. Nie wiedziała, co powinna myśleć.
            Jednak nie miała wątpliwości, że zamiast ślepo wierzyć w to, co mówią jej anioły, powinna się przekonać osobiście. Chciała poznać prawdę. Nawet jeśli to zmusi ją do zmiany poglądów. Niezależnie od tego, czego się dowie. Jeśli chciała faktycznie kogokolwiek uratować, musiała się zmienić.
            Uznała, że zacznie od rozmowy z Daemonem. Chciała go przeprosić i jeszcze raz właściwie podziękować. Bez kłótni i ostrych słów. Nadal nie była do niego przekonana, więc podchodziła do demona raczej sceptycznie, niemniej… Nie dał jej powodów, by źle go traktowała. Wręcz przeciwnie, a mimo to i tak była dla niego bardzo szorstka w obyciu.
            Zjawił się, gdy tylko wyszła na dach kwatery. Zawsze był gdzieś w pobliżu. Oboje mieli poważne miny. Atmosfera była gęsta, że można ją było siekać mieczem. W końcu Nena wzięła głęboki oddech.
            – Przepraszam – powiedziała zupełnie nagle i niespodziewanie. – Nie zrozum mnie źle. Nadal nie jestem pewna, czy powinnam ci wierzyć. Wciąż jesteś demonem. Niemniej zamierzam przekonać się sama, czy można ci ufać. Nie będę niczego zakładać z góry – wyjaśniła wciąż śmiertelnie poważna. Ale po naszej ostatniej rozmowie, uznałam, że nie zawsze ja mam rację i być może czasem powinnam cię posłuchać. Dlatego właśnie przepraszam. I raz jeszcze dziękuję za pomoc.
            Zaległa niezręczna cisza i Nena zwątpiła, czy nie wypaliła jakiejś głupoty. Zmarszczyła brwi jeszcze bardziej, a wtedy Daemon parsknął śmiechem. Spaliła buraka, sądząc, że zupełnie się zbłaźniła.
            – Wygląda na to, że ja też się myliłem, co do ciebie – padło w odpowiedzi.
            Nena uśmiechnęła się lekko i wróciła do kwatery.

In the midst of the most painful faces
Angels show up in the strangest of places


            Obserwował ją przez szybę. Nie obejrzała się za siebie ani razu. A on stał jak czubek, śmiejąc się sam do siebie. Zaskoczyła go. Ta dziewczyna naprawdę była inna.

1 komentarz:

  1. Strasznie nie podobał mi się początek tego rozdziału, a dokładniej to, co Nena mówiła i jak potraktowała Deamona. Jej świat jest czarno-biały i już, a mnie takie proste podziały nie kręcą. Jednak zwracam honor, skoro zaczęła myśleć o całej sprawie, to cenię, chociaż nadal nie wiemy, jaka jest prawda i co kombinuje Luciu. Chętnie się przekonam.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń