We're on a pilgrimage
Wszyscy wybrani przez Nenę wojownicy stawili się przed bramą wioski. Pośród
nich była Laine, druga najsilniejsza wojowniczka w całej wiosce. Była wysoką,
szczupłą kobietą o rudych włosach sięgających ramion. Pewny siebie uśmiech nie
schodził z jej twarzy nawet w obliczu takiego wyzwania, jak napad na siedzibę
wroga. Nie mogli się obyć także bez Ingri, Alwariego i Tolleva, blond
wielkoluda, który wbrew swojej aparycji, był nie tylko silny, ale i zwinny. Na
samym końcu był jeszcze Daemon, który choć wcale nie został wybrany przez Nenę
i tak przyszedł na doczepkę.
Szatynka naprawdę nie rozumiała jego pobudek. Wątpiła, że tak strasznie chciał
pomóc ludziom. Zazwyczaj się nie udzielał. I choć niejednokrotnie był świadkiem
jej potyczek z demonami, nigdy nie wkroczył do akcji by jej pomóc. Zapewne
chciał iść, by dalej móc ją obserwować. A że zgodziła się wpuścić go do wioski,
przy ludziach tańczył jak mu zagrała. Może nawet dobrze się przy tym bawił?
Ewentualnie mógł to robić też dlatego, że demony i wampiry najwidoczniej za
sobą nie przepadają. Być może chciał im utrzeć nosa. Niemniej, nawet jeśli nie
zależało mu na pomocy, zamierzała wykorzystać okazję, że choć przez chwilę ma
po swojej stronie silnego sojusznika. Nie znaczyło to jednak, że mu ufała.
– Jesteś pewna, że tyle was wystarczy? – zapytał Henock, który jak zawsze
przyszedł na spotkanie ze swoimi ludźmi.
– Wątpisz w mój osąd? – roześmiała się Nena. – Bez obaw. Wybrałam najlepszych z
najlepszych, a w mniej licznej grupie łatwiej będzie nam się tam dostać
pozostając niezauważonymi – stwierdziła, klepiąc mężczyznę po ramieniu. – Za
dużo się martwisz – dodała i nachyliła się, żeby go uściskać. Dyskretnie mu
wyszeptała: – Z taką grupą łatwiej będzie mi przypilnować, by wrócili cali, a
wioska nie może pozostać bez ochrony. Zwłaszcza, że nie wiem, kiedy wrócimy.
– No dobrze. Uważajcie na siebie, moje dzieci.
– Ty także.
I w ten oto sposób wyruszyli w kierunku, w którym powinna znajdować się nowa
kwatera Klanu Nocy. Byli tam w stanie dotrzeć w ciągu jednego dnia, ale atakowanie
nocą mogło być złym pomysłem. W tym wypadku będą musieli zaczekać do świtu. Co
prawda Klan Nocy nie obawiał się słońca, ale o świcie był trochę słabszy, niż
po zmroku.
– Nawet jeśli wróg nie jest zbyt liczny, a my wciąż jesteśmy blisko domu, nie
traćcie czujności – ostrzegła towarzyszy Nena.
Razem z Ingri na przedzie. Cały pochód zamykał Daemon. I wcale nie dlatego,
że chciał, a Nena zmusiła go do tego. Teraz cicho rozmawiała z czarnowłosą
wojowniczką na temat strategii.
– Atak o świcie jest najlepszym wyjściem.
– Zgadzam się.
– Prześlizgniemy się do środka i spróbujemy uniknąć otwartego starcia. Jeśli to
możliwe chciałabym uwolnić ludzi i wydostać się z nimi po cichu. Dopiero, gdy
będą bezpieczni, zniszczymy budynek wraz z wrogami.
– To może nam się nie udać – zauważyła Ingri.
– Wiem, to najlepszy scenariusz. W najgorszym wypadku zauważą nas zanim się tam
dostaniemy. Czas zweryfikuje nasze plany. Niemniej naszym priorytetem jest
uwolnienie zakładników, dopiero potem walka.
– Rozumiem. To by wyjaśniało, dlaczego wzięłaś tak mało ludzi. To, czego nie
rozumiem, to co nowy z nami robi.
– On… Cóż… Przyda nam się. Zobaczysz – skwitowała Nena i dodała niemal
niedosłyszalnie: – Chyba.
A crusade for hope
– Pokażemy tym łachudrom, że z ludźmi się nie zadziera. Wypędzimy, gdzie raki
zimują – rzucił radośnie Tollev. – Po powrocie musimy uczcić tą eskapadę.
– Widzę, że ty już świętujesz – odparła Leine, patrząc na wielkoluda spod
przymrużonych powiek. – Ten bukłak to na pewno woda?
– Chyba wóda – prychnęła Nena. – Tylko nie przeginaj, Tol.
– Spokojna głowa – roześmiał się mężczyzna. – To nie beczka.
– Może i nie, ale musisz być w szczytowej formie.
– Właśnie dlatego piję.
– Dajcie spokój, dziewczyny – wtrącił się Alwari. – Trunek dla Tolleva to siła
napędowa.
– Tylko niech się nie rozpędza – powiedziała złośliwie Leine. – Zostaw parę łyków dla
mnie.
– Lei, ty też? – jęknęła Nena i przeciągnęła dłonią po twarzy. – Potraktujcie
to poważnie.
– Traktujemy to jak najbardziej poważnie – przytaknęła Ingri. – Ale rozumiem i
podzielam ich radość. Nie masz pojęcia, ile czekaliśmy na coś takiego jak to.
Wreszcie czuję, że jeśli ta wyprawa się powiedzie, naprawdę mamy szanse wygrać
z Klanem Nocy.
Obóz rozbili dość szybko. Przeszli zaledwie połowę drogi. Nena jednak wolała,
by oszczędzali siły, a noc przeczekali w bezpiecznym miejscu. Osobiście wybrała
teren, na którym się zatrzymali. Jaskinia zawsze była dobrym schronieniem, gdyż
wykluczała atak z tyłu. Z drugiej strony była bardzo ryzykowna, bo
przeciwnik mógł łatwo odciąć im drogę wycieczki.
– Daemon, chodź. Sprawdzimy
okolicę.
Cause in our hearts and minds and souls we know
Podeszli bliżej, jednak wciąż kryjąc się w cieniu drzew. Pierwsze
promienie już przebijały się przez gąszcz liści. Przed nimi rozpościerało się
ogrodzenie. Zwykła siatka, ale jakże skuteczna przeciwko ludziom. Nawet Klan
Nocy nie ryzykował zostawienia siedziby na otwartej przestrzeni.
Po drugiej stronie płotu znajdował się niewielki, biały budynek z zaledwie kilkoma
malutkimi okienkami. Większość pomieszczeń najprawdopodobniej znajdowała się
pod ziemią i to pewnie tam trzymano ludzi.
– Jedno wejście. Dwóch strażników – oznajmiła Leine, powróciwszy ze zwiadów. –
Wszystkie okna są tak malutkie, że nawet dziecko się nie prześlizgnie…
– Czyli jednak musimy wejść frontem – westchnęła Ingri.
– Ja i Tol pójdziemy przodem – zadeklarowała Nena. – Spróbujemy pozbyć się
strażników po cichu. – Leine, będziesz pilnować tyłów. Nie możemy wykluczyć
opcji, że pojedyncze jednostki kręcą się jeszcze po okolicy.
– Chcesz żebym została przy wejściu?
– Jesteś silna. W razie kłopotów dasz nam znać.
– Nie podoba mi się to.
– Przydasz nam się tutaj. Jeśli wszyscy zejdziemy do podziemi i zablokują nam
drogę, przyda się ktoś, kto wesprze nas od zewnątrz – zauważyła Ingri.
Na znak oboje rzucili się w stronę ogrodzenia. Wybrali drogę, której nie
powinno być widać z okna, a strażnicy powinni zauważyć ich dopiero, gdy będą
przeskakiwać nad ogrodzeniem.
Zwinnie wylądowali na ziemi. Jeden z wampirów już ich zauważył. Szturchnął
towarzysza i już miał wejść do budynku, by zawiadomić resztę. Jednak jego ręka
zamiast na klamkę, natrafiła na niewidzialną ścianę. Bariera dała im czas
potrzebny do ataku.
Przeciwnicy byli uzbrojeni, ale nie na długo. Nena wyciągnęła miecz i płynnym
ruchem odcięła jednemu z nich rękę, zanim zdążył zaatakować. Drugiego w
żelaznym uścisku zamknął Tollev. Kolejne cięcia i głowy jedna po drugiej z
głuchym tąpnięciem wylądowały na ziemi. Dopiero wtedy pozostali dołączyli do
nich.
Poruszali się niemal po omacku. W budynku panował mrok. Nie znali też rozkładu
budynku, a wparowanie do pomieszczenia pełnego wampirów mogło się źle skończyć.
Postanowili na razie nigdzie nie zaglądać. Pokoje znajdujące się na powierzchni
na zapewne robiły za jakiś punkt obserwacji. Sądząc po oknach, przez nie
wypatrywali zagrożenia.
Na samym końcu szła Nena. Dyskretnie zabezpieczała wszystkie drzwi lodowym
zaklęciem. To przynajmniej kupi im trochę czasu w razie ewentualnych kłopotów.
Jednak nikt poza Daemonem nie zauważył, co robiła.
Udało im się bezpiecznie dotrzeć do schodów. Nie mieli światła, a w podziemiach
było jeszcze ciemniej. Nena rozważała użycia jakiegoś zaklęcia, żeby nieco
rozrzedzić mrok. Ingri najwyraźniej domyśliła się tego i pokiwała głową z
dezaprobatą.
– Co, jeśli ktoś jest na dole – szepnęła, a Nena skinęła głową.
Ruszyli dalej. Jednak nie trwało to długo. Ingri pisnęła mimowolnie, gdy jej
noga ześlizgnęła się ze stopnia. W porę przytrzymał ją Alwari, inaczej
zjechałaby na sam dół, robiąc sporo hałasu.
Cała grupa zamarła w bezruchu, nasłuchując. Zdawało się jednak, że wciąż nie
zostali odkryci. Ruszyli dalej. Tam zastała ich jednak niemiła niespodzianka.
Za późno było jednak na to, by się wycofać, a wciąż mieli do wykonania zadanie.
– Witamy – rozległo się.
– Zapalilibyście chociaż światło – prychnęła Nena. – Co za buce.
Usłyszeli śmiech jednego z członków Klanu. Najwyraźniej dowodził tą jednostką.
Toteż Nena szybko wyszeptała formułkę i sama rozjaśniła mrok, by ułatwić
towarzyszom walkę.
– Wracaj do Leine i przeszukaj górę – krzyknęła Ingri, stając między Neną, a
wampirami.
– Nie tak prędko.
– Za chwilę wrócę – szepnęła Nena i w mgnieniu oka znalazła się na górze.
– Nena?! – zdziwiła się Laine.
– Czekali na dole. Ingri stwierdziła, że przenieśli ludzi tu na powierzchnie.
Musimy sprawdzić pokoje.
– A co jeśli nie ma racji?
– To już dawno by nam odgrodzili drogę.
Pierwsze drzwi wypadły z zawiasów, gdy Laine zaserwowała im mocnego kopniaka.
Pusto. Wyglądało to raczej na punkt obserwacyjny. Kolejny pokój to samo. W ten
sposób wróciły w stronę schodów, na których dzielnie walczyła Ingri, próbując
zatrzymać przeciwników.
– Nie ma! – krzyknęła rozpaczliwie Nena.
– Muszą tam być! Tu na dole są kwatery krwiopijców! Szukajcie ukrytych drzwi,
czy coś!
Obie dziewczyny wróciły o miejsc, w których już były. Obmacywały ściany, ale
nie wyglądało na to, żeby było jakieś przejście. Pospiesznie wróciły do
schodów, by wspomóc przyjaciół.
– Czekaj – rzuciła Leine, zatrzymując się nagle. – Podłoga tutaj jest dość
wytarta. Położyła dłonie na ścianie na końcu korytarza i zaczęła je przesuwać
na boki. Postukała palcami i usłyszała jakieś odgłosy.
– Znalazłaś!
– Albo ludzie albo kolejna pułapka. Zobaczymy – mruknęła rozbawiona Leine. –
Dasz radę coś z tym zrobić?
– Uderzymy razem – powiedziała Nena. Normalnie nie miałyby szans, żeby się
przebić, ale ona już robiła obliczenia, by wzmocnić siłę ataku. – Teraz!
Coś porządnie łupnęło. Posypał się gruz i dało się słyszeć przerażone krzyki
ludzi. Kolejnym zaklęciem Nena oczyściła powietrze.
– Sporo.
– Nie bójcie się – powiedziała spokojnie Nena, choć było to trudne, wiedząc, że
na dole jej towarzysze walczyli na śmierć i życie. – Przybywamy z pobliskiej
wioski. Chodźcie.
– Nie! – krzyknęła jakaś kobieta. – Zostawcie nas.
– Szybko.
– Już próbowaliśmy uciekać. Złapią nas wszystkich…
– Nożeszkur…. – zaczęła Leine, ale Nena zasłoniła jej usta. Przecisnęła się
przez dziurę w ścianie i podeszła do przerażonej kobiety. – Nena?
– Spokojnie – oznajmiła, kładąc dłoń na ramieniu blondynki. – Z nami jesteście
bezpieczni. – Ku zdziwieniu Leine, to poskutkowało. – A teraz chodźcie, szybko.
Ludzie w różnym wieku znajdowali się w tym ciasnym pomieszczeniu. Było ich
ponad dziesięciu, ale Nena nie miała czasu liczyć. Powoli wstawali, niepewnie
podchodząc do wyrwy w ścianie. Leine pilnowała, by żaden z wampirów nie
przedostał się na górę i gdy znaczna część ludzi wyszła już, wyprowadziła ich
ostrożnie z budynku.
Na końcu szła Nena, obejmując ramieniem tamtą kobietę. Rozwaliła ogrodzenie i
pomogła wszystkim dostać się do lasu, gdzie nie było ich już widać.
We need
it we need
We need more than this
We need more than this
– Prowadź ich w stronę wioski – rozkazała.
– Co?
– Zaczekajcie na nas dopiero w jaskini. Tam do was dołączymy.
– Oszalałaś?
– Nie mogę ich tam zostawić…
– A mnie z tymi wszystkimi ludźmi? – przeraziła się Leine. – Nie możesz.
– Wiem, że z tobą są bezpieczni.
– Sama mówiłaś, że priorytetem jest ich bezpieczeństwo.
– Tak, właśnie dlatego, musimy ich stąd zabrać jak najszybciej – upierała się
Nena, ale widząc, że nie przekona kobiety, dodała: – Dobrze, zaczekajcie tutaj.
Przyślę do was kogoś za moment. Niemniej muszę dopilnować, żeby to miejsce
zostało zniszczone. Powiedziawszy to, odeszła.
Gdy wpadła do piwnicy, jej przyjaciele wciąż dzielnie stawiali czoła
przeciwnikom i jak na razie mieli przewagę.
– Tol, dołącz do Leine – mruknęła Nena, pojawiając się tuż obok wielkoluda.
Nie odpowiedział, tylko posłusznie usunął się w bok, ustępując jej miejsca.
Going through this life looking for angels
People passing by looking for angels
Gdy dotarli do obozowiska, słońce już zachodziło. Walka i zniszczenie
siedziby Klanu Nocy trochę im zajęło. Stracili sporo energii, więc i dojście
sprawiało więcej trudności.
Ocalona przez nich szesnastka ludzi odpoczywała. Tollev i Leine stali na
straży, by zapewnić im poczucie bezpieczeństwa, a także wypatrywali powrotu
przyjaciół.
– Nareszcie jesteście!
– Wrócili! Wrócili!
Wszyscy wyglądali na zmęczonych, ale ich twarze rozjaśniały uśmiechy.
– Siedziba wroga zniszczona – oznajmiła z dumą Ingri. – Jesteście bezpieczni.
– Chciałabym jak najszybciej zabrać was do wioski, lecz niedługo się ściemni, a
wy potrzebujecie odpoczynku – zarządziła Nena, lustrując wzrokiem wszystkich
obecnych po kolei. – Poczekamy do rana i dopiero wtedy ruszymy dalej. Jedzenia
starczyło dla wszystkich?
– Tak. Bardzo dobrym pomysłem było ukrycie tutaj zapasów. Mamy wystarczająco
jeszcze na jutro rano – oznajmiła Leine. – Obiad zjemy już we wiosce.
– Doskonale – uradowała się Nena.
– Dla was też mamy odłożone – wtrącił się Tollev. – Zostało też trochę piwa.
– Świetnie, umieram z głodu – rzekł Alwari i poklepał się po brzuchu. –
Słyszycie to echo? Pusto.
– Jak postukasz się w głowę, będzie ten sam dźwięk – powiedziała złośliwie
Leine.
– Ej!
Wszyscy wojownicy poza Alwarim parsknęli śmiechem. Pozostali przyglądali się
temu z niedowierzaniem.
– Dziękujemy bardzo – odezwała się kobieta, która na początku nie chciała
uciekać. Podeszła do Neny i wzięła jej dłonie w swoje. – Jesteś naszym aniołem.
– Powinniście być wdzięczni także pozostałym – odparła Nena.
– Gdy rozbiłaś tą ścianę, zobaczyliśmy twoją twarz i… – W jej oczach pojawiły
się łzy. – Nie chciałam iść, bo myślałam, że to sen. Zbyt piękny by był
prawdziwy. Jesteś prawdziwym aniołem!
– Powiedziałam już, że…
– Ależ proszę, nie zaprzeczaj. Uratowałaś nas.
– Zawdzięczacie wolność nie tylko mi, a właściwie zwłaszcza pozostałym obecnym
tutaj wojownikom – warknęła Nena rozeźlona słowami kobiety.
– Co za skromność – wtrącił ktoś jeszcze. – Faktycznie, jak prawdziwy anioł.
– Nie nazywaj mnie tak – fuknęła Nena i oddaliła się pospiesznie.
– Nie przejmujcie się… – jęknął Alwari, próbując rozładować atmosferę. – Ona po
prostu…
Ale sam nie wiedział, dlaczego tak się zdenerwowała.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz