środa, 27 czerwca 2018

Part 4: Chapter 2 ~ Looking for the way out


There's so much bigotry, misunderstanding and fear

            Usłyszała dźwięk przekręcanego zamka i otworzyła oczy. A więc ostatecznie przysnęła… Ostatnimi czasy nie miała okazji, by porządnie wypocząć. Nic dziwnego, że zmógł ją sen. Do środka wszedł Leistad. W dłoniach niósł tacę, a na niej kilka kanapek i kubek parującej kawy.
            – Niestety to wszystko, co mogę ci zaoferować, mimo tego, że uratowałaś mnie tak wiele razy.
            – Nie oczekuję niczego w zamian – odparła spokojnie Nena i uśmiechnęła się ciepło. – To więcej niż wystarczająco. Dziękuję bardzo.
            – Mogę ewentualnie przynieść mleko. Nie wiem, jaką pijesz kawę i czy w ogóle.
            – Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby – stwierdziła wesoło Nena i zatarła ręce. – To w zupełności wystarczy – dodała i po chwili z radością wgryzła się w jedną z kanapek. – Wygląda wyśmienicie, a kawa dobrze mi zrobi.
            Chleb był nieco czerstwy, przełożony tylko cienkim plastrem sera. W domu zapewne się nie przelewało. Nie zamierzała narzekać. Posiłek, którego nie musiała upolować był ostatnio luksusem. Był dużo bliżej standardów, do których przyzwyczajona była ze swojego świata. Ale nie miała czasu, żeby wpaść tam na pół godziny na kebsa, choć może ułatwiłoby jej to życie.
            – Wie pan, na co czekam najbardziej, prawda? – zapytała Nena, upiwszy kilka łyków kawy.
            Napój był bardzo gorzki, ale nie przeszkadzało jej to.
            – Tak, wiem – westchnął Benjamin i również się napił. – No dobrze... Od czego powinienem zacząć?
            – Czy ma pan jakąś teorię na temat powodu obecności Cieni w tej okolicy?
            – Mów mi Benjamin – oznajmił nagle. – Skoro mamy współpracować, powinniśmy być sobie równi.
            – Ach... No dobrze... Więc?
            – Cienie... Tak. Obawiam się, że przybyły tu z powodu Merit. Ona nie ma o tym pojęcia, ale Cienie cały czas za nią podążają.
            – Od jak dawna?
            – Problemy zaczęły się jakieś pół roku temu. Merit jest dobrym i spokojnym dzieckiem. Nigdy nie sprawiała nam problemów. Oboje z żoną zawsze bardzo ją kochaliśmy... – Mężczyzna zamilkł na chwilę. Jego twarz wyrażała głęboki smutek na wzmiankę o ukochanej. – Merit jest dla mnie całym światem. Niestety nie umiałem jej pomóc, ani jej zrozumieć. Zapewne nie chciała nas martwić, nigdy się nie żaliła. Ale jako jej rodzice wiedzieliśmy, że inne dzieci często się z niej naśmiewają. Zamknęła się w sobie. Jest silna, więc przetrwała...
            – Tak, ale nie rozumiem, co to ma...
            Nie pomny na słowa Neny kontynuował:
            – Robiła się coraz starsza i coraz piękniejsza. Jest już dojrzałą kobietą. – Nena prychnęła w myślach. W jej oczach Merit była jeszcze dzieckiem, ale każdy świat miał inne realia. – Pół roku temu, gdy zakwitła – Nena domyśliła się, co Benjamin ma na myśli – zaczęły dziać się różne rzeczy wokół niej. To wtedy pojawiły się Cienie. Wiedziałem o ich istnieniu. Słyszałem, że czasem pojawiają się, głodne ludzkiej duszy. Najwyraźniej Merit ma w sobie coś, co je przyciąga.
            – Ale skąd wiedziałeś o Cieniach.
            – Lata temu natknąłem się na jakąś wzmiankę. Chciałem chronić moją rodzinę, więc gotów byłem uwierzyć we wszystko, jeśli mogło to ustrzec je od krzywdy. Mimo to, moja żona zmarła dwa lata temu.
            – Przykro mi.
            – W domu spadały różne przedmioty, a Merit budziła się z krzykiem. Dałem jej ochronny medalion, by ustrzec ją przed czyhającym złem. Na jakiś czas sprawa ucichła.
            – Ale później coś się znów wydarzyło? – podchwyciła Nena.
            – Tak, to prawda. Merit była bezpieczna, choć wiem, że wciąż dostrzegała czające się w mroku istoty. Kilka razy pytała, po co te amulety, ale nie powiedziałem jej. Powtarzałem tylko, że jest bezpieczna, dopóki je ma. Nie skarżyła się, ale wiem, że się bała. Obrysowałem cały dom kręgami ochronnymi i szukałem innych sposobów na walkę z Cieniami. Efektem mojej pracy jest ta biblioteka.
            – W pół roku?
            – Nie wszystkie książki są z teraz. Część z nich pochodzi z czasów, gdy po raz pierwszy natknąłem się na wzmiankę o Cieniach.
            – Rozumiem. Zatem Cienie nie mogły skrzywdzić Merit.
            – Nie. Ale z czasem wydarzyło się coś okropnego. Zaczęły ginąć te dzieci, które jej dokuczały – wyjaśnił Leistad i dodał pospiesznie. – Ale to nie jej wina. Cienie nie mogły jej zabić, więc zabijały tych, którzy mieli z nią do czynienia.
            – Teraz rozumiem, dlaczego dzieci w szkole się jej boją.
            – Skąd o tym wiesz? – przeraził się Benjamin.
            – Cóż… Sprawdzałam wszelkie możliwe tropy. To miałoby sens. Czysta dusza o silniej energii stanowi smakowity kąsek dla Cieni. Aż dziw, że nie pojawiły się inne demony, ale biorąc pod uwagę, że jest ich tyle, widocznie straciły zainteresowanie tym miejscem – stwierdziła Nena, marszcząc brwi. – Ale osoby, które szykanowały Merit, sprawiały, że jej dusza przestawała być smakowita. Jeśli spowiłby ją mrok, nie byłaby już tak wyjątkowa, nawet pomimo sporej energii – ciągnęła dalej. Benjamin słuchał uważnie. – Głodne, chcąc chronić smakowity kąsek od zepsucia, zabijały… Takie rzeczy już się zdarzały, więc nie jest to aż tak niezwykły fenomen. Chmara Cieni potrafi być bardzo potężna.
            – A więc to prawda – odetchnął z ulgą mężczyzna.
            – Nie martw się, nie posądzam o nic Merit. Musiałam wziąć pod uwagę, że jest w to zamieszana, ale ta wersja jest najbardziej prawdopodobna. Ale w tym wypadku ciężko będzie znaleźć rozwiązanie problemu.
            – Jak to?

With eyes squinted and fists clinched
 we reach out for what is dear

            Nena westchnęła ciężko. Dopiła swoją kawę i odstawiła kubek na stolik obok pustego talerzyka po kanapkach.
            – Nawet jeśli zabiję Cienie, które tu są, pojawią się kolejne, które przyciągnie dusza Merit. Ja też nie zawsze będę mogła tu być. Jej obecność stanowi zagrożenie dla ludzi.
            – Co chcesz przez to powiedzieć! – wykrzyknął Benjamin, wstając gwałtownie.
            Na twarzy Leistada złość mieszała się z przerażeniem.
            – Spokojnie – jęknęła Nena, unosząc ręce w geście poddania. – Źle to ujęłam… Myślę, że dobrze by było, gdyby Merit nauczyła się walczyć z Cieniami. Jestem pewna, że poczuje się lepiej, mogąc coś zrobić.
            – Odpada!
            – Ale…
            – Nie zgadzam się!
            – Gdyby umiała się bronić, byłaby bezpieczniejsza niż z jakimś amuletem.
            Mimo tłumaczeń Neny, mężczyzna pozostawał nieugięty.
            – Zabraniam ci uczyć mojej córki takich rzeczy.
            – Ale dlaczego?
            – Już lepiej naucz mnie. Sam ją ochronię.
            – W tym problem, że tylko Merit ma ku temu predyspozycje. Posiada silną energię, więc myślę, że przy odrobinie szczęścia mogłaby się nawet nauczyć kilku zaklęć.
            – Kategorycznie nie – burzył się Benjamin.
            Zapowiadało się na to, że Nena nic nie wskóra. Nic nie dawało tłumaczenie, proszenie ani groźby. Mężczyzna był nieugięty. Troska o córkę była tak silna, że nie potrafił zdrowo myśleć. Nie dbał o los reszty dzieciaków, które Merit mogłaby ocalić…
            – Znajdźmy inny sposób na pozbycie się Cieni – nalegał Leidstad, aż czerwieniąc się ze złości.
            Nena skapitulowała:
            – Dobrze. Ale jeśli nie uda nam się znaleźć innego rozwiązania, pozwolisz mi z nią przynajmniej porozmawiać. To Merit zadecyduje, czy chce się uczyć czy nie.

We want it we want
We want a reason to live

            – Ludzie są tacy uparci – westchnął Daemon, maszerując kilka kroków za Neną. – Egoistyczne, mizerne istoty.
            – Powiedział demon.
            – No co? Taka prawda.
            – Podsłuchiwałeś moją rozmowę z Benjaminem? – zapytała Nena, spoglądając podejrzliwie na demona.
            – Ciężko było nie słyszeć jego krzyków…
            – Wkurza mnie, że ciągle za mną łazisz. Nie znudziło ci się to?
            – Mówiłem – odparł. - Rozkazy.
            Szatynka westchnęła ciężko i niespodziewanie się zatrzymała. Daemon omal na nią nie wpadł. Przyglądał się z zaciekawieniem, jak dziewczyna nasłuchuje. Potem zrobiła kilka kolejnych kroków i odsłoniła jakieś zarośla. W zastawionej nie dawno pułapce znajdowała się sarna.
            – Bingo! – uradowała się. – No dobrze. Skoro już udajesz mieszkańca wioski, przydaj się na coś i zajmij się tym.
            – Co mam z tym zrobić? – zdziwił się demon, patrząc to na Nenę to na sarnę.
            – No? A co się według ciebie robi z obiadem? Na barana ją bierz. Musimy ją zanieść do wioski.
            – Ludzie są dziwni…
            – Już, już, już! – Dziewczyna klasnęła w dłonie. – Nie marudzimy, tylko bierzemy się do roboty.
            – Tyranka…
            – Co za bezużyteczny demon – prychnęła Nena i nie oglądając się za siebie, ruszyła dalej. – Bez sarny nie wracaj albo to ciebie upieczemy na rożnie.
            Nie spojrzała za siebie ani razu, odkąd zostawiła Daemona samego ze zwierzyną i żwawo ruszyła w stronę wioski. Jednak sądząc po fakcie, że chwilę trwało, nim usłyszała za sobą kolejne, ciężkie westchnięcie, uznała, że wykonał zadanie. Bardzo dobrze. Zamierzała go sobie wytresować, skoro nie mogła się go pozbyć.
            – Nena! – rozległo się przy bramie. – Ludzie! Nena wróciła! I Daemon!
            – Otworzyć bramę!
            – Długo cię nie było – powiedział Alwari. – Chyba za nami nie tęskniłaś.
            – Głupek. Miałam dużo roboty.
            – Tak się ze mną witasz? – naburmuszył się chłopak, ale mimo to wyszczerzył zęby w serdecznym uśmiechu.
            – We wiosce wszystko w porządku?
            – W jak najlepszym, choć sporo się zmieniło od twojej ostatniej wizyty.
            – Och? – zdziwiła się Nena. – Cóż takiego?
            – Ingri została przywódczynią straży. Nie masz pojęcia jak nam daje w kość na treningach.
            – I bardzo dobrze – roześmiała się. – Ktoś musi wziąć was w ryzy. Henock stanowczo za bardzo wam pobłażał.
            – Ładnie to tak obgadywać starego człowieka za jego plecami?
            – Henock! – pisnęła Nena i rzuciła się mężczyźnie na szyję. – Jak zdrowie?
            – Jeszcze dycham, ale już nie długo, jak będziesz mnie tak ściskać.
            – Przepraszam. Martwiłam się.
            – Dobrze, że wreszcie jesteś.
            – Coś się wydarzyło? – strapiła się Nena.
            – Zapewne chcesz odpocząć – rzekł spokojnie Henock, kładąc rękę na jej ramieniu. – Powinnaś zajrzeć do domu.
            – Nie – odparła Nena. – Jeśli jest do omówienia jakaś sprawa, wolałabym o tym usłyszeć jak najszybciej.
            – Dobrze. Przejdźmy zatem do siedziby głównej.
            – Zostań – mruknęła cicho Nena, rzucając Daemonowi ostrzegawcze spojrzenie. – I nic nie kombinuj.
            Dumnym krokiem podążyła za Henockiem. Gdy dotarła do budynku, rada też powoli się zbierała. Na koniec zjawiła się Ingri przyprowadzona przez Alwariego.
            – Co się dzieje? – zapytała Nena, zasiadając wraz ze wszystkimi przy długim, podłużnym stole. – Wydarzyło się coś złego pod czas mojej nieobecności?
            – Odkryliśmy kolejną siedzibę Klanu Nocy. Najwyraźniej ich główna baza nie wystarcza i budują kolejne. Jest w dość bezpiecznej odległości od naszej wioski – wyjaśnił spokojnie Henock, lecz zmarszczone brwi świadczyły o trosce. – Na razie to niewielki budynek. Według naszych informacji jest tam maksymalnie trzydzieści wampirów, w tym kilku przetrzymywanych ludzi. Zapewne będą próbowali z czasem rozbudować tą siedzibę i zaatakować naszą wioskę. Podjęliśmy decyzję, że powinniśmy ich uprzedzić. Zniszczenie jednej z baz wroga i ocalenie ludzi jest warte ryzyka.
            – Rozumiem.
            – Poczyniliśmy już przygotowania, jednakże chcieliśmy poczekać aż się zjawisz. Dotychczas nie przeprowadzaliśmy takiej akcji. Robiłaś to sama...
            – Rozumiem – powtórzyła Nena.
            Nie była pewna, co do przedstawionego pomysłu. To prawda, że wojownicy byli silni i niejednokrotnie już stawiali czoła Klanowi Nocy. Ostatnimi czasy też sporo ich przybyło, także za jej sprawą. Niemniej jednak zabranie nawet części ludzi w sidła wroga nie do końca jej się podobała. Właśnie dlatego dotychczas wyruszała na takie wyprawy sama.
            Nie wiedziała też, jak Curreau zareaguje, jeśli zniszczą jedną z mniejszych jednostek. Fakt, że nawet gdyby zaatakował, otoczona barierą wioska była bezpieczna, a ona sama natychmiast będzie wiedziała o kłopotach. Wciąż jednak się obawiała. Mimo wszystko często polowali poza wioską w celu zdobycia pożywienia. A sprowokowanie pijawek było ostatnią potrzebną im rzeczą.
            Długo milczała rozważając za i przeciw. W końcu wzięła głęboki oddech i rzekła:
            – I tak już zdecydowaliście.
            – Twoja opinia jest jednak na tyle znacząca, że woleliśmy poczekać – odparł Henock.
            – Ty chciałeś zaczekać – poprawił go ktoś z rady.
            – I bardzo dobrze! Taka akcja jest bardzo niebezpieczna. Pomyśleliście, o tym, co się stanie, jeśli ich tym sprowokujecie? A co gorsza, jeśli wyprawa się nie powiedzie? – oburzyła się Nena i uderzyła pięścią w stół, skutecznie uciszając szepty starców. – Stracimy wtedy ludzi, a Klan Nocy poczuje się jeszcze bardziej bezkarny. W przeciwieństwie do was, Henock jest jedynym członkiem rady, który jeszcze słucha głosu rozsądku. Bo nie siedzi na dupie w zamkniętym pokoju i wie, jak wygląda świat zewnętrzny.
            – Sugerujesz zatem, żeby pozwolić im rozbudowywać nową siedzibę i polować na naszych ludzi? A co z tamtymi, którzy są tam przetrzymywani. Nie są z naszej wioski, ale…
            – Nie powiedziałam, że nie przeprowadzimy tej akcji – przerwała mężczyźnie Nena. – Powiedziałam tylko, że bardzo dobrze, że się wstrzymaliście. Taka wyprawa to poważna decyzja.
            – Tak. Niemniej udana akcja stanowczo podniosłaby morale ludzi i przyniosła nam korzyści. Musimy pilnować swojego terytorium i w miarę możliwości poszerzać wpływy – stwierdził Henock i podrapał się po siwej głowie. – Przetrzymywani tam ludzie mogą też posiadać jakieś przydatne informacje.
            – Jak najbardziej zgadzam się w tej kwestii. Uważam, że powinniśmy cały czas pracować nad pokonaniem Klanu Nocy, dlatego przeprowadzimy tą akcję.
            – Doskonale.
            – Niemniej to ja zdecyduję, kto pójdzie – zarządziła Nena, nie dając nikomu czasu na sprzeciw. – Wybiorę kilka osób, które najlepiej nadają się do takiej misji.
            – Nie zapominaj się! – oburzyła się członkini rady. – To Henock jest przywódcą wioski, a Ingri dowodzi strażą. Nie zachowuj się jakbyś…
            – Cisza! – zagrzmiał Henock, wyraźnie poirytowany tokiem rozmowy. – Tak jak powiedziałaś, moja droga, to ja jestem przywódcą wioski. Uważam, że postanowienia Neny są jak najbardziej racjonalne. Dotychczas cały czas narażała życie by nam pomóc i najlepiej zna się na przeprowadzaniu takich akcji. Zostawiam ci wolną rękę, Neno – dodał, zwracając się do dziewczyny.
            – Zgadzam się – przytaknęła z powagą Ingri. – Gdyby nie Nena, nie byłoby mnie tu. Ma moje pełne poparcie.
            – W takim razie proszę bardzo.
            – Świetnie. Wyruszymy za dwa dni – rzuciła na odchodne Nena i nie poświęciwszy kolejnego spojrzenia radnym, wyszła z budynku. – Banda zdziadziałych szaszłyków.
            – Słucham? – zdziwił się Daemon, który wciąż czekał przed wyjściem. – Zdziadziałe szaszłyki? - powtórzył, ledwo powstrzymując się od śmiechu.
            – Milcz – warknęła Nena. – Wkurzyli mnie.
            – Czyli za dwa dni ruszamy na terytorium wroga.
            – Nie interesuj się.
            – No chyba nie każesz mi tu zostać… – Daemon podniósł się z ziemi i podążył za Neną. – Jestem silniejszy od tych twoich wojowników.
            – Milcz, powiedziałam.

1 komentarz:

  1. Tresowany demon^^
    (na lepszy komentarz będzie mnie stać, jak trochę odżyję)

    OdpowiedzUsuń