sobota, 19 maja 2018

Part 3: Chapter 1 ~ Someone is watching me


Dead stars shine, light up the sky

            Srebrzący się w świetle księżyca miecz raz po raz przecinał powietrze. Drobne kropelki potu na skórze dziewczyny lśniły jak brokat, którego tak strasznie nienawidziła. Oddychała szybko, ale mimo to nie zaprzestawała w ćwiczeniach. Musiała utrzymać formę. A w nocy… W nocy trenowało jej się najlepiej.
            Powietrze było rześkie, ale nie zimne. Nikt jej nie przeszkadzał. Była zupełnie sama. Nie licząc nietoperza latającego po niebie w poszukiwaniu pożywienia. Obserwowała kątem oka pojedyncze światła w oknach domów. Prawie całe miasto spało, a ona czuwała nad jego mieszkańcami.
            Nie mogła jednak oprzeć się wrażeniu, że czuje na sobie czyjeś spojrzenie. W jej głowie rozbrzmiewały słowa demona.
            – Niech to – warknęła, przerywając trening. – Wyłaź.
            Nie miała pewności, czy tam jest, a tym bardziej, czy wyjdzie po tym, jak go przyłapała. Postanowiła to jednak sprawdzić. Jedyne, co wyczuła to delikatny powiew wiatru, który musnął jej policzek. W mgnieniu oka obróciła się za siebie, atakując mieczem.
            Stał tuż przed nią, gołą dłonią trzymając za ostrze jej miecza. Zmarszczyła brwi, widząc, z jaką łatwością to uczynił. Dopiero po chwili zauważyła cieknącą z jego dłoni krew i spojrzała na niego, mrużąc oczy.
            – Witaj, Neno – powiedział, uśmiechając się pobłażliwie. – Tęskniłaś?
            – Dlaczego nie użyłeś miecza? – zapytała, nie siląc się na powitanie.
            – To? – Zaśmiał się pod nosem. – To nic takiego. Nie było potrzeby, żebym wyciągał mój miecz.
            – Bo jestem słaba?
            – Bo nie mam zamiaru z tobą walczyć.
            Puścił miecz i upewniwszy się, że dziewczyna nie zaatakuje ponownie, opuścił rękę. Po chwili ona schowała broń.
            – Masz mnie tylko obserwować?
            – Szybko się uczysz – stwierdził wesoło demon.
            – Kto kazał ci mnie obserwować?
            Wzruszył ramionami.
            – Może ktoś kazał, a może nikt nie kazał…
            – Jakże głębokie – mruknęła Nena i wywróciła oczami. – Mogę cię po prostu zabić? Będzie o jednego demona mniej.
            – Nienawidzisz mnie?
            – Jesteś demonem.
            – Zatem nienawidzisz wszystkie demony? Dlaczego? – zapytał z powagą.
            Teraz to ona wzruszyła ramionami i powiedziała:
            – Może was nienawidzę, a może nie – skwitowała i dodała: - Jesteście demonami. Istotami zrodzonymi z mroku. Żywicie się duszami ludzi i ich cierpieniem. Moim zadaniem jest chronić ludzi. To bardziej różnica interesów.
            – Tak zostaliśmy stworzeni.
            – Wasze istnienie to pomyłka. Niesiecie światu jedynie zagładę.
            – Ale nie nasza wina.
            – Moja też nie – rzekła ozięble Nena. – To nie zmienia faktu, że wyrządzacie ludziom krzywdę. Demony, wampiry… Jesteście złymi, destrukcyjnymi istotami.
            – Bo ktoś tak powiedział?
            – Nie ktoś, tylko…
            – Bóg? – zakpił demon. – Powiedział ci to osobiście, czy może wysłał jedynie kolejną iskierkę?
            – Anioły od tego są. Są tylko posłańcami.
            – A może to one pociągają za sznurki – podsunął Daemon, szczerząc się.
            – Nie. Wiem, że on istnieje. Od zawsze mnie chronił. Nieważne ile razy pakowałam się w kłopoty, on zawsze mnie ratował.
            – Widziałaś go?
            – Nie. Nie musiałam. Na tym polega wiara.
            – Na okłamywaniu samej siebie?
            – Wiem, co próbujesz zrobić – warknęła Nena, obrzucając demona lodowatym spojrzeniem. – Takie właśnie są demony. Podstępne. Próbujesz zasiać w moim sercu ziarno zwątpienia. Jednak nie pozwolę ci na to.
            – Twoja wiara jest tak naiwna, że prawie mógłbym powiedzieć, że to urocze. Ale w rzeczywistości to tylko głupota. Błazenadą jest poświęcać się w imię kogoś, kto porzucił ten świat.
            – I nawet gdyby, to co? – zapytała nagle Nena. – Nawet gdybyś miał rację, co by to zmieniło?
            – Nie rozumiesz, że ta walka jest bez sensu? Nigdy nie wygrasz. Nie uda ci się zbawić całego świata.
            – Ona ma sens. Nawet gdybyś miał rację. Nawet gdyby On już dawno porzucił ten świat, ta walka nie jest bez sensu. Nie robię tego tylko dla niego.
            – Dla kogo? Dla ludzi?
            – Dla siebie.
            – Po co? Co ci to daje? To, że jesteś bohaterką? Ludzie nawet o tym nie wiedzą – zauważył demon, a jego twarz przybrała niezwykle poważny wyraz. – Traktowali cię jak śmiecia, a ty każdego dnia ratujesz ich mały, pluszowy świat.
            – Może odrobinę satysfakcji? – zaśmiała się Nena, zadowolona, że widocznie udało jej się zdenerwować demona. – Kocham ten świat i ludzi. I dlatego będę walczyć do ostatniej kropli krwi.
            – Jesteś zaślepioną idiotką, która daje sobą manipulować. Nie widzisz prawdy, która cię otacza.
            – To ty jesteś zaślepiony, demonie.
            – Mam imię – przypomniał, nieco spuszczając z tonu. – Daemon.
            – Tak, tak… Jasne. Dla mnie i tak zawsze będziesz tylko demonem.
            – Nie rozumiem, dlaczego tak uparcie trwasz przy swojej wierze i przekonaniu, że wszystkie demony są złe.
            – Bo to daje mi siłę.
            – Nie to…
            – Ja za to nie rozumiem, dlaczego tak bardzo zależy ci, żeby mnie przekonać, że nie mam racji – stwierdziła beznamiętnie Nena. – I tak nie przeciągniesz mnie na swoją stronę. Nie porzucę walki na rzecz ludzkości, bo jakiś demon mnie do tego namawia.
            – Nie próbuję przeciągać cię na żadną stronę.
            – A to nowość – zaśmiała się. – Nawet zabawny jesteś. Stanowczo za mało ci płacą.
            Daemon westchnął.
            – Jak widać, ta rozmowa jest bezcelowa – mruknął, nie kryjąc rozczarowania.

I'm all out of breath

            Biegła, ile sił w nogach. Powoli zbliżał się ranek. Powinno już świtać, a mimo to na horyzoncie nie było ani śladu słońca. Po plecach przeszedł jej zimny dreszcz.
            – Dranie – warknęła pod nosem, dostrzegłszy ogromną chmarę Cieni. – Czego wy szukacie w tym świecie? Czego szukacie w tym mieście?
            Tym razem było ich dużo więcej niż poprzednio. To nie mógł być przypadek. Cienie nigdy nie żerowały w tak sporych grupach, chyba że było tam coś wyjątkowo smakowitego, ale nie potrafiła sobie wyobrazić, co mogłoby to być. Jak niewyobrażalnie wielkie źródło energii. Musiałaby je zauważyć.
            Cienie nie stanowiły dla niej dużego problemu, a tym bardziej zagrożenia. Nie po tych wszystkich latach i niezliczonych potyczkach. Zresztą byli to najsłabsi mieszkańcy piekła. Problem stanowili może przez pierwsze kilka miesięcy, nim przyzwyczaiła się do używania magii. Zresztą, była wtedy jeszcze młoda i trochę się bała tych wszystkich istot.
            Teraz mogła z nimi walczyć z zamkniętymi oczami. Nie musiała ich widzieć, żeby je wyczuć, żeby znać ich naturę. Nie bała się. Nie Cieni. Nie mogły jej nic zrobić, bo w jej sercu nie było wątpliwości. Nie miały, na czym żerować. Znała swój cel i podążała za światłem. Nigdy na odwrót.
            Jedyną wadą walki z Noxami była ich ilość. Było to nie tyle trudne, a czasochłonne i uciążliwe, żeby zniszczyć każdego Cienia. Żaden nie mógł jej umknąć, inaczej ludzie byliby w niebezpieczeństwie.
            Daemon patrzył z zaciekawieniem, jak dziewczyna wiruje w mroku, otoczona chmarą Cieni. Jej ruchy były płynne i zdecydowane. Widać było wprawę i lata praktyki. Nie robiło mu różnicy, że teoretycznie zabijała jego pobratymców. Istoty mroku. Demony i Wampiry gardziły Cieniami. W końcu były tylko bezmyślnymi, bezkształtnymi formami czegoś, co nigdy nie zdołało ewoluować w prawdziwe demony.
            Nie rozumiał tylko tej dziewczyny. Co było z nią nie tak? Dlaczego chciała chronić ludzi, którzy sami odrzucili ją przed laty. I nie rozumiał, co jest w niej takiego wyjątkowego, że miał ją obserwować. Dlaczego nie mógł jej po prostu zabić, skoro stanowiła jakieś potencjalne zagrożenie? Zamiast tego, miał jej pilnować, miał mieć baczenie na to, co robi, ale nigdy nie wchodzić jej w drogę.
            To było nudne. Ona była nudna. I denerwująca. Nawet bardziej, niż ten bezsensowny rozkaz, który otrzymał. Nie mógł się jednak sprzeciwić. Nie śmiał ryzykować, choć tak naprawdę miał ochotę przycisnąć ją do muru, przynajmniej przetestować. Zobaczyć, ile wytrzyma i jak silna jest jej wiara w ludzi i tego jej śmiesznego Boga.

My walls are closing in

            Gdy w światach panował spokój, a jej pomoc nie była potrzebna, uczyła się. Wtedy nie mógł jej obserwować. Siedziba wiedźmy wymiarów chroniona była potężnymi barierami i czarami ochronnymi. Ale wiedział. Wiedział, że się uczyła. Miał swoje sposoby.
            I o ile dążenie do jakiejś wiedzy jeszcze nawet rozumiał, sam też przecież musiał się uczyć, by zyskać obecną rangę, ale ona nawet to robiła dla ludzi. Po to, żeby ich chronić. Nie rozumiał i rozumieć nie chciał.
            Nena siedziała zastawiona opasłymi tomiszczami ksiąg magicznych. Musiała uczyć się nowych zaklęć, teorii i sposobów na zwiększanie mocy tych, które już opanowała. Musiała być coraz silniejsza. Musiała, bo i wróg zyskiwał na sile. Nie mogła sobie pozwolić na lenistwo.
            Chodziła też do szkoły. Nie lubiła szkoły. Już od dziecka, ale szkoła była jednym z warunków, które postawiła przed nią mentorka. Bez sensu, ale z wiedźmą nie dało się dyskutować. Nie w tej jednej kwestii. Z jakiegoś powodu chciała, żeby Nena miała normalne życie. Tylko że Nena nienawidziła tego normalnego życia. Było nudne. Było bezcelowe.

Days go by, Give me a sign

            Siedziała na zajęciach i bazgroliła w zeszycie. To jeden z tych beznadziejnych dni, gdy nie mogła nawet nic pisać. No, bo nie miała nawet o czym. Nie lubiła tych dni, gdy nic się nie działo. Kiedy nie była potrzebna, mentorka zmuszała ją do dezaktywacji kropli astralnej – czaru, który pozwalał jej rozszczepić duszę i być w kilku miejscach jednocześnie. Dlatego w porównaniu do nawału pracy, teraz wszystko było takie szare, nijakie i bezsensu.
            Mogłaby wrócić do przyjaciół. Mogłaby. Ale Beatrice była przeciwna nadużywaniu magii. Uważała, że Nena powinna korzystać, gdy ma chwilę wytchnienia i przez kilka dni żyć normalnie.
            – Pssst! – usłyszała z prawej strony i ze znudzoną miną spojrzała na Esterę. – Co jest, Dagmara? Dziś nie piszesz – spytała cicho.
            Dagmara wzruszyła ramionami.
            – Nie mam weny – odpowiedziała, pochylając się nad stolikiem, żeby nauczycielka od biologii ich nie przydybała. – Jakoś tak…
            – Dagmara, nie gadaj – zwróciła jej uwagę biolożka, a ona potulnie pokiwała głową.
            Wreszcie rozległ się dzwonek, obwieszczając koniec lekcji. Dagmara spakowała swoje rzeczy do plecaka. Kolejny nudny dzień nareszcie się skończył. Estera też zbierała się pospiesznie i razem wyszły z budynku.
            – Chyba masz zły dzień – stwierdziła Estera, przyglądając się badawczo przyjaciółce.
            – Nie, wszystko ok. – padło w odpowiedzi. – Nie chcesz się gdzieś przejść?
            – Kawa i lody?
            – Idealnie – oznajmiła Dagmara, ożywiając się nieco.
            Łudziła się, że mała odmiana dobrze jej zrobi. Skoro i tak nie jest nikomu bardziej potrzebna, może faktycznie mogła się trochę zrelaksować. W końcu powinna się cieszyć, że nic złego się nie dzieje.
            Zamówiły dla siebie kawę i desery lodowe, po czym usiadły w kącie sali. Jak zawsze przy tym samym stoliku, jeśli tylko jest taka możliwość.
            – Mam wrażenie, że dawno tak nie siedziałyśmy – mruknęła pod nosem Dagmara, mieszając cukier trzcinowy w swoim latte.
            – Noooo, to prawda. Ciągle jesteś zajęta pisaniem albo nauką. Albo nie wiem czym, ale ty nigdy nie masz czasu.
            – No co ja poradzę? – roześmiała się Dagmara, ale zrobiło jej się trochę głupio. – Wiesz, że jestem cienka z matmy, a bez pisania nie mogę żyć.
            – No właśnie widzę.
            – Wiem, przepraszam. Obiecuję, że będę miała dla ciebie więcej czasu.
            – Nie ma sprawy – odpowiedziała Estera, a Dagmara uśmiechnęła się mimo woli. – Tamten chłopak ci się przygląda chyba – dodała, konspiracyjnie pochylając się nad stolikiem. – Ten przy wejściu.
            – O fuck…
            – Co? Znasz go? – zdziwiła się Estera.
            Wyglądała na niezwykle podekscytowaną.
            – Nie…
            – Na pewno?
            – Nie, po prostu wyglądał dziwnie znajomo – skwitowała Damgara, rzucając ostatnie przelotnie spojrzenie czarnowłosemu chłopakowi.
            – Łaaaa! – pisnęła Estera, natomiast Dagmara poczuła, że coś kapie jej na spodnie. – O rany! Przepraszam, Daga, mam nadzieję, że cię oblałam.
            – Nie – skłamała szatynka i dyskretnie przeciągnęła ręką nad swoimi nogami, używając magii, by je wysuszyć. – Daj to – westchnęła, zabierając jej kubek z ręki.
            Wytarła go chusteczką, kiedy Estera wycierała stolik. Potem odstawiła oba kubki na suchą część blatu i pomogła uprzątnąć resztę bałaganu.
            – Przepraszam – jęczała Estera, próbując ogarnąć sytuację. – Straszna ze mnie niezdara.
            – Spokojnie, przecież nic się nie stało.
            Nie minęło nawet kilka minut, gdy ktoś podszedł do stolika. Stanowczo nie była to kelnerka. Dagmara spojrzała na czarnowłosego chłopaka i poczuła, jak krew odpływa jej z twarzy.
            – Hej, dziewczyny – zagadnął, uśmiechając się wesoło.
            – To ty – wypaliła zdziwiona Estera.
            – Jestem Daem…
            – Damian! – krzyknęła Dagmara – To jest Damian. Poznaj Damiana. Damian, poznaj Esterę — mówiła, wypluwając z siebie kolejne słowa.
            – Mówiłaś, że go nie znasz – naburmuszyła się dziewczyna, szepcząc konspiracyjnie.
            – Tak ci powiedziała?
            – Nie poznałam cię wcześniej – wyjaśniła pospiesznie Dagmara. – Dawno się już nie widzieliśmy. Co tu robisz?
            – Lubię się czasem napić kawy i poobserwować ludzi. Mogę się dosiąść?
            – Nie…
            – Jasne, siadaj – ucieszyła się Estera. – Z jakiej jesteś szkoły?
            - W zeszłym roku skończyłem technikum – skłamał gładko chłopak.

The shepherd of the damned

            Śniło jej się, że stało się coś niedobrego. Brodziła w mroku, szukając kogoś. Obudziła się zlana potem, dłonie wyciągając przed siebie, jakby chciała dosięgnąć sufitu. Złe przeczucie uderzyło ją po raz kolejny. Zerwała się na równe nogi.
            Był środek nocy, jej rodzice spali, ona też powinna. Ale była potrzebna. Używając magii, stworzyła iluzję samej siebie i wymknęła się przez okno. Chwilę później gnała już po dachach budynków, w dłoni dzierżąc swój miecz.
            Wyczuwała zagrożenie już niedaleko. To były Cienie. Krążyły wokół domu Estery. Nena zwinnym ruchem rozcięła jednego z nich, a potem kolejne. Tylko ten jeden miecz, stworzony z duchowej energii i światła, był w stanie zniszczyć Noxy z taką łatwością. Zwykła broń była przeciwko nim bezużyteczna.
            – Czego wy tu szukacie, mendy – mruknęła, gdy pozbyła się już wszystkich Cieni. – To twoja sprawka? – zapytała, spoglądając spod przymrużonych powiek na Daemona.
            – Nie, ale powstrzymać też ich nie zamierzałem. To nie moje zadanie – skwitował, wzruszywszy ramionami.
            – Więc to twoja sprawka.
            – Zdążyłaś ją uratować, więc w czym rzecz?
            – Na szczęście. Gdyby coś jej się stało, zapłaciłbyś życiem.
            – Dlaczego tak ci na niej zależy? – zapytał demon, przyglądając się badawczo swojej rozmówczyni.
            – Jest moją przyjaciółką.
            – Ta niezdarna dziewczyna, która nie ma pojęcia o tym, kim jesteś?
            – Tak.
            – Dlaczego?
            – Bo ona mnie zaakceptowała. Taką, jaką jestem.
            – Bo nie zna prawdy – zauważył wściekle Daemon. – Gdyby wiedziała, oboje dobrze wiemy, że zachowywałaby się zupełnie inaczej.
            – Gdyby znała, zrobiłaby to samo. Wiem to – stwierdziła spokojnie Nena. – Bo jesteśmy do siebie podobne.
            – Ani trochę.
            – Bardziej, niż myślisz. A ty? Dlaczego się nią zainteresowałeś?
            – Bo nie rozumiem, dlaczego chronisz ludzi. Nawet nie wiedzą o tym. Nie mają pojęcia.
            – Tak jest lepiej. Nie muszą wiedzieć. Nie muszą się obawiać demonów i wampirów. Nie muszą się zastanawiać. Nie muszą…

1 komentarz:

  1. Oooo, już lepiej. Ta cała pogaduszka o Bogu trochę przypomina mi "Obrońców Królestwa" Kossakowskiej, ale to dobre skojarzenie, bo przy lekturze bawiłam się świetnie. No i to jest zawsze ciekawe, kiedy bohaterowie wyjawiają swoje powody do walki, które niekoniecznie ruszają stronę przeciwną. Nena broni idei tak naprawdę, nie wiem, czy to dla niej dobre, ale nie wszyscy muszą być antyhero. Polubiłam za to Deamona, choć zdaje się próbować być irytujący. Jednak lubię to, w jaki sposób podchodzi do sprawy i gada z Neną.
    Dobra, teraz mogę iść spać.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń