sobota, 19 maja 2018

Part 2: Chapter 3 ~ You're our angel


When there are people crying in the streets

            Usłyszała szlochanie i poszła to sprawdzić. Zobaczyła płaczącą dziewczynkę nieopodal swojego domu. Musiała zedrzeć sobie kolano, bo siedziała na ziemi, a wokół niej zebrały się inne dzieciaki.
            — Nena! — uradowało się jedno z nich. — Dobrze, że jesteś! Miri się przewróciła.
            — Trzeba było mnie zawołać od razu — westchnęła Nena i przykucnęła przy dziewczynce. — Bardzo boli?
            — Tak…
            — To, chodź, opatrzymy kolanko — powiedziała, biorąc ją na ręce. — Już dobrze, za chwile przestanie boleć.
            Zaniosła ją do domu i usadziła na kanapie. Przygotowała wszystko, co potrzebne. Jednak, gdy zbliżyła gazę, by oczyścić skaleczenie, szloch przerodził się w zawodzenie.
            — Miri — odezwała się spokojnie. — Zaraz zrobię sztuczkę i przestanie boleć, dobrze? A potem na spokojnie przemyjemy kolanko i nakleimy opatrunek. Dobrze?
            — Dobrze…
            Wzięła głęboki oddech i skupiła się. Jej ręka zdawała się emitować delikatne, zielone światło. Dziewczynka zapatrzona na to, zupełnie zapomniała, że jeszcze chwilę temu płakała.
            Nena uśmiechnęła się do niej i polała czymś rankę, która teraz zdawała się dużo mniejsza. Potem posmarowała ją jakąś zgniłozieloną maścią, po czym nakleiła niewielki opatrunek. Na koniec ucałowała delikatnie zranione kolano dziewczynki.
            — No. Do wesela się zagoi — mruknęła bardziej do siebie, niż do dziecka.
            — Dziękuję!

When they're starving for a meal to eat

            Dziewczynka już miała odejść, kiedy obie usłyszały burczenie w brzuchu. Raz, a za chwilę znowu i roześmiały się.
            — Widzę, że obie jesteśmy głodne. Poczekaj, zaraz coś przygotuję — oznajmiła Nena i podeszła do aneksu kuchennego.
            Rozejrzała się po szafkach i zaczęła wyciągać różne rzeczy. Sprawnie poruszała się po kuchni. W tym czasie Miri obserwowała ją uważnie. Dla wszystkich dzieci Nena była zagadką. Czymś jakby ciocią albo dobrą wróżką. Zresztą nawet niektórzy dorośli zdawali się traktować ją w ten sposób.
            Wreszcie szatynka skończyła i postawiła na stoliku do kawy dwa talerze z naleśnikami. Nalała jeszcze do szklanek świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy i mogły brać się za jedzenie. Z radością pałaszowały pyszny posiłek. Obie potrzebowały sił. Jedna do pracy, druga do zabawy.

When they simply need a place to make their beds

            Henock jak zwykle nie zwlekał. W mgnieniu oka zebrał wszystkich mężczyzn zdolnych do pracy. Nena już dawno powiększyła barierę, chroniącą ich przed Klanem Nocy i wyznaczyła nową granicę wioski zgodnie z wolą starszyzny. Wojownicy stali na straży tych granic, by zapewnić spokój mieszkańcom. Nie wiedzieli przecież o istnieniu bariery, która dla zwykłych ludzi była niewidzialna.
            Wszyscy z entuzjazmem zabrali się za wycinkę drzew, by jak najszybciej rozbudować wioskę. Nena również chciała pomóc, ale nie pozwolili jej. Zresztą nie tylko ona została oddelegowana do samego pilnowania, które było przecież tylko przykrywką dla jej bariery.
            — To zabawne, jak możemy walczyć z klanem Nocy, ale nie wolno nam rąbać drewna — prychnęła Ingri niezadowolona z takiego stanu rzeczy.
            — Uznają to za punkt honoru. Zresztą jak widzisz, nie tylko kobiety zostały odsunięte od tej pracy. Nawet Alwariemu nie pozwolili się przyłączyć, choć zazwyczaj wszędzie go pełno — zauważyła spokojnie Nena. — A to dlatego, że każdy ma swoje obowiązki. Naszym jest walka i właśnie dlatego, chcą, byśmy nie marnowali swoich sił.
            — Ale o ile szybciej poszłoby to, gdybyśmy nie sterczeli tutaj…
            — Wiem, masz rację, mnie też to czasem denerwuje.
            — Ale nie zaprotestowałaś.
            — Bo ich rozumiem. Nawet jeśli nie zawsze podobają mi się ich wybory, muszę je uszanować. Mogę im pomóc, ale nie mogę niczego zrobić za nich.
Nie na tym to polega.

Right here underneath my wing
You can rest your head


            Na ten dzień praca została zakończona. Zdołali wyciąć drzewa. Następnego dnia przerobią pnie na deski, a inna grupa zajmie się wykopaniem korzeni i oczyszczeniem terenu. Zasłużyli na odpoczynek i teraz wracali do domów na kolację. Nieźle się uwinęli, a obecność wojowników dodawała im otuchy. Henock osobiście dopilnował, by brama wioski została zamknięta, wcześniej upewniwszy się, że wszyscy dotarli bezpiecznie. Uliczki opustoszały, a on westchnął ciężko. Był zmęczony. Chyba nawet zbyt zmęczony, by wrócić do swojego domu. Dawno nie napracował się jak tego dnia. Chyba był już na to za stary. Ale chciał zrobić za życia jak najwięcej. Ile tylko może.
Usiadł na pniu drzewa. Tylko na chwilkę, bo niedługo po kolacji zejdą się dzieciaki, by posłuchać kolejnych opowieści Neny.
            — Nie jesteś za duży, żeby czekać tutaj z dziećmi na moje bajki?
            — Złośliwa jak zawsze.
            — Gdzieżby… Raczej zaniepokojona — oznajmiła Nena i usiadła obok Henocka. — Nie powinieneś się tak obciążać.
            — Bo jestem na to za stary?
            — Bo zrobiłeś dla tej wioski wystarczająco dużo.
            — Nie, jeszcze nie…
            — Wiem, jak bardzo kochasz tą wioskę i ludzi — oznajmiła Nena i pozwoliła Henockowi położyć głowę na swoich kolanach, gładząc jego siwą czuprynę. — Oni cię potrzebują, właśnie dlatego musisz o siebie zadbać. Nie może cię jeszcze zabraknąć. Nie poradzą sobie bez ciebie.
            — Dlatego robię, co mogę.
            — Dlatego próbujesz się wykończyć — warknęła Nena, gromiąc mężczyznę wzrokiem. — Jesteś przywódcą, więc bądź nim. Rozkazuj, planuj i obserwuj, jak pracujemy, nie pomagaj nam. Nie od tego jesteś. Praca tam w lesie… To nie twoje zadanie.
            — Nie bądź taka surowa…
            — Odpocznij — wyszeptała łagodnie. — Odpocznij. Już nie musisz walczyć, oni potrzebują twojej obecności.
            — Tak bardzo mi ją przypominasz… Moją córkę… Ona też zawsze mnie pilnowała.
Nena roześmiała się na tę uwagę.
            — To dlatego, że jesteś nierozsądny. Wiem, że robisz to dla niej, że chcesz, by ta wioska była tym, czego ona nie zdążyła zrobić, dlatego tym bardziej musisz mieć siły i żyć jak najdłużej, by tego dopilnować.
            — Chciała uratować jak najwięcej ludzi — zamyślił się Henock i przymknął oczy. — Chciała, by ludzie urośli w siłę i odzyskali swój świat, pokonali Klan Nocy. I zginęła, walcząc o to marzenie.
            — To dobre marzenie. W końcu się ziści. Jestem pewna, że patrzy na ciebie z dumą i dopinguje. Nie możesz jej martwić. Martwić ich — dodała Nena, rozglądając się wymownie dokoła. — Pozwól sobie na wolniejsze tempo. Odpocznij.
            — Nie mogę.
            — Nie możesz, czy nie chcesz?
            — Nie chcę.
            — Pamiętaj, ten twój pośpiech do tego, by się zapracować na śmierć… To nie jest ta droga.
            — Jestem zmęczony — wyznał Henock. — Tak bardzo zmęczony.
            — Wiem. Teraz możesz odpocząć.
            — Jesteś naszym aniołem, Neno.
            — Nie jestem — mruknęła pod nosem i spojrzała na niebo spod przymrużonych powiek. — Nie jestem taka jak one.

1 komentarz:

  1. Ależ dozujesz. Ot scenka obyczajowa z łatania kolanka i pracy przy rozbudowie wioski. A co z Noxami? Co z innymi światami? No eeeej. Człowiek ledwo zaczął czytać, a tu już koniec. Nieładnie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń