piątek, 7 lutego 2020

Part 16: Chapter 1 ~ Save me from the lies


Sometimes I feel so cold
Like I'm waiting around all by myself

           Po tym jak Flumen odprowadził ją w pobliże bramy, odszedł tak jak mówił. Jednak Nena nie wróciła do domu. Mogła. Wciąż miała szansę na to, by wrócić do domu, nim przyjaciele się zorientują. Mogła. Wciąż by zdążyła. Jednak z chwilą, gdy szok po rozmowie z Lucyferem minął, ogarnęła ją dziwna obojętność.
           Zresztą, co miałaby zrobić potem? I tak musiałaby powiedzieć, czego się dowiedziała. Jak? Po prosu powiedzieć, że była w piekle, rozmawiała z kimś, kto najwyraźniej jest jej ojcem? Nie. Nie mogła.
           Nie wiedziałaby, od czego powinna zacząć. Sama wciąż nie rozumiała. Nie docierało do niej to, co się wydarzyło. To spotkanie. Rozmowa. Wszystko było tak odległe. Tak niewyraźne. Niemożliwe.
           Usiadła na ławce, obserwując przechodzące demony. Siedziała tam, nie wiedząc, co myśleć ani co zrobić. Po prostu nie potrafiła zmusić się do pójścia-. Nie chciała wracać do domu. Nie chciała z nikim rozmawiać.
          
Loneliness gets so old
I'm in the lost and found sitting on the shelf

Potrzebowała czasu, by otrząsnąć się z szoku. Wpatrywała się w czerwone niebo. Dopiero teraz dostrzegła, że jest czerwone. Cały czas, odkąd przybyła, jego kolor nie zmienił się nawet na moment. Nie umiała stwierdzić, czy jest dzień, czy noc. Nie było słońca. Tylko szkarłat.
Nie miała pojęcia, ile siedziała na tej ławce. Nie wiedziała też, co powinna począć. Pójść porozmawiać z Beatrice? Czy udawać, że o niczym nie wie. Wyraźnie nie mogła liczyć na więcej wyjaśnień ze strony swojego ojca. Nie, żeby kiedykolwiek liczyła na wiele.
Raz jeszcze… Potrzebowała czasu. Musiała oswoić się z myślą o tym, że nie jest człowiekiem. Właściwie było tak, jak powiedział Lucyfer. Nic nie było takie, jak w to wierzyła. Wszystko było kłamstwem. Jej rodzice. Beatrice. Lucyfer. Ona sama. Co jeszcze? Bo bez wątpienia nie chodziło tylko o to.
Nagle ktoś nią potrząsnął.
           - Nena! Słyszysz mnie? Do jasnej cholery, Nena!
           - Dae…mon – wydukała wciąż jakby nieprzytomna. – Ja…
           - Już dobrze, to nieważne. Jesteś bezpieczna. Chodź – powiedział, przytulając ją i zanim się spostrzegła, byli w domu. – Nena, co się stało?

Been stuck for way too long
But I hear Your voice

           - Nic mi nie jest – powiedziała wreszcie Nena, wtulając się w Daemona, który zaraz zamknął ją w objęciach. – Nic mi nie jest.
           - Nie wyglądasz na ranną – stwierdził z ulgą. – Co się stało?
           - Będziesz zły – ostrzegła go Nena, ale w tej chwili to nie miało znaczenia. – Zawołaj resztę. Gdy tylko Merit wróci ze szkoły, wszystko wam opowiem. Macie prawo wiedzieć, bo to, co dziś usłyszałam, nie dotyczy jedynie mnie.
           - Merit już dawno wróciła. Jest u siebie w pokoju. Kazaliśmy jej tu zostać, podczas gdy my ruszyliśmy na poszukiwania.
           - Jak długo mnie nie było?
           - Prawie cały dzień. Jest już wieczór – oznajmił Daemon, spoglądając w stronę okna. Nena zrobiła to samo. – W piekle czas płynie inaczej.
           - W takim razie…
           - Najpierw coś zjedz. Zrobię ci herbaty, jesteś wyziębiona.
Nie protestowała. Nie chciała martwić Daemona już bardziej. Zresztą teraz faktycznie dotarło do niej, że naprawdę jest głodna.
           - Nena, słońce! – wykrzyknęła Tiril. – Martwiliśmy się o ciebie.
           - Wiem, przepraszam.
           - Nie wstawaj, zaraz ci coś przygotuję.
           - Mogę sama – mruknęła Nena, ale zrozumiała, że nie wygra.

You're who I'm counting on

           Gdy już wszyscy się zebrali, a Tiril zaserwowała herbatę. Nena wzięła głęboki oddech i zaczęła swoje wyjaśnienia.
           - Zanim się wściekniecie, musiałam to zrobić – powiedziała z powagą. – Podczas ostatniego spotkania z Lacuną, dowiedziałam się czegoś. Właściwie, nie dowiedziałam się nic poza tym, że o niczym nie mam pojęcia. Nie chciała mi jednak powiedzieć, a zdajecie sobie sprawę z tego, że raczej nie byłam w stanie zmusić jej do zmiany zdania. – Urwała na moment i upiła łyk herbaty. – Tak czy inaczej, planowałam to już od dawna. Udać się do Infernum.
           - Tak, pamiętam. Jednak prosiłem cię, abyś tego nie robiła.
           - Tak, ale po walce z Lacuną, nie mogłam już czekać. Nie mogłam też liczyć na Beatrice, więc opcja była tylko jedna.
           - A więc poszłaś tam sama – stwierdziła Merit. – Mogłaś przynajmniej zabrać kogoś ze sobą.
           - Nie. To było dobre posunięcie. Jak widzicie, po zmianie w wampira nikt nie zwracał na mnie uwagi. Zaś to, że przybyłam do zamku sama, oszczędziło nam walki, niż gdybyśmy zrobili tam najazd.
           - Nena ma trochę racji – przyznała z powagą Silat i pomimo gniewnego wzroku Daemona, kontynuowała: - Razem ruszylibyśmy pewnie do ataku traktując to jak bitwę. Nena tymczasem poszła porozmawiać. I może dzięki temu wyszła z tego cało.
           - I nawet się czegoś dowiedziałam, choć nie ukrywam, że mam teraz więcej pytań, niż zanim tam poszłam.
           - To znaczy, że spotkałaś się z Lucyferem? – przeraziła się Merit. – Poważnie?
           - Powiedziałabym nawet, że miałam z nim dosyć przyjemną rozmowę nad herbatą. Nie piłam tej herbaty, ale…
           - Czego się dowiedziałaś? – dopytywała nerwowo Merit.
           - Praktycznie nic poza po tym, co i tak już podejrzewałam.
           - A więc my naprawdę…
           - Jesteśmy siostrami. Tak. Lucyfer jest naszym ojcem – mruknęła niechętnie Nena i skrzywiła się. To wciąż brzmiało zbyt abstrakcyjnie. – To świetnie wyjaśnia moc, która nie jest charakterystyczna dla żadnego z czterech demonicznych klanów i jego nadzwyczajne zainteresowanie nami.
           - Skoro nie dowiedziałaś się niczego…
           - Niezupełnie. Poczekaj Daemon – poprosiła Nena, przerywając ukochanemu. Wyjęła z kieszeni zdjęcie i rzuciła je na stół. – Dostałam zaś to.
           - Czy to nie Beatrice? – zdziwił się.
           - Lucyfer uznał, że zapewne przyszłam dowiedzieć się czegoś o sobie. A zatem o swoim pochodzeniu i o ile naprawdę nie zaskoczył mnie z początku, po chwili wręczył mi to.
           - Beatrice? W sensie twoja mentorka? – zapytała Merit. – I ona jest naszą…
           - Nie – zaprzeczyła pospiesznie Nena. – Co prawda nie dowiedziałam się dokładnie, ale… Na razie wszystkie moje przypuszczenia się sprawdziły. Śmiem twierdzić, że dzielimy jedynie jedno z rodziców – wyjaśniła. – Myślę, że twoja matka, była twoją biologiczną. Była człowiekiem. Tak samo jak Benjamin, jednak on nie był twoim ojcem. Znaczy był. Kochał cię jak własną córkę. Po prostu nie biologiczną.
           - Rozumiem – odparła Merit, pogrążając się w zamyśleniu. Po chwili uśmiechnęła się. – Miałam dobrych rodziców. Miałam szczęście.
           - Co zamierzasz zrobić z Beatrice? – zapytał Daemon, spoglądając niepewnie na Nenę. – Zamierzasz ją skonfrontować?
           - Oczywiście. Ale nie teraz. To jeszcze nie jest najważniejsze, czego się dowiedziałam.
           - Mówiłaś, że nie dowiedziałaś się zbyt wiele – zauważył Faccuf i zaśmiał się. – Chyba jednak całkiem sporo.
           - Dowiedziałam to nie jest odpowiednie słowo. – Nena westchnęła. – Chodzi bardziej o to, czego się NIE dowiedziałam.
           - Nie rozumiem…
           - Lucyfer jest rzekomo upadłym aniołem, nie? – zapytała Nena i wszyscy pokiwali głowami. – Widzieliście kiedyś anioły? – Znowu wszyscy pokiwali głowami. Wszyscy poza Merit, która patrzyła na Nenę dość sceptycznie. – Ok. Anioły są identyczne. Bezpłciowe i o zbiorowej świadomości. Lucyfer jest mężczyzną. Przystojnym mężczyzną o brązowych włosach, a nie blond.
           - Zmienił swój wygląd? – podsunęła Tiril. – Ja też farbuję włosy, a jestem demonem.
           - A co ze świadomością?
           - W końcu to archanioł – powiedział Farcuf.
           - To nie ma znaczenia. Niczym. Absolutnie niczym nie przypomina anioła – wyjaśniła  powagą Nena. – Poza tym posiada demoniczne moce. Jak? Skąd? Powszechnie znana historia i ta powtarzana mi przez Beatrice w ogóle się nie zgadza.
           - No dobra, to faktycznie niepokojące.
           - To nie wszystko. Pomijam fakt, że mógł mnie zabić już dawno, gdyby chciał. Jest o wiele potężniejszy, niż mogłabym sobie wyobrazić – wyznała Nena, dłonie zaciskając na brzegu stołu. – A jednak czułam się przy nim bezpiecznie. Być może zwyczajnie namieszał mi w głowie, ale jego argumenty były sensowne. Zdziwienie moją wizytą jak najbardziej prawdziwe. On wysłał Daemona, by mnie obserwować. Dlaczego miałby chcieć mnie zabić? Nikt w Infernum nie próbował mnie zaatakować.
           - Co oznacza, że wcale nie jesteś uważana tam za wroga – stwierdził Daemon. – To by się zgadzało.
           - Więc z kim walczyłam przez wszystkie lata? – zapytała Nena i na dłuższą chwilę zaległa cisza.
           - Frakcja – powiedziała cicho Tiril. – Frakcja sprzeciwiająca się Lucyferowi. Jej część wciąż ukrywa się w Infernum. Nigdy nie udało nam się pozbyć jej do końca.
           - To samo powiedział. Lucyfer wspomniał o frakcji. Tylko jeśli jest tak potężny, dlaczego sobie z tym nie radzi. Kto dowodzi frakcją?
           - Frakcja to po prostu opozycja. Demony i Nocturny, które – zaczął Farcuf, ale Nena nie dała mu dokończyć.
           - Nie obawiałby się ich. Obawiał to może zbyt duże słowo. Jednak podczas rozmowy wyraźnie dał mi do zrozumienia, że nie mamy wiele czasu. Ktoś mógłby się dowiedzieć. Ktoś, kto nie powinien się dowiedzieć. Ktoś na tyle potężny, że stanowiłby jakieś realne zagrożenie. Kto? – Znowu cisza. – Właśnie. Więc nie wiemy, kim lub czym tak naprawdę jest Lucyfer, ani kto dowodzi frakcją. Podejrzewam, że te kwestie są powiązane.
           - To bardzo możliwe.
           - Lucyfer był zdziwiony tym, że ktokolwiek próbował targnąć się na moje życie. Ba. Kazał mi uważać. Być może to była tylko gra. Ale skoro mógł mnie z miejsca zabić, po co miałby się bawić?
           - Bo to coś, co robi. W końcu do władca piekła.
           - Myślałam o tym, a jednak jakoś mnie to nie przekonuje.
           - Po prostu chcesz wierzyć, że ten miły mężczyzna to nie tylko fasada – stwierdziła Merit.
           - Cienie zawsze cię chroniły. Daemon miał mnie tylko obserwować. Po co zadawać sobie tyle trudu? Nie jesteśmy aż tak znaczące. Nawet ja będąc uczennicą Beatrice nie jestem tak ważna, by miał posuwać się tak daleko. Nie potrzebował manipulacji. Mógłby mnie zabić. Zastąpić. Wyprać mi mózg. Nie wiem. Więc po co tyle zachodu.
           - Bo go to bawi.
           - Może – jęknęła Nena. – Więc dlaczego kazał mi uważać? Powiedział, że nic nie jest takie, jak wierzyłam.
           - Próbował namieszać ci w głowie.
           Nena wzruszyła ramionami.

Oh, tell me You're here
That You will watch over me forever

           - Nena – upomniał ją Daemon, patrząc jak kurczowo trzyma się stołu, by powstrzymać drżenie rąk. – Wystarczy na dziś. Potrzebujesz odpoczynku.
           - Nie zasnę. To nie da mi spokoju.
           - A potrzebujesz go i to bardzo. Dae ma rację – przyznała Tiri. – Zaparzę ci jakiejś ziołowej herbaty. Idź spać. Ty też Merit. Masz jutro szkołę.
           - Serio? – zaprotestowała dziewczyna. – Po tym wszystkim?
           - Tiril ma rację. Zresztą taki był układ nie? Szkoła – powiedziała Nena. O ile sama miała ochotę protestować dalej, nie mogła. Jeśli ona nie zachowa spokoju, jak Merit miała to zrobić. Musiała dać jej przykład. – Wszyscy musimy odpocząć. Wystarczy nam wrażeń. Wraz z nowym dniem na pewno wszystko będzie bardziej klarowne.
           - Dobra…
           - Zaprowadzę cię – powiedział Daemon, upewniając się, że Nena faktycznie pójdzie spać.
           Nie wygrał natomiast w kwestii prysznica. Nena nie dała się przekonać do tego, by po prostu iść spać. Daemon cierpliwie czekał na łóżku, aż wyjdzie. Gdy przyszła wykąpana, ubrana już w koszulę, wziął ją w objęcia i ucałował w czoło.
           - Przepraszam, że znów musiałeś się martwić.
           - Najważniejsze, że jesteś cała. Tylko to się dla mnie liczy. Wiem, że to wszystko jest dla ciebie ważne, a ty wiesz, że nie potrafię długo się na ciebie gniewać. Teraz kładź się.
           Posłusznie spełniła polecenie. Daemon usiadł obok i czuwał nad nią, dopóki nie zasnęła.

Oh, take hold of my heart
Show me You'll love me forever
Forever


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz